Tomasz Kozłowski
Ani zbrodnia, ani kara
Wydana niedawno w Polsce „Zbrodnia kaprala Lortiego” Pierre’a Legendre’a odwołuje się do następującego zdarzenia. 8 maja 1984 roku młody kapral kanadyjskiej armii wtargnął do gmachu Zgromadzenia Narodowego Quebecu z zamiarem zabicia członków rządu. Tego dnia jednak Zgromadzenie nie obradowało; pomieszczenie było puste. Lortie zasiadł w fotelu przewodniczącego. Nim się poddał, zabił trzy osoby, a osiem ranił. Później usprawiedliwiał to zabójstwo w następujący sposób: „Rząd Quebecu miał twarz mojego ojca”. Stąd w debacie publicznej pojawiło się pytanie, czy Lortie w ogóle jest zabójcą. W 1995 roku został on warunkowo zwolniony z więzienia.
Pierre Legendre bije na alarm. Dyskurs nowoczesności lub – jak niektórzy wolą – ponowoczesności jest w rękach dzieci. W związku z tym w ich rękach jest też prawo. Stawia on „pytanie do naszych czasów: czy dyskurs niepewnego syna może stanowić podstawę nowoczesnego systemu instytucjonalnego?”. I odpowiada przecząco. Atakuje tym samym podstawy obecnego zachodniego myślenia o prawie i życiu prywatno-publicznym.
Prawo na kozetce psychoanalityka
Pierre Legendre to jeden z najważniejszych myślicieli współczesnej Francji, którego dzieła czytane są na całym świecie, trafiają nawet za mury angielskiego bastionu, tak trudnego do zdobycia dla Francuzów (wybory prac Legendre’a są, na przykład, wydawane i analizowane w Cambridge jako podstawowa lektura obecnej humanistyki; jego propagatorem jest między innymi wyjątkowo ceniony w anglosaskim świecie Peter Goodrich). Sława ta na razie ledwie dociera do Polski – tym większa chwała redakcji kwartalnika „Kronos” za wydanie jego klasycznego już dzieła [1]. Jako ciekawostkę warto dodać, iż mamy w Polsce ważnego ucznia Legendre’a, profesora Huberta Izdebskiego, a francuski myśliciel odwiedził Wydział Prawa UW pod koniec lat 60. na zaproszenie naszego wybitnego historyka prawa, Bogusława Leśnodorskiego.
Pierre Legendre niczym Kant przebywa drogę od uczonego studiowania empirii (w jego wypadku głównie prawa administracyjnego), po drodze zaczyna wątpić w prawomocność zastanej wiedzy, a szczególnie w prawomocność jej metod, i w końcu dochodzi do przekonania o konieczności przeformułowania podstawowych twierdzeń filozofii społecznej oraz filozofii prawa. Łatwo o przesadę w opisie postaci już za życia znanych w świecie, ale w wypadku Legendre’a przesadzić trudno. Urodzony w 1930 roku, a pokoleniowo przynależny do francuskiej generacji roku ‘68 nadal jest niezwykle aktywnym myślicielem. We Francji prawo administracyjne i administracja publiczna zajmują społecznie i politycznie wyjątkową pozycję (może i zbyt wysoką, ale to inna sprawa), do tego stopnia, że pisząc o nich, często używa się dużych liter: Administracja Francuska [2]. Legendre jako jej badacz stał się postacią pomnikową, między innymi dzięki swoim pracom o podstawach historyczno-instytucjonalnych oraz intelektualnych tejże Administracji (wystarczy przytoczyć tu jego ważną dla światowej nauki pracę „Histoire de l’Administration de 1750 à nos jours”, wydaną po raz pierwszy w 1968). Legendre, coraz bardziej zainteresowany filozofią, studiuje u słynnego Jacques’a Lacana i wkrótce podejmuje z nim współpracę. Ostatecznie wypływa samodzielnie na szersze filozoficzne wody i tworzy własną dyscyplinę naukową, którą określa mianem „antropologii dogmatycznej”. Do swej niezwykle rozbudowanej wiedzy o prawie zaprzęga przy tym nowoczesną filozofię oraz psychoanalizę.
Kto wymyślił prawo?
