Piotr Kieżun

 W tunelu. O francuskich pisarzach w czasie okupacji

„W chwilach kryzysu, gdy porządek społeczny ulega rozpadowi, pełniej wychodzą na jaw podstawowe problemy egzystencji politycznej”, pisał po II wojnie światowej konserwatywny filozof polityki Eric Voegelin. I dodawał: „Rozkwit nauk o polityce […] jest charakterystyczny dla epok rewolucji i kryzysu” [1].

Rzut oka wystarczy, by przyznać Voegelinowi rację. Jeśli weźmiemy pod uwagę kluczowe momenty w historii filozofii, często okazuje się, że są one związane z politycznym przesileniem. Platon swoje dialogi tworzy w okresie załamania się tradycyjnego modelu państwa-miasta. Hobbes pisze „Lewiatana” w odpowiedzi na nękające Europę wojny religijne. Hegel redaguje „Fenomenologię ducha” wśród huku dział – w roku, w którym Napoleon triumfalnie wkracza do Berlina.

Jednak okres kryzysu, rewolucji czy wojny to nie tylko moment zmuszający filozofa do namysłu. To również czas osobistej próby. Voegelin, podobnie jak całe pokolenie intelektualistów będących świadkami narodzin XX-wiecznych totalitaryzmów, wiedział o tym aż nadto dobrze. Chęć skutecznego urzeczywistnienia filozoficznych ideałów często prowadziła do niebezpiecznych sojuszy. Dla filozofa nie ma bowiem większej pokusy od tej, by bezkompromisowość w myśleniu automatycznie przełożyć na radykalizm w działaniu. W tym kontekście nie dziwią słowa Hannah Arendt, która po wojnie pisała o towarzyszącym filozofii od zawsze „pociągu do tyrani” [2].

A jak się ma rzecz z literaturą? Jaką rolę pełni w sytuacji skrajnej? Na jakie pokusy wystawiony zostaje wówczas pisarz? Co każe mu zwalczać, ignorować lub popierać tyrana? Na odwieczne pytania o granicę i cenę politycznego zaangażowania pisarzy próbuje odpowiedzieć ostatni, lutowy „Magazine Littéraire” (nr 516, luty 2012), w którym całe obszerne dossier poświęcono francuskiemu życiu literackiemu w czasie okupacji.

Ówczesna Francja to zresztą ciekawy przypadek. Pokonana i upokorzona przez nazistowskie Niemcy, ale nie wykrwawiona do końca. Zwasalizowana, ale ze względną autonomią reżimu Vichy. Kolonizowana kulturalnie przez specjalnie powołane do tego instytucje (Propaganda Staffel i Propaganda Abteilung), ale z bogatym życiem literackim i artystycznym, o którym podbite kraje Europy Środkowo-Wschodniej mogą tylko pomarzyć. W wojennych wspomnieniach Ernsta Jüngera, wówczas oficera Wehrmachtu stacjonującego w Paryżu, co i rusz natykamy się na opisy kolacji z francuskimi pisarzami i wieczory spędzone w teatrze. Pod datą 25 stycznia 1942 roku Jünger notuje: „Po południu w teatrze Madeleine, gdzie grano sztukę Sachy Guitry’ego. Huczne brawa: «C’est tout à fait Sacha»” [3]. „Cały Sacha”. I pomyśleć, że mniej więcej w tym samym czasie rozpoczyna się Aktion Reinhardt – planowa zagłada Żydów w Generalnej Guberni.

Jednak wbrew wystylizowanym dziennikom Jüngera okupowana Francja nie jest miejscem sielanki. Ówczesną trudną sytuację ludzi pióra dobrze streszcza zamieszczona w „Magazine Littéraire” wypowiedź Claire Paulhan, badaczki literatury i córki Jeana Paulhana, przedwojennego szefa „Nouvelle Revue Française”. Niemcy wcześnie, bo już w sierpniu 1940 roku ogłaszają „listę Bernharda”, na której znajdują się 143 tytuły zakazane i w konsekwencji wycofane ze sprzedaży. W dwa miesiące później, na tak zwanej „liście Otta”, liczba ta wzrośnie do 1060. Pisarze, którzy wyrażają głośny sprzeciw wobec oficjalnej linii niemieckich władz i należą do Résistance, zostają aresztowani, często torturowani i rozstrzeliwani. Tak jak Jacques Decour, współzałożyciel podziemnego pisma „Les Lettres françaises”, pisarz Jean Prévost czy historyk Marc Bloch. Irène Némirovsky, Max Jacob i Robert Desnos umierają po deportacji do obozów w Auschwitz, Drancy i Terezinie.

