Piotr Kieżun
Elektryczna biofikcja
Najpierw była opowieść o Ravelu, wybitnym kompozytorze i pianiście, twórcy słynnego „Bolera”, który u szczytu sławy zapadł na tajemniczą chorobę neurologiczną. Potem historia Emila Zátopka, czeskiego długodystansowca, któremu światową sławę przyniosły rekordy bite w latach 50. i niepowtarzalny, ekspresyjny styl biegania. W obu przypadkach bohaterami swoich książek Jean Echenoz uczynił osoby tyleż znane i obdarzone geniuszem, co społecznie wyobcowane. Życie zarówno Ravela, jak i Zátopka pełne było wyrzeczeń i pozostawało podporządkowane jednemu celowi – doskonaleniu się w swojej dziedzinie.
Nic więc dziwnego, że fabuła trzeciej, ostatniej powieści biograficznej Echenoza osnuta jest wokół postaci równie ekscentrycznej. „Błyskawice” to książka o Nikoli Tesli, fenomenalnym konstruktorze, rywalu Edisona, wynalazcy silnika elektrycznego, radia, świetlówki, baterii słonecznej, pilota i turbiny wodnej, zmarłym w osamotnieniu w apartamencie hotelu New Yorker.
Do studiowania życiorysu Tesli nie trzeba zresztą zachęcać. Urodzony w Serbii wynalazca jeszcze za swego życia stał się bohaterem zbiorowej wyobraźni. Zawsze nienagannie ubrany, elokwentny, uprzejmy, ale jednocześnie zdystansowany, zanurzony w świecie abstrakcyjnych obliczeń. Swoim współczesnym wydawał się osobą nie z tego świata. Po skonstruowaniu pierwszej elektrowni zasilanej prądem zmiennym, dzięki której możliwa była elektryfikacja na przemysłową skalę, wyruszył z pokazami swoich rozmaitych wynalazków po całej Ameryce. Widownia była zachwycona i oszołomiona. Nikt wówczas nie słyszał o bezprzewodowym przekazywaniu energii, świetlnych tubach zapalanych za pomocą muśnięcia palcem, sztuczkach z prądem o wysokim napięciu i częstotliwości. Tesla był oklaskiwany niczym iluzjonista.
Zresztą jego eksperymenty robiły wrażenie nie tylko na szerokiej publiczności. Podziwiali go również znani politycy, biznesmeni i ludzie pióra. Zaprzyjaźniony z Teslą pisarz i dyplomata Robert U. Johnson tak opisywał wizytę w jego laboratorium: „Byliśmy często zapraszani do udziału w jego doświadczeniach, które polegały między innymi na produkcji elektrycznych wibracji o nigdy nie spotykanej dotąd sile. Przypominające błyskawice iskry o długości piętnastu stóp były tu zjawiskiem na porządku dziennym, a elektryczne świetlne tuby służyły do robienia pamiątkowych zdjęć jego licznym przyjaciołom, pośród których był Mark Twain” [1].
Na wyobraźnię działały nie tylko same wynalazki Tesli, ale również osobliwości jego charakteru. Obsesyjnie brzydził się cudzych włosów, stronił od kobiet, przesadnie dbał o czystość. Przy tym wszystkim nie znał granic w kreśleniu swoich naukowych planów. Najważniejszym z nich był projekt urządzenia służącego do czerpania z atmosfery darmowej, powszechnie dostępnej energii elektrycznej. Tesla planował również radiowy kontakt z mieszkańcami Marsa, w których istnienie niezachwianie wierzył. „Możliwość łączności z Marsjanami – tłumaczył jednemu z reporterów – to ostateczny cel, jeśli idzie o zastosowanie mojej zasady rozprzestrzeniania fal elektrycznych. Ta sama zasada może być użyta równie dobrze do przekazywania wiadomości między różnymi częściami globu. Każde miasto na świecie mogłoby w ten sposób stać się elementem olbrzymiego obwodu. Informacja przesłana z Nowego Jorku mogłaby dotrzeć do Anglii, Afryki i Australii w ułamku sekundy” [2]. Pomijając Marsjan (a może wcale nie), czy nie były to słowa prawdziwego wizjonera?
Tesla samozwańczy geniusz, Tesla czarodziej, Tesla kapłan elektryczności. Serbski wynalazca ciężko zapracował na ten wizerunek. I tak też postrzega go dzisiejsza kultura masowa, której stał się – mimowolnie – bohaterem. Dziś Tesla jest jednym z przeciwników komiksowego Supermana, jego nazwisko służy także za nazwę amerykańskiemu zespołowi hardrockowemu (słusznie, w końcu chłopcy z zespołu nie grają unplugged), i wreszcie konstruktor patronuje planetoidzie 2244 Tesla (1952 UW1), znajdującej się w głównym pasie asteroid krążących wokół Słońca. Tesla jest ponadto jedną z głównych postaci sensacyjnej książki Lewisa Perdue, pisarza wsławionego oskarżeniem o plagiat samego Dana Browna, i pojawia się na kartach „Lodu” Jacka Dukaja.
