Magdalena M. Baran
Ekonomiczny analfabetyzm
Ekonomii dopiero się uczę. Powoli, acz nie opornie. Czytam, pytam, porównuję. Daleko mi do znawstwa. Jasne, nie wszyscy musimy być orłami w każdej dziedzinie, są jednak nieprzekraczalne granice ekonomicznego analfabetyzmu, które powinniśmy zostawić za plecami, opuszczając mury gimnazjum (a w najgorszym razie szkoły średniej). Tymczasem po ogłoszeniu ostatniej decyzji węgierskiego rządu, pozostaje tylko załamać ręce nad przetaczającą się wśród komentarzy (znajdowanych na stronach „Gazety Wyborczej”, „Forbesa” i portali finansowych) falą ekonomicznej ignorancji. Dominuje ton „Brawo Wiktor!” (pisownia oryginalna) i „Takiego rządu nam trzeba”. Ciarki przechodzą po plecach, a przed oczami majaczy – nomen omen – fatalny grecki scenariusz.
Oto bowiem Victor Orban ogłasza w parlamencie, w przemówieniu transmitowanym na żywo w państwowej telewizji, że „jest możliwy jednorazowy, całościowy zwrot po kursie stałym kredytów zaciągniętych przez osoby prywatne we frankach szwajcarskich, euro czy japońskich jenach”. Zaczynało się niewinnie, bez większych protestów. Wszak różne wersje państwowej pomocy dla osób zadłużonych w szwajcarskiej walucie rozważało niejedno państwo. W lipcu Orban powiedział swoje „A”, zauważając, że ponad 10 proc. węgierskiego społeczeństwa zadłużone we frankach i japońskich jenach nie ma z czego spłacać rat. Rozpoczął więc ręczne sterowanie kryzysem, „korekty” kursu wprowadzając wedle bieżących potrzeb, bez oglądania się na długookresowe konsekwencje takich działań.
Preludium do dzisiejszych zmian stanowiło ogłoszenie, że do wyliczania rat kredytów mają służyć ustalone przez państwo kursy walut, rzecz jasna niższe od aktualnych kursów bankowych. Finansiści nie protestowali, różnica kursowa miała bowiem zostać wpisana w nowy kredyt (tym razem w forintach), do spłacenia po 2015 roku. Teraz jednak Orban posunął się dużo dalej. W ramach „robienia dobrze” swoim obywatelom Orban wpadł na pomysł (podobno po konsultacjach), by kredyt po preferencyjnym sztywnym państwowym kursie można było spłacić jednorazowo. Część społeczeństwa przyklasnęła pomysłowi premiera, nowego zbawcy narodu. Ze wściekłości zatrzęsły się za to banki, wskazujące, iż decyzja węgierskiego premiera nie tylko łamie reguły prawne obowiązujące na terenie UE, ale i godzi w gospodarczą stabilność jego własnego kraju, narażając na osłabienie niestabilnego już forinta.
Jednak Orban niewiele robi sobie z tych ostrzeżeń, nieszczególnie przejmuje się też planowanymi przez bankierów skargami kierowanymi do krajowego Trybunału Konstytucyjnego (wszak odpowiednio go osłabił) i Brukseli. Wszak jeszcze niedawno zapewniał wszystkich, iż Węgry potrzebują rozsądnej polityki i cięć budżetowych, które pozwolą im utrzymać deficyt budżetowy na poziomie 2,94 proc. PKB. Rozsądna polityka na Węgrzech równa się dziś planom, wedle których około 15 proc. obywateli może skorzystać na kredytowej rewolucji. Tak przynajmniej szacuje polityk Fideszu Antal Rogan. Dziś jednak obywatele liczą i rozważają, czy stać ich będzie na taką fanaberię. Zainteresowani wnioski złożyć muszą do 30 grudnia, zaś pełnej wpłaty dokonać przed upływem sześćdziesięciu dni. W tle Europa. Ciekawe, jakie kolejne rewolucje szykuje swoim pobratymcom i całej Europie Victor O.
* Magdalena M. Baran, koordynator projektów IO, publicystka „Kultury Liberalnej”. Przygotowuje rozprawę doktorską z filozofii polityki.
„Kultura Liberalna” nr 142 (39/2011) z 27 września 2011 r.