Bartek Biedrzycki
Zapomnij o przeszłości
Są takie motywy w kulturze masowej, których strach nawet dotknąć tak są już wyeksploatowane i ze wszystkich stron obrobione. Jednym z nich jest motyw wehikułu czasu, w przypadku którego słynna trylogia filmowa Zemeckisa z Lloydem i Foxem zdawała się już być ostatnim ożywczym tchnieniem. Tymczasem za wylizany do kości temat wziął się Marcin Ciszewski, rodzimy pisarz. I nie dość, że udało mu się nie ugrzęznąć w bagnie zużytych klisz i metrowego banału, to jeszcze stworzył niezłą, sensacyjną powieść środka, osadzoną w realiach zarówno współczesnej, jak i historycznej Polski.
Trzeba przyznać uczciwie, że „www.ru2012.pl”, gdyż taki tytuł nosi powieść, nie stanowi rzeczy literacko wybitnej. Jest jednak inteligentną zabawą z konwencją i czytelnikiem, poprowadzoną z werwą, w sposób wciągający i świadczący o niezłym warsztacie autora, co w czasach zalewu tandety przemawia mocno na korzyść tej książki.
Akcja zaczyna się niezbyt malowniczo od starganego życiem mężczyzny, który strzela sobie w głowę. Dalej jest już o niebo lepiej – widać, że pisarz wziął sobie do serca zalecenia mistrza suspensu, a jako że Polska leży w strefie niskiej aktywności tektonicznej, zamiast przepisowego trzęsienia ziemi otrzymujemy zamach terrorystyczny na Okęciu. W takiej właśnie scenerii poznajemy grupę głównych bohaterów, którzy odgrywają mniejsze lub większe role w całej powieści.
A połapać się w jej akcji jest dość trudno, gdyż rozgrywa się na przestrzeni siedemdziesięciu lat. Wraz z bohaterami przeskakujemy z jesieni 2012 do jesieni 1939, odwiedzamy także rok 1944 i jeszcze kilka innych okresów. Przyczyna tego stanu rzeczy jest dość prosta i potraktowana w książce raczej jako pretekst: oto Amerykanie opracowują nową broń, emiter pola siłowego zwany MDS, który pozwala otoczyć oddział zbrojny praktycznie niezniszczalną barierą ochronną. (Widać, że Ciszewski „Gwiezdne Wojny” oglądał uważnie.) MDS ma jednak jeszcze jedną cechę, a mianowicie pozwala, przy odpowiednim ustawieniu pola, na skoki w czasie. W wyniku sabotażu informatycznego takiego właśnie skoku dokonuje doborowy, elitarny polski oddział, który ochrania w trakcie ćwiczeń amerykańską jednostkę obsługującą MDS. Wszyscy ni stąd ni zowąd trafiają naraz w sam środek Kampanii Wrześniowej, gdzie wprawdzie nie wygrywają ostatecznie wojny, ale za to sieją straszliwe spustoszenie wśród nazistów.
Nic dziwnego, że tak niezwykłym oddziałem, wyposażonym w potężną dla ówczesnych ludzi broń interesują się wywiady wszystkich zaangażowanych w konflikt stron. Podpułkownika Grobickiego (dowódcę przerzuconego w przeszłość oddziału) i jego ludzi ścigają zarówno agenci radzieckiego GRU, jak i amerykańskiego CIA. Jak się zresztą potem okazuje – nie tylko tych dwóch organizacji. Zgodnie jednak z powiedzeniem, że Polak potrafi, bohaterowie dają w końcu nogę. Ponieważ zaś nie wszystko może się zawsze udawać, uciekają z powrotem w swój czas tylko po to, aby, będąc już w ojczyźnie, wpaść w ręce ludzi kierujących spiskiem, który w łonie radzieckiego (a następnie rosyjskiego) wywiadu wojskowego pielęgnowany był troskliwie przez siedem dekad. Spisek ten ma oczywiście na celu to, co zawsze, czyli pełną dominację nad światem. W tym wypadku – radziecką. Ma też akceptację samego towarzysza Stalina, którego decyzje spoza grobu mogą odmienić rzeczywistość na zawsze.