A jaki jest Tesla Echenoza? Wszyscy, którzy spodziewają się fajerwerków rodem z „Wojny światów” Herberta G. Wellsa, będą zawiedzeni. Fabuła książki francuskiego autora ogranicza się wyłącznie do faktów z życia wynalazcy. Nie ma tam ani Marsjan, ani międzynarodowych spisków, ani kryminalnych zagadek.
Nie jest to jednak biografia w zwykłym tego słowa znaczeniu. Jeśli już wypada nam nazwać ten rodzaj prozy, to chyba najlepiej pasuje tu określenie zaproponowane przez Dominique’a Viart i Brunona Verciera – „biofikcja” lub „fikcja biograficzna” [3]. Życiorys Tesli bowiem, oprócz tego, że stanowi kanwę wartkiej i wciągającej narracji, umożliwia również Echenozowi literacką grę z czytelnikiem. Po pierwsze, pisarz przerysowuje postać wynalazcy, eksponując jego wybrane cechy. Ten hiperrealizm, czy też „przesadzony realizm” [4], w paradoksalny sposób sprawia, że w trakcie lektury książki co i rusz nawiedza czytelnika uczucie odrealnienia, które nie pozwala zapomnieć, że cała opowieść o wynalazcy jest świadomą konstrukcją narratora. Sprzyjają temu również niezwykle precyzyjne opisy rzeczy. Echenoz podaje dokładne numery patentów, nazwy maszyn i hoteli, marki statków i samochodów. Z pieczołowitością godną najlepszego krawca wymienia nazwy garderoby Tesli. Przy tym wszystkim – co jest drugą ważną cechą jego pisarstwa – unika jakiekolwiek psychologizowania. Postacie w książkach autora „Błyskawic” nie mają życia wewnętrznego. O emocjach bohaterów czytelnik dowiaduje się, obserwując ich perypetie, a nie studiując opisy stanów świadomości.
Skąd my to wszystko znamy? Oczywiście z nouveau roman i książek Alaina Robbe-Grilleta, Claude’a Simona lub Michela Butora. Echenoz należy jednak do zupełnie innego pokolenia pisarzy. O ile w książkach twórców nouveau roman intryga jest zredukowana do minimum na rzecz formalnych zabiegów, o tyle u Echenoza następuje powrót do tego, co leży u podstaw literatury – do sztuki snucia opowieści. Stąd przywiązanie tego pisarza do gatunków, które wyróżnia żywa akcja: szpiegowskich i awanturniczych powieści, książek sensacyjnych, kryminałów, wreszcie fabularyzowanych biografii. Echenoz nie rezygnuje przy tym z literackiej gry z czytelnikiem. Jak podkreślał swego czasu w wywiadzie dla dziennika „Libération”: „Podoba mi się idea powieści o podwójnej akcji, która rozgrywa się zarówno na poziomie samej narracji, jak i na poziomie konstrukcji zdania” [5].
Czy Echenozowi udaje się ta sztuka? Zdecydowanie tak. Wystarczy zajrzeć do biograficznej trylogii, w której czytelnik może z pasją śledzić niezwykłe życiorysy Ravela, Zátopka i Tesli, a jednocześnie delektować się ogromną dbałością o precyzję języka (widoczną szczególnie w oryginalnych, francuskich wersjach powieści). Jest ona zresztą u Echenoza prawie tak wielka, jak dziwaczne obsesje serbskiego wynalazcy.
Przypisy:
[1] Marc J Seifer, „Wizard: The Life and Times of Nikola Tesla”, Carol Publishing, New Jersey, 1996, s. 127.
[2] Tamże, s. 157.
[3] Por. Sjef Houppermans, „Jean Echenoz. Étude de l’oeuvre”, Éditions Bordas, Paris 2008, s. 11.
[4] Christine Jérusalem, „Jean Echenoz”, Ministère des Affaires Etrangères, Paris 2006, s. 26.
[5] „Libération”, 8 stycznia 1987.
Książka:
Jean Echenoz, „Błyskawice. Opowieść o niezwykłym wynalazcy”, przeł. Anna Michalska, Noir sur Blanc, Warszawa 2012.
* Piotr Kieżun, kieruje działem „Czytając” w „Kulturze Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 164 (9/2012) z 28 lutego 2012 r.