Ewa Toniak
Cień Sprawiedliwych
Tydzień temu słońce było bezlitosne. Ani pół drzewka oliwnego z ogrodów Sprawiedliwych w Yad Vashem, za którymi, jak mówi Piotr Forecki, tak lubimy się chować. Ani gałązki. Zamiast wsłuchiwać się w słowa prezydenta, „że przyznanie się do tej winy nie przekreśla polskiej martyrologii i polskiego bohaterstwa w walce z niemieckim i sowieckim okupantem”, wypatrywałam latającego nad polami bociana. Żeby choć zrobił małą rundkę nad naszymi głowami. Zrzucił kapkę cienia. Ale nie. Bocian nie chciał mieszać dyskursów. Zrobił kilka okrążeń i odleciał.
„Rytuałem pojednań” Björn Krondorfer, o czym pisze w swojej ważnej książce Piotr Forecki, nazywa akty ekspiacji polityków, które nie odpowiadają funkcjonującym w społeczeństwie reprezentacjom historii i wyobrażeń o przeszłości.
Kiedy przyjechałam do Jedwabnego dziesięć lat temu z grupą performerek „Siostry Frankenstein” (Kazia Szczuka, Claudia Snochowska-Gonzalez i Katarzyna Bratkowska), miasto wyglądało jak oblężona twierdza. Na każdej rogatce stało kilka radiowozów. Miałam wrażenie, że należymy do jakiejś ekskluzywnej grupy, której udało się do niego wedrzeć. Było pochmurnie. Padał deszcz. Jak przypomniał przed tygodniem ambasador Izraela Zvi Rav-Ner, „nawet niebo płakało”. Dziesięć lat temu krewni pomordowanych, nieliczni polscy celebryci, celebrytki i oficjalni goście ruszyli z rynku pieszo ostatnią drogą żydowskich mieszkańców Jedwabnego. Mieszkańcy przyglądali się pochodowi zza firanek. Zatrzaśnięci w domach. A było czego żałować. O ile pamiętam, w czasie uroczystości żałobnych pomyłkom w protokole dyplomatycznym nie było końca. Jednak trening, jak wiemy, czyni mistrza. Dziś, po dziesięciu latach, uroczystość przebiegła bardzo sprawnie. „Kakofonia przemocy”, o której pisał w „Sąsiadach” Gross („Tego dnia zapanowała w miasteczku swoista kakofonia przemocy – wiele nieskoordynowanych ze sobą, równoczesnych działań…”), została uśmierzona nadobecnością rytuału i formy: czarny nieskazitelny garnitur, sutanna albo surdut, przed mikrofonem, w rytmie naprzemiennym. Kobiet, co łatwo zauważyć, w grupie trzymającej mikrofon, nie było. Co nie znaczy, że nie było ich wcale. Zauważyłam dwie. Pierwsza z plastikową torbą („baba z siatami”), z której wyjmowała jarmułki dla dostojnych gości. Drugą dostrzegłam już po uroczystości, jak biegnie z otwartym parasolem za prof. Bartoszewskim. Bardzo dokuczało słońce.
Zza firanki jakaś kobieta przyglądała się uroczystości z lornetką. Stała się symbolem zamkniętej postawy mieszkańców Jedwabnego. Cokolwiek powiemy, lornetka jest jednak znakiem modernizacji. A nawet pragnienia bliskości. Spotkania na odległość. Widać przez nią detale i szczegóły. Nie tylko garnituru, surduta czy sutanny.
„Przenoszenie prze elity odpowiedzialności za wydawanie czy zabijanie Żydów na «ciemny lud» idzie w parze z zadziwiającą pogardą dla ludu” – powiedział w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” Piotr Forecki. Kiedy rządowe samochody po godzinnej uroczystości korkowały polną drogę do miasteczka, jego mieszkańcy uwolnieni od przymusu podglądania wyszli, jak co niedziela, na skwer na rynku. Ze swojego stanowiska z lornetką zeszła słynna już na cały świat polska baba. Zobaczyła więcej niż zebrani w oślepiającym słońcu.
* Ewa Toniak, doktor nauk humanistycznych, historyk, krytyk sztuki.
„Kultura Liberalna” nr 131 (28/2011) z 12 lipca 2011 r.