Ciszewski, konfrontując początkowo czytelnika z tradycyjną sensacyjno-kryminalną sekwencją zdarzeń następujących po sobie pozornie bez przyczyny, przypominającą trochę uwspółcześnione przygody dawnych twardych detektywów spod znaku noir, przeskakuje w pewnej chwili na trochę inny poziom. Zaczyna snuć pełną rozmachu, zapierającą dech w piersiach wizję zagrożenia, jakie sprowadziło na świat nieostrożne manipulowanie czasem. Podobnie jak Zemeckis, autor eksponuje tu paradoks zmian spowodowanych czyjąś wizytą w przeszłości (chociaż uczciwie trzeba przyznać, że wygodnie pomija kilka innych paradoksów, które zgodnie z literacko-filmowym kanonem związanym z wehikułem czasu powinny zostać uwzględnione).
W chwili, gdy czytelnik ma wrażenie, że pora na finał, okazuje się, że pozostała jeszcze jakaś jedna trzecia powieści do przeczytania, i akcja wykonuje niespodziewanie szaleńczy zwrot, którego osią jest trzeci gracz na scenie, kolejna siła, która, jak wcześniej Polacy, przekroczyła barierę czasu dzielącą II wojnę światową od roku 2012. I chociaż ostatecznie zakończenie książki jest może nazbyt melodramatyczne i zupełnie niepotrzebnie zwieńczone hollywoodzkim do bólu happy endem, to kulminacja oraz nagłe związanie wszystkich przewijających się w książce wątków jest czymś, co robi wrażenie. Gdyby słowo „epicki” miało w języku polskim takie znaczenie, jakie mu się często błędnie przypisuje, stosując kalkę z angielskiego – to pasowałoby ono tutaj doskonale. (W tym miejscu muszę lojalnie uprzedzić, że wydawca strzelił sobie w stopę i na tylnej stronie okładki zdradził wszystkie najważniejsze elementy układanki – więc radzę tam nie zaglądać!)
Osadzenie akcji w polskich realiach nie pozostaje oczywiście bez wpływu na mój pozytywny odbiór tej książki. Chociaż bohaterowie biorą udział i w Kampanii Wrześniowej, i w Powstaniu Warszawskim, to Ciszewskiemu udaje się świetnie uniknąć tego duszącego, przytłaczającego wszystko patosu, jaki się prawie zawsze przy tej okazji pojawia. Historia jest tu odbrązowionym tłem szaleńczej akcji, nie zaś martyrologiczną granitową płytą, która wszystko przytłacza. To odejście od bolesnego patriotycznego i bogoojczyźnianego zadęcia sprawia, że dostajemy swojskie, przaśne nieco, wielce jednak urokliwe „okoliczności przyrody”. Nasze własne miejskie legendy i tajemnice, a także wpisujące się jednak w narodowościowy kanon wystrychnięcie wszystkich na dudka przez małą garstkę Polaków zapewniają powieści doskonały koloryt. Być może dzięki niemu właśnie obśliniony doszczętnie motyw podróży w czasie zyskuje pewien pozór, jeśli nawet nie świeżości, to przynajmniej zjadliwości.
„Www.ru2012.pl” raczej nie dostanie literackiego Nobla. Z pewnością jednak jest to pozycja rozrywkowa, która wyraźnie wznosi się ponad raczej niski poziom tzw. „głównego nurtu”. Książka została napisana w sposób przemyślany, sprawny i ciekawy. Przede wszystkim jednak, chociaż do cna niewiarygodna, jest do bólu logiczna i nie obraża inteligencji czytelnika. Znaleźć w niej można wojnę i miłość, czołgi i piękne kobiety, niesamowitą technologię, a nawet podziemne, nazistowsko-radzieckie miasto w Bornem Sulinowie. W powieści nie brak też tajemnicy, napięcia i przygody ani nieodzownego morału, podanego może mniej finezyjnie, ale za to spinającego atrakcyjną klamrą całość akcji. I chociaż Grobicki nie jest może Jackiem Ryanem polskiej sensacji, to na pewno ani słynny agent, ani nawet Jason Bourne nie chcieliby się na polskiego podpułkownika natknąć.
Książka:
Marcin Ciszewski, „www.ru2012.pl”, Znak, Kraków 2011.
* Bartek Biedrzycki, CIO w branży telewizyjnej, podcaster, wydawca komiksów, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 157 (2/2012) z 10 stycznia 2012 r.