Jak zatem radzić sobie w „czasie marnym”? Strategii jest wiele. Od aktywnej walki w zbrojnym podziemiu, przez milczenie, aż po oficjalne publikowanie tekstów i książek, w których usiłuje się zachować twórczą i intelektualną niezależność. René Char chwyta za karabin. Jean Guéhenno wybiera samotność i pisanie do szuflady. „Muszę zanurzyć się w milczeniu – notuje w „Journal des années noires” (Dzienniku mrocznych lat) – muszę ukryć wszystko, co myślę. Przecież już zaczynam akceptować niewolę” [4]. Podobnie, acz z mniejszym dramatyzmem i poczuciem osobistej tragedii, czyni Michel Leiris. W czasie wojny pracuje nad „Biffures” (Skreśleniami). Później wspomni: „Na początku okupacji wziąłem się do pracy, sądząc – wobec zawieszenia wszystkich projektów – że tylko w szerokiej perspektywie wewnętrznej spożytkować mogę czas, jaki upłynie do momentu wyjścia z tunelu” [5].

Wielu pisarzy kontynuuje jednak literacką aktywność w oficjalnym obiegu. Co więcej, wielu bierze udział w koncesjonowanym przez Niemców lub reżim Vichy życiu kulturalnym. Jest pośród nich wspomniany już reżyser, aktor i dramaturg Sacha Guitry, który podczas wojny z powodzeniem kieruje Théâtre de la Madeleine. Osobistym spotkaniem zaszczyca go między innymi Göring, który nie kryje podziwu dla talentu artysty. Jest również Jean Cocteau, wsławiony w owym czasie publikacją „Salut à Breker” – peanem napisanym z okazji paryskiej wystawy ulubionego rzeźbiarza Hitlera, a w przeszłości kochanka pisarza („Pozdrawiam Cię ze wzniosłego królestwa poetów…”) [6]. Jest schorowana i zamknięta w swoim mieszkaniu w Palais-Royal Colette, której tekst znajdzie się w monumentalnym tomie stanowiącym pomnik ku czci Pétaina, opublikowanym pod bombastycznym tytułem „De Jeanne d’Arc à Philippe Pétain”. Jest wreszcie Sartre, który w 1941 roku pisze kilka artykułów do kolaboracyjnego pisma „Comoedia” kontrolowanego przez Propaganda Staffel, a w 1943 wystawia „Muchy”, spektakl cieszący się dużym powodzeniem wśród niemieckich oficerów.

Wszystkie wymienione wyżej ustępstwa mają rzecz jasna różną skalę. Na przykład wspomniany tekst Colette wyraża jedynie admirację dla Balzaka. Ba, trzeba podkreślić, że jest to okres, w którym oficjalnie publikują swoje książki niemal wszyscy. Camus może wydać „Mit Syzyfa” wraz z problematycznym rozdziałem o Kafce w pozostającej pod rządami Vichy strefie nieokupowanej, ale decyduje się na okrojenie książki i publikację w koncesjonowanym przez Niemców paryskim wydawnictwie Gallimarda. Jak pisze biograf noblisty Olivier Todd, „Camus musi zarabiać na utrzymanie. […] inni pisarze, którzy usiłują coś publikować, odżegnując się od współpracy z kontrolowaną przez Niemców prasą, ledwo utrzymują się na powierzchni” [7].

Jak zatem ocenić postawę pisarzy w czasie wojny? Francuska specyfika nie ułatwia tego zadania. O ile w okupowanej Polsce każda współpraca z oficjalnymi periodykami i wydawnictwami równała się śmierci cywilnej i towarzyskiemu bojkotowi (vide przykład Jana Emila Skiwskiego lub bardziej zniuansowany Józefa Mackiewicza), o tyle we Francji zaangażowanie w kontrolowane przez Niemców życie kulturalne było o wiele bardziej dwuznaczne i nieoczywiste.

Lutowy „Magazine Littéraire” pokazuje zresztą, że nawet ocena zdeklarowanych pisarzy-kolaborantów nie jest tak prosta, jakby się mogło wydawać. Co bowiem pchało ich do popierania obcego reżimu? Czy tylko strach lub zaprawiony cynizmem konformizm? Głupota?

W tym kontekście warto zwrócić uwagę na artykuł Dominique’a Fernandeza o swoim ojcu, Ramonie. Ten ostatni wiódł w latach 20. życie bon vivanta i ulubieńca salonów. Jako jeden z pierwszych popularyzował w Paryżu tango, jeździł luksusowymi Bugatti. Był przy tym inteligentnym i błyskotliwym studentem Bergsona, a także przyjacielem Prousta oraz uznanym autorem biografii Moliera i André Gide’a. Swoją przygodę z polityką rozpoczął od zaangażowania w działalność SFIO, Oddziału Francuskiej Międzynarodówki Robotniczej. Po nieudanej faszystowskiej próbie zamachu stanu w lutym 1934 roku jego poglądy się zradykalizowały i jeszcze bardziej przesunęły w lewą stronę. „Marks miał więcej niż rację – pisał – wybrałem stronę pustych portfeli”.

