Paweł Timofiejuk
Kobiety też mogą być sprośne!
Całkiem niedawno omówiony został tu komiks Chestera Browna „Paying for it”, pokazujący jego perypetie z prostytutkami, a na końcu wykładający osobliwą filozofię autora o niezbędności płatnego seksu. Mniej więcej w tym samym czasie na rynku amerykańskim ukazał się album „Chester 5000 XYV” Jess Fink, młodej, bo niespełna trzydziestoletniej twórczyni z Nowego Jorku. Dziewczyny, która na biogramie w albumie wygląda jak rozerotyzowany wamp albo jedna z Suicide Girls.
Fink na amerykańskiej scenie niezależnej znana jest już od ponad dziesięciu lat. Jak większość debiutujących twórców, którzy tworzą tę scenę w ostatnich latach, zaistniała, wydając swoje własne albumiki i sprzedając je na konwentach oraz w sieci. To właśnie sieć przyniosła jej coraz większą sławę i pomogła wypromować się w środowisku komiksowym w USA. Efektem tego jest również zainteresowanie dużych wydawnictw i papierowe wydanie internetowej opowieści „Chester 5000 XYV”.
O czym jest ten komiks, że od razu porównuję go do najnowszego dzieła Chestera Browna? To historia o seksie, o jego braku i o tym, co z tego wynikło. Nie mamy tu jednak wycieczek na prostytutki, ale ucieczkę w świat fantazji. Główny męski bohater, nie mogąc zaspokoić wciąż spragnionej seksu małżonki, wpada na pomysł, by stworzyć tytułowego robota, który zajmie się spełnianiem jej erotycznych zachcianek. Początkowo idea nie przypada kobiecie do gustu, ale wraz z rozwojem akcji jej postawa wobec takiego rozwiązania ulega diametralnej zmianie. Nie może już obyć się bez miłosnych igraszek z Chesterem i traci zainteresowanie mężem. Dalszy rozwój akcji z jednej strony jest przewidywalny, ale z drugiej wprowadza elementy, które przynoszą kolejne interesujące wątki. Mamy więc problem zazdrości. Poszukiwania seksualnego zastępstwa. Pożądania, które pojawia się pomimo totalnie niesprzyjających okoliczności. Wszystko to okraszone dużą ilością seksu w przeróżnych konfiguracjach.
Elementy graficzne pokazują fascynację epoką wiktoriańską autorki oraz nowinkami technicznymi. W połączeniu tworzą one wybuchową mieszankę, która nie epatuje prostacką pornografią, jak wiele komiksów autorstwa mężczyzn, ale przepełniona jest erotyzmem. Z drugiej strony interesujące jest to wyuzdanie, którego próżno szukać wśród żeńskich artystek (w tej chwili przychodzi mi tylko do głowy Melinda Gebbie jako rysowniczka Lost Girls). Mamy też radosne podejście do seksu, za który nie trzeba płacić. Widać Nowy Jork to lepsze miejsce dla uprawiania seksu niż Toronto, w którym staje się on transakcją.
Być może jednak chodzi o coś innego. O to, że młode artystki coraz odważniej łamią tabu, które rezerwowało do niedawna niektóre tematy tylko dla mężczyzn. Jess Fink jest wybitną awanturniczką w tym wypadku. Wystarczy spojrzeć na jej facebooka – znajduje się tam zdjęcie z promocji jej mini-komiksów, gdy autorka leży na stole (ubrana!), a na jej ciele rozłożone są albumy z podanymi cenami. Jak dla mnie – warto! Tym bardziej, że komiks jest bez słów, więc nie istnieje w nim żadna bariera językowa.
Komiks:
Jess Fink, „Chester 5000 XYV”, Top Shelf Productions 2011.
* Paweł Timofiejuk, politolog i wydawca komiksów.
„Kultura Liberalna” nr 133 (30/2011) z 26 lipca 2011 r.