Agnieszka Wądołowska
Gdy obrazy idą w ruch – o „Hommage à Chagall” w Teatrze Groteska
Onirycznie? A jakże. Sentymentalnie? I owszem. Naiwnie? Tylko chwilami. Na scenie Teatru Groteska w Krakowie postacie z obrazów Chagalla: „Wesele”, „Zielony skrzypek”, „Macierzyństwo” czy „Ponad miastem” fruwają, wirują, duplikują się i nakładają na siebie. Maleńkie marionetki, pastelowe projekcje filmowe i aktorzy w olbrzymich karykaturalnych maskach jak z Schulza, przerysowane ruchy i ostre gesty – w przedstawieniu bez przerwy przenikają się różne porządki, poziomy i skale. A wszystko podszyte na przemian to łagodną, to przerażającą melancholią. Fantasmagoryczne obrazy. Oniryczna logika. Autonomiczne łączące się ze sobą światy. Ponoć początkowo Chagall malował obrazy jedne na drugich, zwłaszcza tuż po przyjeździe do Paryża, aby w ten prosty sposób oszczędzić na materiałach i podtrzymać mit o własnym ubóstwie. Z czasem ta wielowarstwowość stała się jednym ze znaków rozpoznawczych onirycznego malarza. Właśnie na niej skupił się reżyser przedstawienia Adolf Weltschek, przy okazji udowadniając, jak wiele może mieć do zaoferowania profesjonalny teatr lalkowy dla dorosłych.
Sztetl, miłość i byk
To o stylu Chagalla Apollinaire miał powiedzieć surnaturel, jeszcze zanim ukuł termin „surrealizm”. Przez I wojną światową Chagall, mieszkając w Paryżu, czerpał pełnymi garściami z pomysłów paryskich kubistów i symbolistów, ale zgodnie ze swoim indywidualizmem i rezerwą w stosunku do innych, nigdy nie dał się zaszufladkować żadnemu z kierunków, choć elementy wszystkich tych stylów splatały się w jego malarstwie. Podobnie splatają się na scenie Groteski. Używając całej tej gamy środków w „Hołdzie Chagallowi”, Weltschek ożywił jego baśnie o tęsknocie. Witebsk – ten na przemian groźny i sielankowy sztetl, którego Chagall tak naprawdę nigdy nie opuścił, bez względu na to, czy mieszkał w Paryżu, czy w Nowym Jorku; Bella – jego smutna muza, wielka miłość, wciąż na nowo przedstawiana jako panna młoda; baśniowy kogut i byk; wojna i zagłada – kluczowe tematy Chagalla mieszają się i przeplatają na scenie. Z tej wielobarwnej mieszanki powstał hipnotyzujący spektakl, w którym nie pada ani jedno słowo, który buduje kolor i ruch prowadzony klezmerską muzyką. Teatr Groteska przypomniał go podczas tegorocznego 21. Festiwalu Kultury Żydowskiej.
Po co ożywiać?
Peter Webber w „Dziewczynie z perłą” pozwala widzom wśliznąć się do pracowni mistrza Vermeera i pokazuje, jak mieszać barwniki. W „Młynie i krzyżu” Lecha Majewskiego Bruegel tłumaczy, jak konstruuje pajęczą sieć zależności znaczeń na swoich obrazach. Nawet na nieco naiwnie postawione pytanie o ukrytego między ludźmi Jezusa padającego pod krzyżem, mistrz cierpliwie odpowiada: „Muszę go ukryć, bo jest najważniejszy”. Webber do scenek rodzajowych Vermeera dopowiada historię różnic społecznych i zakazanej namiętności między uroczą i zdolną służącą a mistrzem; u Majewskiego z cierpieniem na Golgocie splata się kwestia narodowo-religijnych konfliktów w XVI-wiecznych Niderlandach. Obaj reżyserzy dają głos nie tylko malarzom, ale i postaciom z obrazów. Oba filmy, choć sensualne i kontemplacyjne jak na filmy o malarstwie przystało, dopowiadają też tło historyczne i społeczne. Weltschek tego nie robi. Nie wyjaśnia, nie dopowiada, nie tłumaczy. Ożywia. Wprawia w ruch. Sadza widza na szalonej karuzeli. Pozostaje na płaszczyźnie obrazów. Dodaje muzykę, ale nie wpuszcza słów. Intensyfikuje tylko wrażenia, zalewa widza czystym Chagallem.
Sztuka:
„Hommage à Chagall”
Reżyseria: Adolf Weltschek
Scenografia: Małgorzata Zwolińska
Teatr Groteska w Krakowie
* Agnieszka Wądołowska, absolwentka filologii angielskiej UW.
„Kultura Liberalna” nr 131 (28/2011) z 12 lipca 2011 r.