Helena Jędrzejczak

Pragmatyczni do bólu, ideowi do śmierci. O „80 milionach” Waldemara Krzystka

Historia opowiedziana w filmie Krzystka jest prosta i w dodatku prawdziwa: władze dolnośląskiej „Solidarności”, przewidując wprowadzenie stanu wojennego, delegalizację związku i konfiskatę zdeponowanych w NBP oszczędności, postanawiają wypłacić zgromadzone środki – tytułowe osiemdziesiąt milionów ówczesnych złotych. Rzeczywistość lat 80. skrzeczy – tak duża wypłata wymaga przygotowań godnych skoku na bank. Jednakże dzięki ostrzeżeniom o działaniach milicji, współpracy wrocławskiej kurii oraz wsparciu sił różnych (od oficera wywiadu, poprzez ordynatorkę, po dyrektora banku) rzecz się udaje.

„80 milionów” to zatem film historyczny, ale pozwalający na historię spojrzeć w inny, niezbyt często w polskiej kinematografii spotykany sposób. Nie chodzi tu tylko o to, że historia została opowiedziana dynamicznie, że została osadzona w gatunku filmu akcji: dobrzy wygrywają, źli przegrywają, a bardzo źli zostają ukarani (bo są też po prostu głupi). Na pierwszy rzut oka bohaterowie umierają albo obrywają „w akcji” lub „za idee” – taki już bowiem los bohaterów. Są idealistami, ale świadomymi wagi pragmatyzmu. Idealizm jest już inny, nie prowadzi do kolejnej narodowej klęski. Sprawia, że narracja o stanie wojennym jest inna niż zazwyczaj. Czy to uprawniony zabieg?

 Historia, która powraca

To, co w momencie wchodzenia do kin „80 milionów” stawało się coraz bardziej odległą przeszłością, przed paroma dniami znów pojawiło się w czołówkach gazet i programów informacyjnych, może także w zbiorowej świadomości. Historia brawurowej i udanej akcji przedstawionej w filmie była mi znana, ale jakby niedomknięta. Oczywiście, komunizm się skończył, przywódcy „Solidarności” zostali zrehabilitowani, a 80 milionów złotych rozliczone podczas pierwszego zjazdu „S” w wolnej Polsce. Jednak stan wojenny, którego rychłe wprowadzenie stało się przyczyną uznawanego za bandycki „skoku na (własną) kasę”, nadal był legalną odpowiedzią władz państwowych na jakieś „zagrożenie”. Tymczasem przed paroma dniami zakończył się proces jego autorów: niezawisły sąd III Rzeczypospolitej orzekł, że wprowadzenie stanu wojennego było czynem nieprzewidzianym nawet peerelowską konstytucją, nadużyciem władzy, działaniem zbrojnym o charakterze przestępczym. Po latach oczekiwania pojawiły się wyroki – aczkolwiek nie dla wszystkich, krótkie, nadzwyczajnie złagodzone, w zawieszeniu. Dla wielu to raczej kpina, żart z wymiaru sprawiedliwości, dowód na niezakłócone trwanie „układu”. A jednak – wyroki zapadły.

Tego bohaterowie filmu i dolnośląskiej „Solidarności” ‘81 roku oczywiście przewidzieć nie mogli. Filmowi Piotrek, Józek i Staszek (czyli Piotr Bednarz, Józef Pinior i Stanisław Huskowski) ryzykowali wieloletnie wyroki, a może i życie – w rzeczywistości, nie w filmie. Nie wiedzieli przecież nawet, czy system, z którym dostępnymi im metodami walczyli, kiedykolwiek upadnie, mogło się przecież skończyć tak samo jak w Październiku, Marcu, Grudniu i Czerwcu. Władza była butna, okrutna i skuteczna przez kolejne osiem lat, a bezkarna i zadowolona z siebie przez następne dwadzieścia. Choć dla niektórych nadal trwa zima, bo „wiosna nasza” nie nadeszła, abstrahując od wysokości wyroków, sąd 12 stycznia 2012 r. historię domknął, choćby i symbolicznie pokazując, że legalne było wypłacenie 80 milionów, a nie doprowadzenie do sytuacji, w której byłoby to niemożliwe. O ile trudno przewidzieć, czy film Krzystka, obecny na naszych ekranach w momencie wydania tych wyroków, daje szansę na domknięcie sprzecznych interpretacji czasów stanu wojennego, to z pewnością stawia je w nowym świetle.

 Dyskretny urok pragmatyzmu

Idee często przeciwstawia się pragmatyzmowi. Niesłusznie, ten ostatni powinien wszak służyć ideom, by dało się je wprowadzać w czyn. W opozycji do idei stoi tylko inny pragmatyzm – bezideowy, skupiony na wypełnianiu własnego brzucha lub kabzy. W 80 milionach ma on nadzwyczaj paskudne oblicze kapitana Sobczaka i jego podwładnych; jest u władzy i ma wszystkie (jak się okazuje: prawie) atuty, dzięki którym powinien zwyciężyć.

