Magdalena M. Baran

Najtrudniej przez niski płot

Trudno nie zakochać się w Orawie. Wystarczy przewędrować przez szereg małych miejscowości, zajrzeć do kilku starych, świetnie zachowanych kościołów (jak choćby tego w Orawce, z unikalną polichromią z XVII wieku), odwiedzić Orawski Zamek czy w końcu wsiąść na statek i Jeziorem Orawskim przepłynąć na wyspę, gdzie zebrano rzeźbiarskie skarby z przydrożnych kapliczek, którymi teren ten usiany był przed zalaniem. Warto w końcu wspiąć się na Babią Górę, by z tej wysokości zobaczyć Orawę – tę polską i słowacką. A przecież jedną.

Z Orawą już kiedyś nie było łatwo, po Wielkiej Wojnie stała się powodem sporów między Polską a Czechosłowacją. Region podzielony był bowiem narodowościowo (tak zresztą pozostaje do dziś). W ostatecznym rozrachunku mówić można o tej polskiej, Górnej Orawie, i Orawie Dolnej, słowackiej. Spory o kilka wsi trwały jednak długo, a ich mieszkańcy nigdy nie doczekali się zapowiadanego plebiscytu. Czas płynął i wydawało się, że nikt nie będzie rozdrapywał starych ran, na nowo pytając o tożsamość tego regionu. Stał się miejscem wspólnym, przyjaznym, choć pod względem dbałości o swe dziedzictwo czasem nierównym. Przy spokoju, by nie rzecz rozleniwieniu ostatnich lat, nowe pomysły rajców gminy Jabłonka spadają zatem niczym grom z jasnego nieba. Niby nic, a przecież…

„Światowy Zjazd Orawian to spotkanie ludzi, którzy czują się związani z Orawą, identyfikują się z tą ziemią, szukają tutaj swoich korzeni. To spotkanie Orawian rozrzuconych po całej Polsce i świecie. Ten światowy zjazd pomyślany jest jako wielopokoleniowe spotkanie starszych i młodych Orawian żyjących w Polsce i na emigracji. Serdecznie więc zapraszamy do Jabłonki wszystkich Orawian, tych mieszkających na polskiej Orawie, ale przede wszystkich tych, którzy w przeszłości z różnych względów musieli opuścić swoje rodzinne strony, zapraszamy ich rodziny, bliskich, ich potomków. Zapraszamy wszystkich, którzy kochają Orawę” – głosi zaproszenie, jakie niedawno ukazało się (po polsku i angielsku) na stronie internetowej gminy Jabłonka. Niby wszystko w najlepszym porządku, bo spotykać się – na dodatek, by pielęgnować kulturę i tradycję niezwykle ciekawego regionu jakim jest Orawa – warto. Jest tylko drobne „ale”. Otóż na przyszłoroczny Zjazd nikt nie zaprosił Słowaków. Widać fakt, iż większa część wspomnianego regionu leży na Słowacji, nie miał dla polskich organizatorów imprezy najmniejszego znaczenia. Nic zatem dziwnego w tym, że i Słowacy kochają Orawę: czują się z nią związani i tu – po obu stronach granicy – mają rodziny, przyjaciół, pracę, historię i wspomnienia…

Skoro tak chętnie zamykamy się we własnych granicach i okrojonych tożsamościach, trudno mówić, by Zjazd miał być prawdziwie światowy – a tak przecież szumnie się go zapowiada –z góry planując wykluczenia. Właściwie dlaczego? Może miejscowi rajcy nie dość uważali na lekcjach geografii i historii, może płot zbyt wysoki, euro u sąsiadów przeszkadza, a może po prostu trudno im zapomnieć o tych paskudnych słowackich Orawianach, co to „porubanego” – znanego głównie z ludowo-ogniskowej śpiewki – Janicka zostawili pod murami Orawskiego Zamku (też na Słowacji)?

Na plany gminy Słowacy reagują na razie dość spokojnie, zapowiadając interwencje w stosownych resortach. Gmina jednak pozostaje uparta. Podczas gdy prezes koła Towarzystwa Słowaków w Jabłonce podkreśla, iż Orawa jest wspólnym miejscem zamieszkiwania obu narodów, od czasu wejścia do UE praktycznie na nowo połączonym, dostępnym bez konieczności ogonkowania w granicznej kolejce, wicewójt zdaje się nie dostrzegać sensu zapraszania Słowaków na samą imprezę. Gmina uparcie lekceważy prawdę o głównie słowackojęzycznej Orawie, szykując nawet upamiętniający „Światowy Zjazd” polskojęzyczny obelisk. Wójt pokrzykuje przy tym, że Słowaków do współorganizacji zapraszał (tyle, że nie słyszała o tym ani jedna z ich organizacji), a poza tym „nie może być tak, by Towarzystwo Słowaków rządziło polską Orawą”. Wydawało się, iż z przyjaźnie nastawionymi do nas Słowakami jak najbardziej nam po drodze, a tu polska gmina zachowuje się niczym filmowy Pawlak, już nawet nie ziemię, ale przynależność do tej, a nie innej nacji odmierzający ściśle, na dwa palce. Na prawdę miejsca mniej niż dwa palce, a i o tej w Jabłonce zapomniano. Wołają więc, chcąc nie chcąc włodarze gminy swych słowackich sąsiadów by „do płota podeszli”. Miejmy nadzieję, że i tym razem rozsądek zwycięży… A sama Orawa – jeśli Zjazd Światowy – jest i musi być jedna. Podzielona niskim granicznym płotem, językiem, walutą, ale jedna. I wcale nie chcę, by ktoś piętrzył mi na niej problemy i budował sztuczne granice.

* Magdalena M. Baran, koordynator projektów IO, publicystka „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 124 (21/2011) z 24 maja 2011 r.