Jak wygląda współczesna kondycja nauk prawnych z punktu widzenia Legendre’a? Według niego oficjalnie porzucone modernistyczne czy też nowoczesne ujmowanie prawa, z całym jego bagażem scjentyzmu i uproszczonego pozytywizmu, w praktyce nadal odgrywa ogromną rolę. Prawo to jest prawem naukowo, przejrzyście spisanym, które samo działa (jak u Monteskiusza: sędzia to tylko usta ustawy) i zmienia świat zawsze w dobrym kierunku. Obecnie prawoznawczą modę zawłaszczyło tzw. prawo postmodernistyczne (lub ponowoczesne). Koncepcja ta stanowi z kolei totalne zaprzeczenie modernizmu. Prawo pojmuje się jako nieustanny dyskurs różnych światopoglądowo jednostek, ewentualnie skupiających się tematycznie w niezobowiązujące, otwarte grupy. Na tym tle silnie zaznacza się powrót do wywodzenia prawa ze źródeł religijnych, ale też w konwencji post-, tym razem pod postacią postsekularyzmu. Postsekularyzm występuje zarówno w tradycyjnej formule, ubranej w nową szatę moralnej większości, jak i nawiązuje do jednostronnie ujmowanej teologii politycznej Carla Schmitta, gdzie wyodrębnianie się dwóch stron i ich walka są podstawą polityki i prawa.
Współcześnie mamy również do czynienia z próbami łączenia wszystkich powyższych ujęć prawa i sprowadzane ich do pojęcia godności, które jak w Konstytucji III RP ma zadowalać wszystkie stanowiska bądź doprowadzić do tzw. uniwersalizmu moralnego. Paradoksalnie wszystkie te stanowiska łączy wiele fundamentalnych założeń. Wszystkie uznają nowoczesność za kamień milowy współczesnej kultury Zachodu. Wszystkie ujmują prawo jako system stworzony w ich ramach niejako od początku, ewentualnie od nowego rozdziału, jak w wypadku postsekularyzmu. Zarówno ten ostatni kierunek, jak i pozostałe uznają jednostkowość człowieka za centralny element życia. Wszystkie traktują prawo jako instytucję wobec niej zewnętrzną, narzucaną z góry oraz pod przymusem. Wszystkie też uznają obecny etap kultury Zachodu za niebywale w dziejach dojrzały. O tym się nawet otwarcie mówi: wszystko już wiemy, mamy do dyspozycji wszystkie klocki i teraz możemy sobie te klocki dowolnie poukładać.
Przypisywanie sobie samemu zasługi ustanowienia nowego początku w prawie można uznać za bluźnierstwo. Prawo Zachodu nie zaczyna się wraz z modernizmem ani tym bardziej z postmodernizmem. Prawo to zaczyna się wraz z narodzinami prawa greckiego, staro- i nowotestamentowego, rozwija się wraz z prawem rzymskim, prawem kanonicznym i jest ugruntowywane w wielkim przełomie X/XI w. wraz z kształtowaniem się prawa miejskiego, handlowego, uniwersyteckiego (warto dodać, iż najnowsze badania potwierdzają te tezy Legendre’a, odkrywając w wiekach średnich instytucje prawne przypisywane modernizmowi).
Kiedy Syn staje się Ojcem
Legendre uważa, że prawo w ogóle nie ma początku, ale trwa w tradycji, autorytecie i wartościach wyrażanych w takich stałych zakazach, jak kazirodztwo, pedofilia, ojcobójstwo. Ci, którym się wydaje, że prawo „zapoczątkowali”, tak naprawdę zainicjowali jego degrengoladę. Jej najważniejszym elementem jest likwidacja procesu upodmiotawiania się dzięki relacji Syn – Ojciec, co opisywane jest przez Legendre’a subtelnie i szeroko. Zasygnalizujmy tylko dwa aspekty. Pierwszy dotyczy ograniczenia tej relacji tylko do jednego aktu: Syn odrywa się od Ojca i na tym poprzestaje. Bunt jest tylko buntem negatywnym. Syn przestaje być Synem, ale nie zaczyna być Ojcem, czyli zaczyna być nikim – jednostką. Drugi aspekt wiąże się z pierwszym: opuszczanie Ojca przez Syna jest tylko odrywaniem się, a nie wyodrębnianiem prowadzonym w stałym dialogu z tradycją, nie jest różnicowaniem się wobec Ojca. Czyli nie dość, że nie powstaje kolejny Ojciec-Prawodawca, to jeszcze „Syn”-Jednostka nawet w znikomym stopniu nie przyswaja sobie cech Ojca. Efekt jest taki, jak w wypadku Lortiego – dosłownie makabryczny.
