Tadeusz Ciecierski

Może i osiem, ale niekoniecznie super

W miniony weekend na ekrany polskich ekranów wszedł najnowszy film Jeffreya Jacoba Abramsa „Super 8” (producentem filmu jest Steven Spielberg). Film Abramsa prędko wskoczył na pierwsze miejsce w rankingach popularności za oceanem, co wróży mu zapewne sporą popularność także i u nas. Niestety, jest to obraz bardzo słaby i chociaż zapewne słusznie porównuje się go do wczesnych produkcji Spielberga („E.T.”), widzowi, który zainteresowany jest w kinie czymś innym niż oddawaniem hołdu kolegom po fachu, produkcja ta ma niewiele do zaoferowania.

Fabuła przedstawia się następująco: jest rok 1979 (dowiadujemy się o tym m.in. stąd, że wspominany jest wypadek w elektrowni atomowej Three Mile Island), a główny bohater, syn szeryfa w małym amerykańskim miasteczku, kręci wraz z przyjaciółmi ze szkoły sceny do amatorskiego filmu o zombie. W czasie kręcenia jednej z nich młodzi ludzie są świadkami wypadku kolejowego, podczas którego z wykolejonego pociągu wydostaje się więziony od 16 lat przez wojsko kosmita (co z początku uchodzi uwagi bohaterów). Kosmita – jak to z kosmitami bywa – wraz z tropiącym go wojskiem zmienia życie sennego miasteczka w koszmar, który jednak zmierza ku szczęśliwemu zakończeniu: obcy chce po prostu odbudować statek i uciec jak najdalej (co mu się oczywiście udaje), przy okazji zaś udaje mu się też pojednać dwie poróżnione rodziny i zaleczyć traumę głównego bohatera, który kilka miesięcy wcześniej stracił matkę.

Motyw skrzywdzonego przez ludzi potwora, który słusznie domaga się zemsty i zadośćuczynienia, jest oczywiście w kinie wykorzystywany od dawna. W najsłynniejszych produkcjach opartych częściowo na podobnym pomyśle (filmy o Godzilli, która zawsze chce zniszczyć Tokio) widz nie ma zazwyczaj do czynienia z sileniem się na powagę oraz snuciem opowieści o osobistej przemianie i słusznej karze, która spotyka złe osoby. W „Super 8” powagę od samego początku udają prawie wszyscy, przemiana nie należy do rzadkości, a zło zostaje przykładnie ukarane.

Widz udaje się do kina na najnowszy film Abramsa z pewnymi oczekiwaniami. Sądząc po zapowiedziach filmu i osobie reżysera, wierzy, że zobaczy mroczny, zaskakujący i trzymający w napięciu film science fiction. Zamiast tego otrzymuje przewidywalne od początku do końca dzieło o posmaku mrocznego kina familijnego (tak, tak – okazuje się, że połączenie takie jest możliwe, odbywa się niestety kosztem jakości). Jeśli Czytelnika interesują filmy o potworach, polecam raczej Godzillę. Nawet gumowy potwór jest lepszy od gumowych postaci bohaterów „Super 8”.

Film:

„Super 8”
Reż. J.J. Abrams
Data polskiej premiery: czerwiec 2011

* Tadeusz Ciecierski, doktor filozofii, pracownik Uniwersytetu Warszawskiego, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 128 (25/2011) z 21 czerwca 2011 r.