Katarzyna Kazimierowska
Kobiety potrzebne od zaraz
Od razu czuć, że nadchodzą wybory. Politycy jakby nagle przypominają sobie o zapomnianych sprawach i o odsuniętych w zakurzony kąt grupach społecznych, o gejach, lesbijkach, wykluczonych. Wychodzą na ulice, jedzą chleb i mówią o tym, co ważne w życiu i społeczeństwie. I znowu na świeczniku pojawiają się kobiety. No ile można, panowie?
Uwielbiam przedwyborczą atmosferę: to pospolite ruszenie polityków na masy, to branie pod lupę problemów maluczkich. Nagle jako obywatelka czuję się ważna, zaczynam wierzyć, że mój głos dochodzi ze społecznego dołu aż na szczyt władzy parlamentarnej. I od dobrej dekady słyszę, jakie to ważne, by podzielić się sterem władzy z kobietami, bo kobiety to już nie puch marny, to mądre i ogarnięte stworzenia, którym warto zaufać i powierzyć odpowiedzialne zadania. Szkoda, że to tylko modne hasła przedwyborcze, a jak pokazuje praktyka i życie, mają niewiele wspólnego z realiami powyborczymi. Na stronach „Rzeczpospolitej” można znaleźć wywiad z Ewą Rumińską-Zimny, ekspertem ONZ, a do niedawna szefową programu ONZ „Kobiety i gospodarka”. Ta pani mądrze i rzeczowo tłumaczy, dlatego ważne jest wprowadzenie parytetów dla kobiet nie tylko w polityce, lecz także w gospodarce. Dlaczego warto zaufać paniom, a na zaczepne pytania dziennikarki odpowiada, że kobiety, choć zwykle lepiej wykształcone od mężczyzn, nie mają w sobie nerwu do pchania się na szczyt, zadowalają się niższymi stanowiskami, choć stać je na więcej. I to jest smutna prawda, której mężczyźni nie mogą pojąć, a jednocześnie – co zrozumiałe – bardzo im ta sytuacja odpowiada.
Z jednej strony kobiety, choć lepiej merytorycznie przygotowane do pracy na stanowiskach kierowniczych, z góry zakładają, że wciąż za mało wiedzą, potrafią, by sprostać wyzwaniu i wziąć na siebie wielką odpowiedzialność za firmę/korporację/państwo. To niezwykłe, że właśnie tak do tego podchodzą: mężczyznom nie przyszłoby do głowy przejmować się ogromem odpowiedzialności, w końcu wielowiekowa praktyka uczyniła z nich mistrzów niefrasobliwości. Z drugiej, ciągle w społeczeństwie pokutują stereotypy, że kobieta na stanowisku to babochłop, pcha się taka do nie swoich zajęć i jeszcze chce facetami pomiatać. Żadna kobieta nie chciałaby być postrzegana w ten sposób, bo kobiecość – rożnie rozumiana – to największa z wartości, jaką się nam przypisuje od dziecka i chcemy wierzyć, że nadal jest w cenie, nawet jeśli przychodzi nam za to płacić utratą własnej niezależności.
O stereotypach w postrzeganiu kobiet wykształconych i kobiet u władzy całe tomy popełniły tuzy polskiego feminizmu, od Graff i Środy po Szczukę, ale wątki te – choć powtarzane przez nie wielokrotnie – jakoś nie docierają do szerokiej publiki, a zdecydowanie i konsekwentnie są pomijane przez mężczyzn oraz potencjalnych wyborców. Do tego stopnia, że nie udało się – nawet poprzez wprowadzenie parytetów – wpoić wyborcom, że kobieta na liście wyborczej nie oznacza, że pojawiła się na niej, bo nie było chętnych mężczyzn, tylko dlatego, że warto na nią zagłosować. Kobiety, mimo swojej wiedzy nabytej ciężką pracą i świetnych umiejętności komunikacji, nie nauczyły się jednego: że autopromocja nie stawia ich wcale na jednym poziomie z trzymającymi się swoich stołków mężczyznami, nie ustawia ich w kolejce do kiełbasy wyborczej, ale pozwala na zaistnienie w świadomości wyborcy. Jak to jest, że wszędzie ze strony starających się o stołek facetów słyszę nic nie znaczące puste hasła wyborcze i zapewnienia o dozgonnej miłości do Boga, Ojczyzny i wyborców, a jeśli pojawiają się kobiety, to tylko wtedy, by niechętnie i skromnie opowiedzieć o swoich dokonaniach, bo chwalenie się to jest coś, czego należy się wstydzić?
Dlatego jako wyborca i kobieta, życzę wszystkim paniom startującym w nadchodzących wyborach dużo odwagi i braku skromności. Chcę wiedzieć na kogo głosować, chcę zobaczyć wasze twarze i usłyszeć, co macie do powiedzenia. Skoro o was piszą, to wykorzystajcie to i pokażcie, że też potraficie zabłysnąć dla wyborców. Niech was zobaczą.
* Katarzyna Kazimierowska, sekretarz kwartalnika „Res Publica Nowa”, współpracownik działu kultura „Dziennika”.
„Kultura Liberalna” nr 138 (35/2011) z 30 sierpnia 2011 r.