U Legendre’a sprzeciw wobec Ojca musi odszukać swą pozytywną, a nie tylko infantylno-buntowniczą drogę. Jednostce wydaje się, że prawo nie ma z nią nic wspólnego, jest tylko siłą przychodzącą z zewnątrz, posiadającą ową magiczną nazwę „prawo pozytywne”, podlegającą totalnym zmianom i totalnie zależną od chwilowych potrzeb. Dodajmy: ta – i tak delikatnie mówiąc – bzdura jest osnową wszystkich podręczników prawoznawstwa. Zgodnie twierdzi się w nich, że prawo jest względem człowieka zewnętrzne, a to, co człowiek o nim myśli, dla prawa nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Próbował to podejście trochę zmiękczyć słynny oksfordzki filozof prawa Hart, formułując tak zwany wewnętrzny punkt widzenia prawa, jednak sam osłabił owo odkrycie.
Powyższa perspektywa to mniej więcej perspektywa klęczącego, czy raczej leżącego, człowieka-podmiotu zmienionego w człowieka-jednostkę. Jednak w rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie: jeśli szukać reguł zależnych od człowieka, to można je znaleźć tylko w prawie. To człowiek, budujący swą podmiotowość najpierw wobec Ojca, Matki, a potem innego człowieka, dosłownie potrzebuje prawa. Tylko tam, gdzie zaczyna się spotykać jeden podmiot z drugim podmiotem, potrzebne są ustanowione przez nie reguły określające ich współ-istnienie. Tam, gdzie nie ma nawet dwóch podmiotowości, czyli właśnie w totalitaryzmie (można tu ewentualnie mówić o jednym supra-podmiocie), prawo jest równie dosłownie zbędne. Za przeproszeniem, po jakiego czorta mam szukać prawdziwego prawa, skoro mam się dogadać sam ze sobą? To pytanie w wersji współczesnej brzmi tak: po jakiego czorta mam – jako totalizujący twórca prawa, patrz tzw. reguły rynków finansowych – uznawać podmiotowość ludzi, którzy sami siebie uznają tylko za jednostki?
Pierre Legendre stwierdza, że pojmowanie relacji Ojciec – Syn jest psychiczną matrycą „instytucjonalnej tratwy, na której w każdej kulturze człowiek może przepłynąć życie”. Najważniejszą częścią tej matrycy jest prawo. Dzisiejszy człowiek traktowany jest jak byt zrodzony ex nihilo i będący tylko jednostką, a nie podmiotem, czyli bytem wyodrębnionym od innych i tych innych uznającym. To kompletna pomyłka, mówi Legendre. Prawo, które może nas ocalić, zaczyna się w nas samych, tak jak synostwo. Prawo, które może nas ocalić, jest kształtowane przez nas samych, tak jak podmiotowość wyodrębniająca nas z Ojca i zmieniająca nas we własne ojcostwo. Wedle Legendre’a relacja ta została wycięta z naszej obecnej kultury, wycinając sens człowieczeństwa. Kiedy zabija się Ojca, umiera Syn. Po drodze Syn nie umie już odkleić się od Matki i staje się Ojcem, gwałcącym własne dzieci.
„Powiedziałem: syn zabija syna – pisze Legendre – Powinienem skomentować to szerzej, odnosząc do jednego z kluczowych problemów współczesnej kultury, jakim jest egzekucja ojców. Proponuję następujący aforyzm: kiedy zabija się ojca, umiera syn. Zdanie to ma wiele wymiarów; dedykuję je czytającym mnie synom. W naszych czasach pokojowej industrializacji istnieje niejeden sposób zabijania ojców – bez ceremonii, zupełnie bezkarnie. Także synowie umierają w nowym stylu – w żargonie menedżerskim: w stylu soft – najczęściej nic o tym nie wiedząc. Umierają dla własnego człowieczeństwa”.
Przypisy:
[1] „Kronos” przygotowuje wydanie kolejnej książki Legendre’a pt. „Fabrykacja człowieka Zachodu”, wcześniej zaś, jeden z numerów tego kwartalnika poświęcony był głównie twórczości Legendre’a (por. „Montaż człowieka”, „Kronos” nr 3/2010).
[2] Warto zajrzeć do świetnego omówienia biografii Legendre’a z prawniczej perspektywy pióra Huberta Izdebskiego, opublikowanej w „Kronosie” nr 3/2010.
Książka:
Pierre Legendre, „Zbrodnia kaprala Lortiego – Traktat o Ojcu”, Biblioteka Kwartalnika „Kronos”, przeł. Anastazja Dwulit, wstęp Wawrzyniec Rymkiewicz, Warszawa 2011.
* Tomasz Kozłowski, doktor nauk prawnych.
„Kultura Liberalna” nr 156 (1/2012) z 3 stycznia 2012 r.