Jarosław Kuisz
Od (europejskiego) bezrobocia do (przemilczenia) Sikorskiego
Bezrobocie we Francji sięgnęło poziomu 9,1 proc. Już 2 814 900 osób jest bez pracy. To poziom nienotowany od 1999 roku. W chwili, gdy nasze media rozważają porażkę programów zatrudnienia dla osób 50+, okazuje się, że nad Sekwaną najbardziej dotkniętą bezrobociem grupą są właśnie seniorzy.
Francuska gospodarka wyraźnie spowalnia i, choć agencje ratingowe wciąż wydają orzeczenia dla Heksagonu raczej przychylne, to bez wątpienia kryzys dobija do bram. Nawet prezes Banque de France, Christian Noyer, przyznał, że w ostatnich tygodniach sytuacja istotnie się pogorszyła. Nawet podążanie za modą przestało być sposobem na oswajanie rzeczywistości. Rok 2011 już ogłoszono dla całej Francji „czarnym rokiem” w sektorze sprzedaży ubrań.
Niewątpliwie w 2012 roku kandydatom na prezydenta V Republiki coraz trudniej będzie roztaczać przed wyborcami świetlane obietnice. „Wieczny” kandydat, François Bayrou, w „La Tribune” stwierdził, że „aby poprawić sytuację w kraju, należy powrócić do produkowania we Francji”. Pomysł na zamykanie gospodarki we własnych (fikcyjnych) murach bardziej świadczy o próbie trafienia w gust wyborców niż o poszukiwaniu właściwej recepty na globalne problemy.
Szczególnie archaicznie brzmią takie słowa, wypowiadane przecież w innych krajach UE, w chwili, gdy największe banki centralne – w tym Europejski Bank Centralny – wspólnie musiały podjąć spektakularną akcję rozruszania światowych giełd. Warto zauważyć, że komentatorka „Le Figaro” od razu ostrzegła, iż nie powinno się bezrefleksyjnie poddawać entuzjazmowi rynków finansowych. Efekt takich działań może być jedynie krótkotrwały. A porównując oświadczenia wszystkich banków biorących udział w dzisiejszej akcji, EBC pośrednio przyznał, że może mieć kłopot z płynnością finansową.
Pewną strategią na radzenie sobie z własnymi problemami jest zwracanie większej uwagi na problemy innych. W „Le Monde” zauważono, że po drugiej stronie Kanału La Manche już 1 000 000 młodych osób znalazło się na bezrobociu, zaś wicepremier Nick Clegg ogłosił zaciskanie pasa porównywalne tylko z surowymi oszczędnościami po II wojnie światowej.
„Poruszenie społeczne, jakiego nie widziano od 1979 roku”. „Historyczna decyzja związków zawodowych”. „Dyrektorzy szkół wzywają do strajku po raz pierwszy od 114 lat” – odnotowuje korespondent „Le Monde”. Nic dziwnego, że protesty w Wielkiej Brytanii śledzone są z wielką uwagą. We Francji tradycja strajkowania pozostaje nadto żywa, o czym mógł się przekonać każdy przeciętny użytkownik paryskiego metra i RER.
Inną zaś tradycję wyraźnie usiłuje się wskrzesić. Wczoraj w telewizji „France 2” wyemitowano program, który miał w osobliwy sposób uspokoić skołatane nerwy Francuzów. Przypomniano, że kryzys nie jest niczym nadzwyczajnym, a słowa „pusto w kasie” czy „państwo w ruinie” pojawiły się w obiegu już… 225 lat temu. Analogie takie są tyleż ciekawe, co desperackie i ryzykowne. Na łamach lewicowej „La Liberation” opatrzono je przytomnym komentarzem. Doprecyzowano wszak, że prezydent Sarkozy nie powinien być jednak traktowany jako współczesny odpowiednik… Ludwika XVI.
Dla nas zaś pouczające powinno być pewne tradycyjne przemilczenie. Otóż berliński odczyt Radka Sikorskiego w prasie francuskiej przeszedł praktycznie bez echa (!). Warto mieć to w pamięci, by nieco bardziej realistycznie, a mniej życzeniowo przewidywać w polskim MSZ dalszy bieg wypadków w Unii Europejskiej.
* Jarosław Kuisz, redaktor naczelny „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 151 (48/2011) z 29 listopada 2011 r.