Grzegorz Brzozowski
Rozstanie z utopią. O filmie Asghara Farhadiego
Najnowszy film Farhadiego „Rozstanie” to bolesny, skrupulatny, trzymający w napięciu zapis narastającego konfliktu, od śledzenia którego nie można się oderwać, choć nadzieje na jego rozwiązanie z każdą chwilą zdają się maleć. Czwórka głównych postaci – małżeństwo z klasy średniej oraz para wywodząca się z warstwy niższej – to w rzeczywistości przedstawiciele dwóch obcych światów. Dzwoniąca do mułły w celu rozwiązania najdrobniejszych dylematów moralnych służąca w czadorze, Hojjat, staje naprzeciw rozważającej emigrację, elokwentnej i samodzielnej nauczycielki Semin. Bijący głową o ścianę w napadach wściekłości bezrobotny Razieh i wygadany, obrotny, opanowany pracownik banku Nader. Wrzuceni do jednej przestrzeni – domu, sądu czy ulicy – zdają się skazani na starcie. Kameralny kryzys małżeński, zapowiedź tytułowego rozstania pary z klasy średniej, przeradza się w konfliktem z prawem, nakłada na nierówności ekonomiczne, by urosnąć do rozmiarów rozłamu więzi społecznej: Iran z opowieści Farhadiego sprawia wrażenie miejsca, w którym nie sposób żyć razem.
Piękna, mała apokalipsa
Rozstanie boli tym bardziej, że przedstawione zostało z pełną maestrią środków filmowych. Asghar Farhadi nie tylko mistrzowsko pokierował pracą kamery, grą aktorską, ale i napięciem dramaturgicznym. Nierozwiązywalny konflikt opowiedziany został z empatią pozwalającą widzowi co chwila zmieniać sojusz z postaciami: „Rozstanie” śmiało można obejrzeć, ponownie stając po stronie nowych bohaterów i ich wersji wydarzeń. Każdy z nich występuje przecież w imię dobrze wyważonej racji i bynajmniej nie jest nią tylko wąsko pojęty interes. Czy nie zasługuje na współczucie brzemienna służąca, pracująca ponad siły, by wyciągnąć z długów bezrobotnego męża? Nader z kolei poświęca się na rzecz chorego na alzheimera ojca, podczas gdy jego żona pragnie ponad wszystko dobra córki. Dramatem w opowieści Farhadiego okazuje się fundamentalna niekompatybilność tych wizji dobra; w zasięgu wzroku nie ma żadnej zasady mogącej zagwarantować społeczną solidarność wykraczającą poza ramy rodziny, a i ta ostatecznie rozpada się na naszych oczach. Społeczeństwo irańskie, pomimo pozorów rosnącego dobrobytu, zdaje się wydane na rozszalałe moce anomii. Nic zatem dziwnego, że wychowanie sprowadza się tu jedynie do hartowania młodych na czekające ich w przyszłości walki: Nader szkoli córkę, by umiała walczyć o swoje nawet przy targowaniu się o resztę na stacji benzynowej. Zastane podziały z łatwością reprodukowane są w kolejnym pokoleniu Irańczyków.
Wizja kryzysu Farhadiego jest tym wymowniejsza, że każda z postaci zdecydowana jest walczyć do końca w obronie przyjętego raz zdania. Fanatyzm nie może być tu zarzucony tylko przedstawicielom religijnego tradycjonalizmu; to przedstawiciel świeckiej klasy średniej jest najbardziej skłonny do trwania przy kłamstwie. Każda z postaci wystawiona jest na pokusę nagięcia prawdy w imię obrony swych racji; w ten sposób zło wkrada się niepostrzeżenie, przebrane w język najlepszych motywacji: troski o kogoś. Tym samym Farhadi okazuje się jednym z najzdolniejszych uczniów szkoły cynizmu, chociażby Larsa von Triera, który lubuje się w dowodzeniu tego, że to właśnie najlepsze intencje zdają się często prowadzić do najgorszego obrotu sprawy. Na dodatek żadne z rozwiązań instytucjonalnych – ani tradycyjne, ani nowoczesne sądy – nie są w stanie zażegnać sporu: przemoc fizyczna, ostatnia deska ratunku zdesperowanego Hojjata, jedynie miesza się z tą instytucjonalną, z którą lepiej radzi sobie wyedukowany Nader.
