Magda Szcześniak
Polacy bez tytułu. O wystawie Goshki Macugi
W warszawskiej Zachęcie do 19 lutego oglądać można wystawę „bez tytułu” Goshki Macugi, artystki od kilkunastu lat pracującej w Wielkiej Brytanii. Macuga podejmuje problem ataków na sztukę (zarówno werbalnych, jak i fizycznych) oraz na instytucje sztuki i osoby ją reprezentujące, wybierając najbardziej znane przykłady z Polski po roku 1989. Wystawa, której kuratorem jest Maria Brewińska, ma więc charakter autotematyczny w podwójnym sensie: nie tylko dlatego, że dotyczy (gwałtownych) reakcji na sztukę współczesną, ale również dlatego, że odbywa się w salach, które same były świadkami niejednego skandalu. Narracja snuta za pomocą rozmaitych mediów – fotografii dokumentacyjnej, kolaży, rzeźby, fotogobelinu, korespondencji, wycinków prasowych, ksiąg pamiątkowych – stanowi twórczą interwencję w instytucjonalne archiwa, służącą jednak ukazaniu nie rządzących ową instytucją zależności, ale trudnej relacji między instytucją a publicznością.
Wśród dyrektorów polskich instytucji zajmujących się sztuką współczesną występuje, nietypowa jak na polskie warunki (spójrzmy choćby na liczbę ministerek czy rektorek uniwersytetów), wysoka liczba kobiet na kierowniczych stanowiskach. Wystarczy wspomnieć o Agnieszce Morawińskiej (Muzeum Narodowe w Warszawie), Dorocie Monkiewicz (Muzeum Współczesne we Wrocławiu), Joannie Mytkowskiej (Muzeum Sztuki Nowoczesnej), Marii Annie Potockiej (Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie), Anecie Szyłak (Instytut Sztuki Wyspa) czy wreszcie Hannie Wróblewskiej (Zachęta). Nie wyjaśnia tego w pełni zapewne przewaga liczebna kobiet wśród studentów historii sztuki na polskich uniwersytetach – kierunku, z którego wywodzą się niemal wszyscy kuratorzy i dyrektorzy instytucji sztuki. Nie da się również zaprzeczyć, że sytuacja tego niemal parytetu jest wyjątkowa, zwłaszcza że analogiczne procesy nie dokonują się w innych instytucjach, w których wyjściowo dominują kobiety. Liczba studentek polonistyki (i jej stosunek do liczby studentów) nie przekłada się (na razie) na liczbę profesorek na tych wydziałach, podobnie możemy powiedzieć o urzędniczkach i kierujących urzędami. Na wystawie Macugi kwestia genderu atakowanej instytucji i atakującej publiczności nie została bezpośrednio podjęta, warto jednak o niej pamiętać, zwłaszcza że jedną z głównych bohaterek wystawy „bez tytułu” jest była dyrektorka Zachęty Anda Rottenberg. Drugą główną bohaterką jest zaś publiczność.
Wystawę otwierają dwa poświęcone tym bohaterkom obiekty, oba podkreślające niemożność dokładnego ich przedstawienia i uchwycenia. Zdjęcie widzów zgromadzonych na otwarciu wystawy „Uważaj, wychodząc z własnych snów, możesz się znaleźć w cudzych” pozostawia jedynie niedosyt – czy jest ono reprezentatywne, czy choć w przybliżeniu przedstawia „publiczność” Zachęty? I czy w takim razie to ta sama publiczność, która wysyłała Rottenberg antysemickie pogróżki i obelgi? Jak pisał amerykański teoretyk Michael Warner, „Publiczności to dziwaczne stworzenia. (…) Nie da się spojrzeć im prosto w oczy”. Publiczność rzadko da się uchwycić, jeszcze rzadziej przewidzieć, rzadko się z nią rozmawia, poznaje jej zdanie. Goshka Macuga pokazuje zaś tę jej cześć, o której wiemy najmniej, o której być może nie chcemy wiedzieć. Czasami jednak ona sama pali się do wypowiedzi, tak jak publiczność (publiczność, o której trudno zresztą powiedzieć, czy na wystawie naprawdę była, czy zna ją jedynie z relacji mediów) kontrowersyjnych i atakowanych wystaw w Zachęcie – „Nazistów” Piotra Uklańskiego, „Uważaj, wychodząc…” (zorganizowana na stulecie Zachęty) z niesławną rzeźbą Maurizio Cattelana „La nona ora”, przedstawiającą przygniecionego meteorytem papieża Jana Pawła II, „Obieranie ziemniaków” Julity Wójcik.
Prezentowane w małej gablotce listy do Rottenberg, będące (jak wynika z daty i treści) w większości reakcją na rzeźbę Cattelana, zaskakują swoją pieczołowitością, zajadliwą pasją („A Rottenberg dostaniesz w łeb meteorem i zobaczysz swoją drogę i gwiazdę”), inwencyjnością formy i prostotą żądań („powrotu” do Izraela). Niemal wszystkie zawierają odniesienia do żydowskiego pochodzenia Rottenberg. Listom towarzyszą rysunki – kobieca postać siedząca na menorze płonie jak na stosie, gwiazda Dawida z wpisaną w nią trupią czaszką i napisem „AIDS”. Przerażające nagromadzenie antysemickich wyzwisk przeciwstawić można temu, co śląca listy publiczność chce sobą reprezentować. Podpisują się „Polak”, „Polka”, „Polacy”. Przeciwko „niepolskiej” dyrektorce wypowiada się nawet to, co zazwyczaj uchodzi za przeźroczyste, czyli medium, starannie dobrane materialne zapośredniczenie wymyślnych treści – kartka z Janem Pawłem II, pocztówka z polskimi zabytkami czy wreszcie: kartoniki po opakowaniu prawdziwie polskiego produktu – ćwikły z buraków.
Goshka Macuga wyciąga na światło dzienne domowej roboty pocztówkę z tekturowego pudełka po burakach dziesięć lat po słynnym akcie obierania w Zachęcie ziemniaków przez Julitę Wójcik, a więc jednym z ostatnich wydarzeń za dyrekcji Andy Rottenberg. Wójcik zwracała uwagę na miejsce i podział pracy przypadające kobietom również w świecie sztuki. Jedną z osób, która ponoć przyłączyła się do obierania, była sama Rottenberg. Na pytanie „Czy obieranie ziemniaków w galerii to dzieło?”, Rottenberg odpowiedziała: „Oczywiście, tam jest więcej niż tylko to, co widzimy, galeria tworzy cudzysłów”. Cudzysłów to jednak bardzo niejednoznaczny symbol, a Goshka Macuga wykorzystuje go, by ujawnić to, czego zazwyczaj nie widzimy.
* Magda Szcześniak, doktorantka w Zakładzie Filmu i Kultury Wizualnej Instytutu Kultury Polskiej UW. Stypendystka Fundacji Fulbrighta, redaktorka bloga „mała kultura współczesna”.
„Kultura Liberalna” nr 156 (1/2012) z 3 stycznia 2012 r.