Magdalena M. Baran
Aksamitne protesty Czechów?
Po roku ’89 Polacy zachłysnęli się wolnością. Różne były losy daru dotąd nieznanego, z uporem i niemałym trudem wyszarpywanego komunistycznej władzy. W nasze ręce wpadła i demokracja, przy której od lat majstrujemy z lepszym lub gorszym skutkiem. W tym pamiętnym roku wolność stała się nie tylko naszym udziałem. Podobne doświadczenia dzielą z nami między innymi południowi sąsiedzi, Słowacy i Czesi. Rokrocznie cieszą się oni swym narodowym świętem – „Dniem walki o wolność i demokrację”.
„Wielkie święto dziś mają, dlatego tak zjechali. Wolne” – dało się słyszeć na zatłoczonym targu w Nowym Targu, gdzie praktycznie co tydzień zjeżdżają setki Słowaków. Da się też spotkać Czechów. Ci akurat wybrali rodzinne zakupy. Całe rzesze ich pobratymców wybrały inaczej, dołączając tym samym do europejskich tłumów niezadowolonych, protestujących na ulicach tak wielu miast. Ale po kolei. 17 listopada już od 22 lat celebrowany jest w obu krajach jako święto państwowe, upamiętniające studencką manifestację z roku 1989. Wówczas to młodzi ludzie wyszli na ulice, by pokazać swoje niezadowolenie, swój bunt wobec komunistycznej władzy. Mimo że wydarzenie to przyjmuje się dziś za początek Aksamitnej Rewolucji, nie obeszło się bez brutalnego milicyjnego tłumienia zamieszek. Dzień 17 listopada ma jednak w Czechach i na Słowacji historię dłuższą, sięgająca II wojny światowej. I wówczas młodzi wyszli na ulice, by protestować, by manifestować swoje uczucia względem poczynań najeźdźcy. Bezpośrednim powodem ówczesnych zajść był pogrzeb zamordowanego przez gestapo studenta medycyny Jana Opletala. Również tamtego 17 listopada nie obyło się bez ofiar – wielu z manifestantów aresztowano, część rozstrzelano. Wydarzenie nie przeszło bez echa, na jego pamiątkę już dwa lata później 17 listopada został ogłoszony Międzynarodowym Dniem Studentów.
Tegoroczny „Dzień walki o wolność i demokrację” nie pozwolił czeskim władzom spać spokojnie. Świętowanie nabrało bowiem nieco innego wymiaru, po raz kolejny odnoszącego się do niezadowolenia z bieżącej polityki państwa. Podczas gdy przez Europę przetacza się fala manifestacji, a nowojorska policja usuwa z Wall Street „miasteczko” Oburzonych, lekko eurosceptyczni Czesi coraz bardziej patrzą na ręce swoich reprezentantów. I tak, czeska lewica protestuje przeciwko przyjętym i planowanym przez rząd Nečasa pakietom reform (począwszy od wspominanych tu już zmian w systemie emerytalnym, przez zapowiadane reformy systemu zdrowia – tu kolejne protesty zapowiadają sami lekarze – aż po przekazany właśnie do prac w czeskim senacie nowy kodeks cywilny). Socjaldemokraci wyprowadzili nawet karawan, który przy miarowym akompaniamencie końskich kopyt obwoził po mieście trumnę. Ponoć pogrzebano w niej „ostatki straconych złudzeń i zmarnowanych szans”. A przecież ci, których pozbawiono szans i złudzeń, nie mieliby już siły na protest… Tego samego dnia w innym zakątku Pragi Robotnicza Partia Sprawiedliwości Społecznej (dziedziczka uznanej przez sąd najwyższy za „zagrożenie demokracji w Republice Czeskiej” i zdelegalizowanej w 2010 roku Partii Robotniczej) w swym tradycyjnie nacjonalistycznym duchu wskazywała na przestępczość Romów (wykorzystując między innymi ostatnie wydarzenia w Albrechticach). Nieopodal kolejni manifestanci demonstrowali przekonania zgoła odmienne, sprzeciwiając się rasizmowi i ksenofobii. Było jednak nader „aksamitnie”, obyło się bowiem bez konieczności ostrej interwencji policji i, co może ważniejsze, bez latających w powietrzu elementów miejskich krawężników.
W samej tylko Pradze manifestowało około 5 tysięcy osób, jednak w dniu, gdy w sposób szczególny pamięta się o wolności i demokracji, obywatele wyszli również na ulice Brna i Ostrawy. Niewielu spośród nich wzięło udział w oficjalnych obchodach święta. Dziś bowiem Czesi zdają się patrzyć nie tylko na przeszłość, ale i na obecny, i prognozowany stan swojej wolności i demokracji. Nic to, zdaje się jednak mówić prezydent Václav Klaus i, zamknięty na swych Hradczanach, przygląda się protestom, beznamiętnie powtarzając, że „taka aktywność leży w ludzkiej naturze”. Jednak i ta nie daje się zwodzić bez końca.
* Magdalena M. Baran, publicystka „Kultury Liberalnej”, koordynator projektów Instytutu Obywatelskiego. Przygotowuje rozprawę doktorską z filozofii polityki.
„Kultura Liberalna” nr 150 (47/2011) z 22 listopada 2011 r.