W „80 milionach” spotykamy jednak i szlachetną odmianę pragmatyzmu, w służbie idei. Reprezentują go oczywiście młodzi działacze „Solidarności” – Frasyniuk, Pinior, Huskowski chcą żyć w wolnym kraju, gdzie godność człowieka nie będzie deptana. Choć chcą wolności dla siebie, swoich rodzin, przyjaciół, współobywateli, nie będą na nią czekać bezczynnie, nie chcą kolejnego „moralnego zwycięstwa”. Działają – planowo, sprawnie, skutecznie, nie po to, by coś zyskać (jak twierdzi potem propaganda), ale żeby związek mógł działać po przewidywanej delegalizacji. Oprócz młodych są tu też starsi: major Bagiński, „Stary” czy ksiądz Żegota – wszyscy pragmatyczni do bólu, ideowi do śmierci, gotowi poświęcić życie albo wolność. Samych siebie mają za pionki w grze, w której ważny jest jedynie końcowy wynik, a nie los tychże pionków. Pomimo pragmatycznego działania, idee nie przestają więc rządzić ich życiem – od początku do końca.

Naprzeciw nich stają ci, którzy sądzą, że „niedorzeczne idee” pokonają pragmatyzmem. Dla o określonego celu – uzyskania informacji czy rozbicia związku zawodowego – gotowi są na każde działanie, okrucieństwo, mord. Choć czasem nawet wydają się inteligentni, mają podstawowy problem, który sprawia, że w końcu i tak przegrywają: nie są w stanie w żaden sposób zrozumieć pobudek innych niż własna korzyść. Kiedy bowiem naprzeciw siebie stają pozornie bezbronny człowiek głęboko ideowy i uzbrojony po zęby „pragmatyk”, ten drugi w ostatecznym rozrachunku musi przegrać. Nie wyobraża sobie siły poświęcenia, bo sam jest silny jedynie siłą systemu, któremu służy z niskich pobudek; gdy systemu zabraknie, staje się po pierwsze bezużyteczny, a po drugie – słaby. O ile jego działania są przewidywalne, bo ich intencje są jasne dla każdego, to działania drugiej strony wydają mu się irracjonalne, a więc niemożliwe do wymyślenia. Nie jest w stanie wyobrazić sobie, że można być gotowym umrzeć, narazić się na bicie i spędzenie wielu lat w więzieniu, bo celem i motorem jego własnych działań jest własne wygodne życie. O ile bohaterom „80 milionów” trudno byłoby może wygrać z ideowym komunistą, inteligentnego łajdaka z SB pokonać łatwo, także poza planem filmowym.

 Żegnaj, martyrologio

Polska historia sprzyja ujmowaniu jej w sposób martyrologiczny. Moralne zwycięstwa i rzeczywiste klęski to wszak nasza narodowa specjalność. Przegrane powstania tworzą dwustuletni ciąg, a kolejne „wolnościowe miesiące” doskonale się weń wpisują, Grudzień ‘81 nie odbiega od normy. Zwłaszcza że po nim nastąpiła niemal dekada beznadziei, coraz głębszej demoralizacji i utraty wiary w możliwość zmiany. Stan wojenny łatwo zatem przedstawić uderzając w ulubione, martyrologiczne tony. Może lepiej by było w tym celu wybrać inną historię, ale i w tej dałoby się wyłuskać smutniejsze i bardziej tragiczne wątki.

Może jednak powoli staje się to przeszłością polskiej kinematografii? Może kolejne filmy młodych twórców poświęcone dziejom najnowszym zdają się pokazywać, że nawet tragiczna historia nie musi być materiałem na zbiorowy płacz nad narodową mogiłą? Wnioskiem z zapoznania się z historią ostatniego półwiecza nie musi być smętna zaduma nad tragicznie pięknym narodowym losem wiecznego przegranego. Z drugiej strony, przedstawienie pięknych albo po prostu lepszych kart historii nie musi wcale oznaczać uprawiania hagiografii wybranych bohaterów.

Nie oznacza to wszakże, że nad ofiarami komunizmu nie można zapłakać – bo czasem wręcz trzeba. Nie znaczy też, że wspominać można tylko tych, którzy coś wygrali – bo przypomnienie tragedii stoczniowców w Grudniu ‘70 było i ważne, i potrzebne. Film o Popiełuszce pewnie zrobił więcej dobrego niż złego. Ale warto pokazać też, że czasem się udawało, a nad ojczyzną można nie tylko płakać lub czcić tragicznych bohaterów.

„80 milionów” Krzystka przekonuje, że czasem nawet moment aresztowania przez SB może być okazją do trafnego żartu, a nie rozpaczania z powodu czekającego pałowania. Bo przecież udokumentowany rozbieranymi zdjęciami romans z funkcjonariuszką to doskonała okazja, by rzec: „pięknie było pier…ć esbecję”. Humor – jest. Martyrologii – brak.

Film:
„80 milionów”
reż. Waldemar Krzystek
Polska 2011

* Helena Anna Jędrzejczak, historyk idei, socjolożka, doktorantka w ISNS UW. Pracuje w Centrum Nauki Kopernik, współpracuje z „Kulturą Liberalną”.

 Kultura Liberalna” nr 158 (3/2012) z 17 stycznia 2012 r.