Natalia Krasicka

Odyseja, czyli dzieje Ulissesa, nielegalnego imigranta

W sali teatralnej więzienia w Sollicciano we Florencji grupa teatralna złożona z dwudziestu więźniów, pochodzących w większości z Północnej Afryki, zaprezentowała publiczności przybyłej zza murów spektakl „Odyseja, czyli dzieje Ulissesa, nielegalnego imigranta”. Dla wszystkich osób, które 22 czerwca wieczorem znalazły się w teatrze zakładu karnego przy via Girolamo Minervini w Sollicciano, przedstawienie było wydarzeniem i, jak się okazało, również wielkim świętem. Widzowie, wśród których byli także strażnicy oraz dyrektor placówki, z trudem kryli wzruszenie. Aktorzy zostali nagrodzeni owacją na stojąco.

***

Kiedy gasną światła, widzów osaczają przerażające odgłosy wojny, ogłuszający turkot karabinów maszynowych i nieludzkie krzyki. Kilkadziesiąt sekund później orientują się, że w głębi sali trwa szarpanina. Przez chwilę trudno oprzeć się wrażeniu, że to strażnicy mocują się z więźniami, którzy postanowili skorzystać z nadarzającej się okazji do ucieczki. Po jakimś czasie uzbrojeni więźniowie, wymieniający krótkie okrzyki po arabsku, wyłaniają się z półmroku, kierując się w stronę sceny. Widać teraz wyraźnie ich twarze – szorstkie, naznaczone bliznami, o twardych, błyszczących spojrzeniach. Ich powolne, pozbawione gwałtowności ruchy sprawiają jednak, że napięcie zaczyna powoli opadać.

Na scenie pojawiają się drag queens ubrane w stroje w narodowych barwach Italii z pióropuszami na głowach, tańcząc i wyśpiewując znany na całym świecie utwór „Felicità”. Po tej alegorycznej, dowcipnie odtańczonej odzie do wolności na scenę wkracza Odys, który jako czternastoletni chłopiec dostał się nielegalnie na statek i uciekł z Albanii w poszukiwaniu lepszego życia w mitycznych Włoszech, Ziemi Obiecanej mlekiem i miodem płynącej. Jego historia odbija się w historiach innych więźniów, którzy tak jak on znają świetnie świat biedy i przemocy, i którzy tak jak on zaznali goryczy życia w „cywilizowanym raju”, napiętnowani rasową i kulturową odmiennością, poniżeni brakiem zaufania, wyrzuceni poza nawias społeczności jako obcy, groźni, źli. O tym poniżeniu i odrzuceniu mówi w sposób poruszający na poły bezzębny więzień – Tyrezjasz.

Przedstawienie wyreżyserowane przez Elizę Taddei ze Stowarzyszenia Krill Teatro jest luźną wariacją na temat „Odysei” Homera. Jego trzon stanowią historie z życia więźniów połączone z ostrą satyrą na włoską rzeczywistość, pełną rasizmu i egoizmu, hipokryzji, kłamstwa, bezmyślnej konsumpcji, bezprawia i mafijnych układów. Odniesienia do poematu Homera spinają całość symboliczną klamrą, nadając uniwersalny charakter losom nielegalnych imigrantów. Spektakl obfituje w piękne, pełne prostoty symboliczne sceny. Szczególnie zapada w pamięć scena wędrówki Odyseusza-nielegalnego imigranta przez Morze Śródziemne: falujące nad głowami więźniów i widzów długie płachty płótna w kolorach włoskiej flagi, a także scena kuszenia syren, w której więźniowie siedzący na scenie w łodzi – jej ramy wyznaczają ich ciała – wiosłują rytmicznie, co i raz rzucając się za próbującym wyskoczyć za burtę którymś z towarzyszy. Wesołością, ale i pewną grozą napawają sceny z czarodziejką Kirke, współczesną TV-wróżką, przypominającą podstarzałą ladacznicę-stręczycielkę, czy cyklopem Polifemem ucieleśniającym świat telewizji, świat zakłamania i taniej rozrywki, pozbawiający człowieka tożsamości, świat ociekający seksem, który uśmierza wszelkie wątpliwości.

Jednak to nie zaskakująco dobra gra aktorska czy cięta satyra na Berluscolandię stanowią główną wartość przedstawienia. W tym spektaklu najważniejsze jest to, co dzieje się z widzami i aktorami, zachodząca w nich przemiana. Nie potrafię powiedzieć, co działo się ze mną, kiedy na scenie pojawił się niewysoki Tunezyjczyk o twarzy opryszka i zaczął śpiewać pieśń w języku ojczystym. Jego wstrząsający śpiew mógłby trwać w nieskończoność. Otwierał przed publicznością ukrytą sferę sacrum, odporną na każdy upadek, na każde upokorzenie, niezniszczalną w człowieku sferę piękna i dobra. Ten śpiew przywracał przestępcy godność, objawiał widzom jego ludzką twarz. Uświadamiał, jak niewiele trzeba, by pomóc człowiekowi powrócić do tych źródeł w nim samym, które czynią z niego człowieka. Widok radości z powrotu do Itaki ludzi, którzy w podróży życia zagubili drogę, to najpiękniejsze przeżycie, jakie kiedykolwiek podarował mi teatr.

Dobrze, że podobne inicjatywy rehabilitacji więźniów poprzez sztukę podejmowane są nie tylko w zakładach karnych w Stanach Zjednoczonych, we Włoszech, Niemczech czy Anglii, ale również w Polsce. O jednej z nich w przejmujący sposób pisał przed laty Roman Pawłowski („Dobry łotr. Teatr w więzieniu”, Gazeta Wyborcza 30 listopada 1999). Nowoczesne metody resocjalizacji stosował w Polsce już w latach 60. dom poprawczy dla dziewcząt w podwarszawskiej Falenicy, przez przygotowywanie przedstawień, w których dziewczęta grały role ofiar swoich przestępstw. Udokumentował to w 1969 roku Marek Piwowski w swoim paradokumentalnym filmie „Psychodrama”. Sztuka jest potężnym narzędziem komunikacji i czasami tylko ona może dotrzeć tam, gdzie nie dociera głos prawa. O tym, że teatr ma moc zmieniania rzeczywistości, mówią głośno nie tylko badania naukowe prowadzone w różnych instytutach badawczych na świecie, ale również osobiste doświadczenie tych, którym dane było zobaczyć na własne oczy pokłady dobrej woli tkwiące w ludziach naznaczonych stygmatem zbrodni.

Sztuka:

„Odissea ovvero storia di Ulisse, immigrato clandestino”, reż. Elisa Taddei (Associazione Krill Teatro), 22-23 czerwca 2011, Teatro del Carcere di Sollicciano (Firenze).

* Natalia Krasicka, doktorantka Wydziału Historii i Cywilizacji European University Institute we Florencji.

 

„Kultura Liberalna” nr 132 (29/2011) z 19 lipca 2011 r.