Katarzyna Sarek
Chiński odpływ
Dokładnie w tym samym czasie, gdy światowe media rozpisują się o Chinach jako o ostatniej desce ratunku dla tonącej Unii Europejskiej, w Państwie Środka rząd po cichu gasi własne pożary. Kryzys wcale nie ominął Chińczyków, on dopiero teraz zaczyna wychodzić na światło dzienne. Zachowania bogatych ludzi to jaskółki nadchodzących wydarzeń. Co obecnie robią chińscy milionerzy? Znikają, wyjeżdżają, emigrują.
Położone w bogatej nadbrzeżnej prowincji Zhejiang miasto Wenzhou to ucieleśnienie ducha chińskiej przedsiębiorczości. Zdecydowana większość krążących po świecie butów, zapalniczek i okularów przeciwsłonecznych powstaje właśnie tam. Przez trzy dekady mieszkańcy Wenzhou uczyli resztę Chin, jak robić biznes i zarabiać pieniądze. W niewielkim (jak na chińskie warunki, bo tylko siedmiomilionowym) prowincjonalnym mieście otworzyły swe podwoje salony Porsche, Prady czy Louisa Vuittona, bo w Wenzhou lubiło się luksus i miało się nań fundusze. Wenzhouczycy przyczynili się również do wywindowania cen nieruchomości w całym kraju, bowiem lokowali pieniądze, wykupując całe piętra na szanghajskich i pekińskich osiedlach. Eldorado skończyło się w 2008 roku wraz z kłopotami amerykańskich i europejskich konsumentów. Spadła liczba zamówień, pogorszył się kurs juana, rząd zaczął zamykać worek z kredytami, a bez kredytów nie da się robić biznesu. Rynek nie znosi próżni i szybko pojawiły się nowe usługi dla ludności – pożyczki udzielane przez prywatnych inwestorów. Wraz z coraz gorszym dostępem do bankowych pieniędzy rosły procenty od „rekinich pożyczek”, jak obrazowo ochrzcili je miejscowi. Ponieważ koniunktura się nie odwracała, zapożyczeni bossowie odkryli, że nie są już w stanie dostać nowych kredytów na spłatę starych.
Co można zrobić w takiej sytuacji? Zniknąć. Pierwszych trzech właścicieli fabryk rozpłynęło się w powietrzu już w czerwcu, a do końca października prowincja Zhejiang straciła ponad dwustu biznesmenów – część uciekła z resztką majątku za granicę, cześć ukrywa się w kraju, kilku popełniło samobójstwo. Nastroje w mieście zdecydowanie się pogorszyły, lichwiarze zaczęli nerwowo domagać się spłat, a na rynku pojawiły się luksusowe mieszkania w atrakcyjnych cenach. Wenzhou, jak zawsze w awangardzie, jako pierwsze dostało gorączki, choć choroba trawi cały kraj. Chłodzenie gospodarki przez Pekin, polegające na ograniczaniu tanich kredytów, doprowadziło do niekontrolowanego wzrostu lichwy, piramid finansowych i fali bankructw wyższej niż w 2008 roku.
Kolejne chwieje się Yiwu – miasto, z którego pochodzą nasze sztuczne choinki, bombki i brody świętych Mikołajów. Obyśmy mieli czym przybrać drzewka w tym roku…
Niepewność jutra, a może przeczucie nadciągającego tsunami, coraz bardziej doskwiera chińskim milionerom. Według danych z ankiety China Bussines Journal, wśród ludzi o majątku przekraczającym 10 mln RMB (5 mln zł) z prowincji Zhejiang, 24 proc. już zdobyło zagraniczne obywatelstwo, a 32 proc. jest w trakcie procedur emigracyjnych. I nie są to ludzie uciekający przed dłużnikami czy karzącym ramieniem sprawiedliwości. Zdecydowana większość finansowo wciąż ma się dobrze, ale chce zmienić obywatelstwo i miejsce pobytu, ponieważ w Chinach, mimo fortun nie mają spokoju i wymarzonego życia. Zdobycie obcego paszportu w zamian za inwestycję w danym kraju, bądź transfer majątku, od dawna jest furtką, przez którą wymykają się co zaradniejsze i bogatsze jednostki. Już w 2009 roku Chińczycy zostali najliczniejszą grupą etniczną pośród świeżych obywateli Australii, podobnie Kanady i Stanów Zjednoczonych. Z danych przytoczonych przez China Daily wynika, że 27 proc. ludzi z majątkiem przekraczającym 100 mln RMB (50 mln zł) już cieszy się cudzoziemskim paszportem, a 47 proc. myśli o jego zdobyciu. Jakie są motywy drastycznej decyzji opuszczenia na stałe rodzinnego kraju? Jednym tchem wymieniają: lepsza edukacja dla dzieci, czyste środowisko, lepsza opieka medyczna, bezpieczna żywność. Nawet największy majątek nie gwarantuje w Chinach spokoju, a wszechmoc państwa już niejednego milionera wsadziła na lata do więzienia. „Może i jesteśmy tygrysami, ale zawsze gdzieś może czaić się myśliwy.”
* Katarzyna Sarek, sinolog, tłumaczka, publicystka, współprowadzi blog www.skosnymokiem.wordpress.com.
„Kultura Liberalna” nr 148 (45/2011) z 8 listopada 2011 r.