Jarosław Kuisz
Na ruinach mieszczańskiego świata
„- Och, wydać za mąż córkę i umrzeć!… – wykrzyknęła nieszczęśliwa kobieta, tracąc głowę”1.
Jak zauważono we Francji, już od 200 lat czytamy „Komedię ludzką”. Oczywiście słowo czytamy powinno znaleźć się w cudzysłowie – i to pogrubionym – przede wszystkim ze względu na wąski krąg dzisiejszych amatorów takiej lektury. Niezależnie od wysiłków podejmowanych przez literaturoznawców, wydawane w paperbackach tomy spokojnie wylegują się na paryskich straganach z tanią książką, zaś w stolicy Francji skromne „Maison de Balzac” nie należy do najczęściej odwiedzanych muzeów.
Daje do myślenia, że można dziś napisać historię kulturową Europy w XIX wieku, nie wspominając o Balzaku ani słowem2. Rzecz jeszcze kilka lat temu nie do wyobrażenia (choćby ze względu na dobrze znane zachwyty Karola Marksa nad nowelą „Nieznane arcydzieło”). Powody tego stanu rzeczy są uniwersalne, choć tu i tam mają zapewne swoje lokalne odcienie. Najważniejszy literacki periodyk Francji usiłuje temu zaradzić. Najnowszy numer „Magazine Littéraire” (n° 509) został poświęcony Honoriuszowi Balzakowi. Tytanowi literackiej pracy wspomaganej litrami kawy. Prekursorowi pracoholizmu, znawcy kobiet dojrzałych i obserwatorowi świata nuworyszów, którego otacza we Francji romantyczny mit „pani anskiej”, poślubionej nie gdzie indziej, a w Berdyczowie. Nawet jej nazwisko – wymawianie bez pierwszej litery, „h” – zostało przez dwa stulecia oswojone.
Recepty na swoje arcydzieła miał proste. Z notatek, które poczynił Balzak, dowiadujemy się o idei jednej z najważniejszych książek w telegraficznym wręcz skrócie: „Temat «Ojca Goriot» – dzielny człowiek – pension bourgeoise – 600 franków renty – rujnujący się dla swoich córek, które obie mają 50 000 renty, umierający jak pies”3. Warto zwrócić uwagę na zanotowane w pospiechu trzy ostatnie słowa.
* * *
Tymczasem recepcja Balzaka nad Wisłą ma swoją fascynującą wprost historię, która na dodatek pozwala dostrzec słabość analiz opublikowanych na łamach „Magazine Littéraire”. Ograniczmy się do jednego przykładu. Nie będzie przesadą powiedzieć, że najwnikliwiej czytano „Komedię ludzką” właśnie w chwili, gdy mieszczański świat Balzaka – w swojej wschodnioeuropejskiej odmianie – dosłownie obracany był w ruinę. Ciekawe są wybory lektur, których polscy pisarze dokonywali w czasie II wojny światowej. Jarosław Iwaszkiewicz w dzienniku w 1941 roku notował, że pod okupacją nie jest w stanie czytać Balzaka. W rzeczywistości, która jest „tak straszna, a przy tym koszmarnie nudna”, interesuje go tylko wielka epika, „coś, co można tak przeżyć, jak «Wojnę i pokój», wrosnąć w inny świat, jakiż bogaty, jaki szeroki, jaki bardzo różny od tego, co się ma teraz na co dzień”. Balzak, jak pisał, „nudzi mnie, odraża gadulstwem, brakiem plastyki” (s. 182).
Gdy Iwaszkiewicz wybierał ucieczkę od tego, co miał za oknem, przyjaźniący się z nim wówczas Czesław Miłosz wzbraniał się przed takimi odczuciami i ocenami. Krytykował odradzający się na jego oczach romantyzm martyrologiczny, który niebywale szybko wypłukiwał racjonalizm na rzecz patosu i narodowej mitologii . Może dlatego właśnie różnił się w ocenie dzieł autora „Ojca Goriot” i napisał w 1942 roku poświęcony mu esej „Legenda Miasta-Potwora”. Dla skomplikowania obrazu należy przypomnieć, że Boy-Żeleński, tłumacz ponad 30 książek Balzaka, które miały dawać pojęcie o śmiesznostkach mieszczaństwa, ale i o jego sile, został zamordowany w mieście Lwowie dokładnie wtedy, gdy Miłosz pracował nad swoim tekstem.
* * *
Wedle jednego z opisów: „Balzak widziany z tyłu, od głowy aż do obcasów tworzył linię prostą, w której jedyną wypukłością były łydki; z przodu zaś wyglądał jak as pikowy”4. Co dziś można wygrać tą kartą? W imię czego jednak, poza oczywistym wykładem historii literatury, przypominać autora „Komedii ludzkiej” we Francji? Jedności narodowego „patrimoine” i szukania kulturowego spoiwa? We Francji, która jest nie tylko zeświecczoną wnuczką XIX-wiecznej burżuazji, ale ma także islamską twarz, takie zadania przestają być tylko obojętną, laurkową celebracją chwały przeszłości.
Jeszcze za życia Balzaka Gobineau przepowiadał tryumf realizmu w powieści. To prawda. Jednak ciągnące się całymi stronami, wyrafinowane opisy paryskich facjat czy arystokratycznych balów cieszą się, co zupełnie zrozumiałe, umiarkowanym uznaniem. Trudno znaleźć dziś kogoś, kto znałby „Komedię ludzką” w całości. Co więcej, francuski imperializm literacki, który miał odpowiadać militarnemu (to Balzak miał powiedzieć o Napoleonie, „czego on usiłował dokonać mieczem, ja uczynię piórem”5), budzi zakłopotanie.
Dla nas lektura może być co najwyżej wyprawą w przeszłość o stosunkowo letniej temperaturze. Jeśli bowiem kariery Rastigniaca czy Gobsecka rozgrzewają nas podczas lektury do czerwoności, to znaczy, że chyba zapomnieliśmy o tym, że świat mieszczański wznosi się w tej części świata po raz wtóry.
Miłosz miał rację, pisząc, że Balzak zdecydowanie otwiera nową epokę, w której stopniowo świat ludzi sprowadzano do świata zwierząt, nie licząc się przy tym z konsekwencjami. Ślepota w literaturze trwała długo – aż do zakończenia najważniejszej książki XX stulecia, której realizmu początkowo nie dostrzeżono6. O śmierci Józefa K. dowiadujemy się, że zabito go „jak psa” i brzmi to w naszych uszach zgoła inaczej niż wiadomość o śmierci któregokolwiek z bohaterów Balzaka.
Przypisy:
1 H. Balzak, „Kuzynka Bietka”, Wydawnictwo „Czytelnik”, Warszawa 1954, s. 31.
2 H. Salmi, „Europa XIX wieku. Historia kulturowa”, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2010.
3 Spór na temat dziennika Balzaka opisał na swoim blogu Pierre Assouline: http://passouline.blog.lemonde.fr/2011/05/25/lalbum-de-balzac-un-scoop-qui-date/
4 H. Arendt, „Franz Kafka: ponowna ocena”, w: H. Arendt, „Salon berliński i inne eseje”, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2008, s. 52 i n.
5 J. Guze, „Wstęp”, w: Chateaubriand, „Pamiętniki zza grobu”, PIW, Warszawa 1991, s. 10.
6 E. i J. de Goncourt, „Dziennik”, PIW, Warszawa 1988, s. 44.
* Jarosław Kuisz, redaktor naczelny „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 131 (28/2011) z 12 lipca 2011 r.