Gadomski pisze: „Zima 1880 r. była wyjątkowo śnieżna. Gnane przez kowbojów bydło napotkało dziesiątki kilometrów ogrodzeń z drutu kolczastego. Tysiące krów padło, doszło do strzelaniny między poganiaczami a ranczerami, polała się krew. (…) Westernowe sceny przypomniały mi się podczas awantury o ACTA”. To na pozór luźne skojarzenie okazuje się prowadzić do rozumowania równie zamkniętego, co pastwiska grodzone drutem kolczastym przez wielkich posiadaczy ziemskich. Tezę publicysty da się streścić w jednym zdaniu: jeśli nie będą egzekwowane prawa własności, również intelektualnej, stanie rozwój gospodarczy i cywilizacyjny. W sporze między kowbojami a ranczerami Gadomski staje zdecydowanie po stronie tych drugich. Gdyby nie ich inwestycje w ziemię i bydło, uprawianie pól i doglądanie pastwisk, zamiast potęgą gospodarczą USA byłyby krajem wędrownych kowbojów, oferującym swobodę, ale biednym i zacofanym. Podobnie, jeśli polski rząd nie podpisałby ACTA, muzycy co najwyżej brzdąkaliby na gitarach przy ognisku, filmowcy kręcili wesela, a zamiast grami komputerowymi uprzyjemnialibyśmy sobie czas dodawaniem i odejmowaniem na kalkulatorze. Przerysowuję? Oddajmy głos Gadomskiemu: „Do innowacji, z których korzystają wszyscy, przedsiębiorców popycha egoizm, chęć zysku. Jeśli zabierzemy im prawo do zysku, nie będzie innowacji, gospodarka stanie”.

Ten pogląd oparty jest na wielu uproszczeniach. Po pierwsze, innowacje w nauce, gospodarce i kulturze nigdy nie powstają w oderwaniu od kontekstu, zawsze czerpią z wiedzy, technologii, pomysłów wypracowanych przez poprzedników. Wyobraźmy sobie, że wynalazki wielkich naukowców z przeszłości są obejmowane coraz bardziej restrykcyjnym prawem patentowym i do czerpania korzyści z nich mają prawo wyłącznie spadkobiercy. Okres obowiązywania patentów jest wciąż wydłużany, tak jak to zrobiono w USA z prawami autorskimi od początkowych, konstytucyjnych 14 lat z możliwością jednokrotnego przedłużenia, do obecnych praw autorskich, które wygasają dopiero w 70 lat po śmierci autora (zob. http://www.thenation.com/article/165901/after-battle-against-sopa-whats-next). Nie tylko innowacyjność, ale i możliwość zaspokojenia żądzy zysku przez inwestujących w nowe rozwiązania byłyby wówczas poważnie ograniczone. Gadomski zapomina albo nie chce pamiętać, że nie tylko „wszyscy korzystają z innowacji” zrodzonych z egoizmu (a przynajmniej korzystają z nich ci, którzy mogą sobie na to pozwolić). Innowatorzy korzystają też z wiedzy dostępnej wszystkim.

Po drugie, dla każdego innowatora wartość ma nie tylko zysk, ale również świadomość tworzenia czegoś nowego. Autorzy wielu wynalazków nigdy nie zarobili na nich ani grosza. Fortuny zbili dopiero ci, którzy znaleźli zastosowanie dla nowych rozwiązań. Wielu innowatorów na etapie tworzeniach nowych rozwiązań w ogóle jeszcze nie ma pojęcia, czy i jak uda się na nich zarobić.

Po trzecie, nawet pozostając na gruncie uproszczonej argumentacji, że żądza zysku napędza innowacje, nie można rozsądnie twierdzić, że w związku z tym zysk gwarantuje przestrzeganie praw autorskich. Prawda jest taka, że łamanie praw autorskich w internecie napędza również rozwój w dziedzinie programowania i nowych technologii. Lewicowy obrońca praw autorskich (tak, są tacy) Danny Goldberg dowodzi, że skuteczne protesty, które odbywały się w USA przeciwko SOPA (Stop Online Piracy Act), były wspierane przez przedstawicieli przemysłu technologicznego. I trudno się dziwić – ostatecznie o ileż lepiej sprzedają się odtwarzacze DVD, na których można też odtwarzać pirackie filmy w formacie DivX? Witold Gadomski żyje w XIX wieku nie tylko dlatego, że umyka mu wspólnotowy aspekt innowacji i własności intelektualnej. Nie dostrzega także, że żądza zysku jednych innowatorów może wchodzić w ostry konflikt z żądzą zysku innych, a wygra silniejszy.

Wojna toczy się nie tylko między ranczerami a poganiaczami, ale również między ranczerami, którzy usiłują rozwinąć bele drutu kolczastego w taki sposób, żeby ich posiadłość była jak największa, nawet kosztem ziemi sąsiada.