Rozstanie z utopią
Oczywiście, pomimo urzeczenia urodą języka filmowego, widzowi trudno zgodzić się na spokojne przyjęcie tej pięknej, małej apokalipsy bez próby wytłumaczenia jej źródeł. Tu jednak Farhadi okazuje się celnie mylić tropy. Wyjaśnień można rzecz jasna poszukiwać w najnowszej historii Iranu, targanego wielowymiarowymi napięciami. W starciu głównych bohaterów można doszukać się sporu agnostycyzmu z gorliwą wiarą. Można odczytać je też jako pochodną drastycznych różnic ekonomicznych, poziom aspiracji przedstawicieli obu klas jest wszak skrajnie różny – gdy nauczycielka pragnie wyjazdu z kraju, jej służąca marzy o wydobyciu się z długów. W ujęciu anonimowego publicysty z „New York Review of Books” tak naprawdę ścierają się tu reprezentanci dwóch opcji politycznych: ruchu zielonych (zwesternizowani Nader i Simin) i Ahmadineżada (tradycjonalistyczni Razieh i Hojjat).
Potęgą filmu Farhadiego jest jednak to, że o ile każde z tych wyjaśnień może wydawać się rozsądne, to żadne z nich nie jest wystarczające; nie wiadomo, co jest ostateczną przyczyną osobliwego wrażenia ciężaru, brzemienia niesionego przez każdego z bohaterów. Ostatecznie tłumaczenie ich konfliktu splotem strukturalnych czynników jest może tylko wymówką, a źródeł rozpaczliwej sytuacji należy szukać w fundamentalnej samotności każdego z nich.
Wielowymiarowy kryzys, choć śmiało można by rozpoznać jego dynamikę w niektórych sporach rodzimych obrońców krzyża z agnostyczną klasą średnią pod Pałacem Prezydenckim, w kulturowym kontekście Iranu brzmi jednak szczególnie donośnie. To wszak kraj niespełnionej obietnicy społecznej utopii; film Farhadiego zdaje się świadectwem ostatecznej porażki rewolucji, która miała zażegnać wszelkie spory światopoglądowe, polityczne i nierówności dochodów. Jak wspomina Ramin Dżahanbeglu, filozof polityki cytowany przez Vannę Vannuccini w jej reportażu „Różowy to kolor Persji”, bolączką Iranu jest to, że „pewni politycy chcą też spowodować, byśmy uwierzyli w jakąś jednorodną i niekwestionowaną koncepcję dobra wspólnego. Tyle, że w ten sposób, za sprawą wrogów wolności lub też za sprawą obywateli, którzy przestali wypełniać swoje obowiązki, idea res-publiki może być zaprzepaszczona. W pierwszym przypadku mamy do czynienia z fundamentalizmem religijnym, w drugim zaś z brakiem politycznej odpowiedzialności obywateli, poszukujących jedynie osobistego i materialistycznego szczęścia”. Utopijne aspiracje ustroju pozostawiają jego mieszkańcom tylko dwa rozwiązania: radykalny cynizm lub ślepą wiarę; na żadne z nich bohaterowie Farhadiego się nie godzą.
Być może ich rozdarcie jest jednak pierwszym zwiastunem przemiany, wszak tym, czego Iranowi według Dżahanbeglu brakuje, jest odrobienie lekcji z antyutopijnej myśli politycznej Machiavellego, który „jako pierwszy mówił o tym, że żyjemy w świecie, w którym jednostka skazana jest na subiektywizm oraz na pozbawioną sensu i celu samotność […] Pierwszą rzeczą, jaką możemy zrobić, jest stworzenie i wykształcenie elity potrafiącej zrozumieć złożoność współczesnej polityki” (s. 146). Być może szeroko dystrybuowane w Iranie „Rozstanie” w jakimś stopniu spełni jego nadzieje: świadectwo radykalnej anomii okazałoby się wówczas początkiem pożegnania z utopią.
Cytaty za: Vanna Vannuccini, „Różowy to kolor Persji. Sen o islamskiej demokracji”, przeł. Joanna Skoczylas, Muza 2006.
Film:
„Rozstanie”
reż. Asghar Farhadi,
Iran 2009
* Grzegorz Brzozowski, członek redakcji „Kultury Liberalnej”. Doktorant w Instytucie Socjologii UW, student kursu dokumentalnego w Mistrzowskiej Szkole Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy.
„Kultura Liberalna” nr 145 (42/2011) z 18 października 2011 r.