Magdalena M. Baran

Głowy z Knidos

Drobnica. Figurki byków i żółwi. Mocno zębem czasu nadgryzione, na koślawych nieco nóżkach rzędem ustawione w kiepsko oświetlonej gablotce. Bóstwa prywatne? Dziecinne zabawki? Drobiazgi na pamiątkę wyrabiane tysiące lat temu? Kilka skorup potłuczonych greckich amfor. Resztki ciał noszonych w fałdach szat, ciał Afrodyt, Hermesów, Demeter czy Asklepiosów. Wypielęgnowane… byle było co pokazać turystom. Wszak słońce Turcji to nie wszystko, a bliskość Efezu jakoś zobowiązuje.

U drzwi strażniczki bezgłowe, ciała odziane w suknie długie, misternie upięte, od delikatnych, bezrękich dziś ramion biegnące, aż do pyłu rozgrzanych alejek. Krok tylko w przestrzeń ciemniejszą, gdzie światło wydobywa z mroku na kolumnach współczesnych ustawione głowy. Ciała zagubione. Nieme. Twarz kobiety o włosach upiętych misternie, plecionych jakby nie na codzienną od sprawy do sprawy gonitwę. Warkocze do góry zaczesane i korona z nich nad czołem. Marmurowa cera, ledwo znaczona delikatnymi zmarszczkami pęknięć. Dumą pięknieje. Kobieta, Matka, Bogini. O delikatnych rysach, ustach zaciętych nieco, nosku drobnym, spokojnym wyrazie pustych dzisiaj oczu. Patrząca jakby w dół, ku nieznanej nieobecności, ze zdziwieniem poszukująca ciała, co odłączone. Może leży gdzieś w piaskach, opodal resztek świątyni Apollina, Demeter albo sanktuarium Afrodyty, w kamieniu zamknięta służąc nieśmiertelnemu pięknu bogini.

Obok mężczyzna. Głowa mniejsza nieco, twarz brodacza, niegdyś postury raczej podłej. Oczka puste, a sprytnie spokojne przecież, bródka porządnie strzyżona, włosy bujne, przepaską podtrzymywane, by jasnego nie chmurzyły czoła. Typ mocny, na swój sposób piękny. Z pokolenia Eudoksosa może, z matematyków albo słynnych knidyjskich lekarzy, co równać się mogli swoim braciom z pobliskiego Kos. Z piasków historii, za którą tęskno tak.

Jest jeszcze ona. Piękność ponad przeciętność wyrosła. Rozmiarem, ale i zamkniętym w kamieniu dostojeństwem. I znów włosów upięcie, spokój goszczący w kąciku, co pozostał z ust, kamienna bladość, oko skupione do oblicza kobiety zwykłej należeć może, a równie dobrze i do zapomnianej bogini. Twarz jednak inna, ustawiona nieco z boku, na osobnej ścianie, jakby jej tylko przypisanej, by mówić mogła głośniej, tajemnice swe półgłosem, półgębkiem wykrzykując niemo. W świetle piękno połowy, w świetle ciemniejszym nieco i druga połowa twarzy, co czasem rozcięta. Zamazana, zniszczona, o rysach, uśmiechach, ukradkowych spojrzeniach nie do odczytania. Randka z historią przedłużyła się nieco, by tej, co na zbyt długo spała w ziemi, odebrać tożsamości pół, pół twarzy, cząstkę jej imienia. Bo przecież bez znaczenia, gdy bliższa nam ta, co niedoskonała. Nie żali się, czas swój z godnością przyjmując. Czy z braku ust tak milczy?

Wystawa:

Sala Archeologiczna, Zamek w Marmaris, Turcja Egejska

* Magdalena M. Baran, publicystka „Kultury Liberalnej”, koordynator projektów Instytutu Obywatelskiego. Przygotowuje rozprawę doktorska z filozofii polityki.

„Kultura Liberalna” nr 139 (36/2011) z 6 września 2011 r.