W 1936 roku nastąpił jednak nagły zwrot. Ramon Fernandez przystał do skrajnie prawicowego i antysemickiego ruchu Jacquesa Doriota. Dlaczego? Dominique Fernandez podaje kilka przyczyn. Po pierwsze, ideowa linia Francuskiej Partii Ludowej (Parti populaire français) Doriota odpowiadała antykapitalistycznemu nastawieniu Ramona. Po drugie, głęboko wstrząsnęła nim lektura „Podróży do ZSRR” pióra Gide’a, co spowodowało gwałtowny przypływ antykomunistycznych uczuć. Po trzecie wreszcie, Front Ludowy, kierowany przez Léona Bluma, wydawał się Ramonowi zbyt miękki. „Ramon Fernandez – pisze w „Magazine Littéraire” jego syn – marzył o silnym przywódcy, opatrznościowym mężu, zbawcy i w swojej naiwności, uwierzył, że odnalazł go w Doriocie”. Po przegranej wojnie pisarz nie zmienił swoich poglądów. Trwał przy francuskim wodzu i zasilił grono oddanych literatów-kolaborantów, takich jak Drieu la Rochelle czy Brasillach. W 1941 na zaproszenie Goebbelsa uczestniczył w kongresie pisarzy w Weimarze.

A jednak przez cały okres niemieckiej okupacji – jak twierdzi Dominique Fernandez – chronił swych przyjaciół Żydów, a także młodą sąsiadkę Marguerite Duras, aktywną wówczas w ruchu oporu. Ta ostatnia wspomni o nim potem w „Kochanku”, porównując jego wojenne zaangażowanie do własnej działalności we Francuskiej Partii Komunistycznej: „Kolaboranci, Fernandezowie. I ja, dwa lata po wojnie, członkini PCF. Absolutna i całkowita współmierność. Zupełnie ten sam motyw, to samo rozczulanie się nad sobą, to samo wołanie o pomoc, to samo osłabienie sądu, ten sam, można by rzec, zabobon, który polega na wierze w rozwiązanie osobistego problemu za pomocą polityki”.

Jak zatem interpretować intelektualne meandry pisarzy w czasie okupacji? I po co to robić? Na to pierwsze pytanie nie ma zapewne jednej, uniwersalnej odpowiedzi. Na drugie, trochę na wyrost, odpowiedzieli redaktorzy „Magazine Littéraire”: w obliczu jednego z wielkich kryzysów ekonomicznych warto przyjrzeć się, jakich wyborów dokonywali koryfeusze kultury wówczas, gdy w grę wchodziło nie tylko gwałtowne obniżenie dochodów, ale i realne egzystencjalne zagrożenie. Czy ta wyczytana z książek wiedza pozwoli nam w krytycznych momentach dokonać słusznych życiowych wyborów? Pewnie nie. Uświadomi jednak, jaką cenę przychodzi płacić za konkretne decyzje.

Przypisy:
[1] Eric Voegelin, „Nowa nauka polityki”, przeł. Paweł Śpiewak, Aletheia, Warszawa 1992, s. 15-16.
[2] Por. Mark Lilla, „Lekkomyślny umysł. Intelektualiści w polityce”, przeł. Janusz Margański, Pruszyński i S-ka, Warszawa 2006, s. 44.
[3] Ernst Jünger, „Promieniowania”, przeł. Sławomir Błaut, Czytelnik, Warszawa 2004, s. 83.
[4] Cyt. za Frederic Spotts, „Haniebny pokój. Jak francuscy artyści i intelektualiści przetrwali nazistowską okupację”, przeł. Jacek Barczyński, Świat Książki, Warszawa 2010, s. 134.
[5] Cyt. za Denis Hollier, Catherine Maubon, „Skreślenia, rozwidlenia”, przeł. Tomasz Swoboda [w:] „Literatura na Świecie”, nr 5-6/2010, s. 169.
[6] Cyt. za Frederic Spotts, dz. cyt., s. 57.
[7] Olivier Todd, „Albert Camus. Biografia”, przeł. Jan Kortas, W.A.B., Warszawa 2009, s. 298.

* Piotr Kieżun, kieruje działem „Czytając” w „Kulturze Liberalnej”.

Kultura Liberalna” nr 161 (6/2012) z 7 lutego 2012 r.