Jacek Wakar

Gigant

Jarosław Kaczyński uważa, choć jeszcze nie mówi tego całkiem wprost, że 10 kwietnia 2010 roku doszło do zamachu porównywalnego z atakiem na World Trade Center. To istotna zmiana w polskiej polityce. Do niedawna zamach był tylko jedną z rozważanych teorii spiskowych. Teraz niepostrzeżenie stał się wersją obowiązującą dla niemal całego PiS, nie mówiąc już o wychwalanym przez prezesa środowisku „Gazety Polskiej”. Poza tym Kaczyński ubliża Tuskowi, poseł Girzyński nazywa polskiego premiera kolaborantem Rosji. Nie podaje rzecz jasna jakichkolwiek dowodów, za to zachęca szefa rządu do złożenia sądowego pozwu. Przypadek Girzyńskiego, bez konsekwencji dla oszczercy, wskazuje, że w polskiej polityce słowa straciły znaczenie, bo w tych czy innych ustach przypominają rojenia bandy pożałowania godnych indywiduów. Dlatego coraz częściej słyszę od ludzi, których szanuję, że polityka ich nudzi. Nie dziwię się, bo podzielam to zdanie. Pisze Jacek Żakowski o Donaldzie Tusku, że mimo popełnianych błędów wciąż nie ma dla niego alternatywy. To także bolączka naszej polityki. Kaczyński, ogarnięty paranoją albo skrajnie cyniczny, zdaniem Michała Kamińskiego abdykował z realnej walki o władzę. Interesuje go jedynie konsekracja Smoleńska jako mitu założycielskiego IV RP. Ziobro nie ma prawdziwego znaczenia. SLD kona w śmiesznych podrygach, Palikot zagrywa się na całego. Dlatego mimo fatalnej passy rządu i Platformy Obywatelskiej – tak czy owak będziemy mieli Tuska. Nienajgorsza to perspektywa, ale wskazuje na bezsilność naszej klasy politycznej. Dlatego polska polityka nudzi, nuży, mdli. Jest na jałowym biegu.

W takich okolicznościach czytam ostatni numer „Więzi” (4/2012) wraz ze świetnym artykułem Andrzeja Friszkego na 85. urodziny Tadeusza Mazowieckiego. Pierwszy niekomunistyczny polski premier był przez lata szefem „Więzi” i ma dla niej ogromne zasługi. Nic więc dziwnego, że miesięcznik uderza w dzwon, by swojemu redaktorowi złożyć należny hołd. Jest zresztą oczywiste, że 18 kwietnia – kiedy to dokładnie przypada jubileusz męża stanu – szacunek dla Mazowieckiego zaleje polskie media. Podobnie jak jest oczywiste, że gdyby Mazowiecki zechciał pojawić w jakimś miejscu, które za swoją własność uważają wyznawcy smoleńskiego zamachu, zostałby wygwizdany. Taki kraj.

Nie będę się tutaj bawił w analizy myśli Tadeusza Mazowieckiego, nie będę określał jego zasług dla Polski ani szkicował jego miejsca w historii. Powiem tylko, że premier Mazowiecki towarzyszył mojemu wchodzeniu w dorosłość, nauce rozumienia Polski. Może dlatego, że otaczany był estymą w moim rodzinnym domu i – w odróżnieniu od Wałęsy – uważany za patrona inteligencji, zawsze był „naszym” premierem, „naszym” kandydatem. Pamiętam, że po porażce Mazowieckiego z Tymińskim w pierwszej turze wyborów prezydenckich, miałem kłopot, by patrzeć ludziom w oczy, kiedy jechałem z nimi tramwajem czy mijałem na ulicy, bo w swojej naiwności uważałem ich za współwinnych takiego werdyktu. A potem, jak wielu innych, na krótko zapisałem się do ROAD (Ruch Obywatelski Akcja Demokratyczna – przypominam młodym Czytelnikom), aby zaprotestować po swojemu przeciw tej sytuacji.

Natomiast później zmieniały się tak zwane okoliczności przyrody, a Mazowiecki pozostawał niemal taki sam. Zawsze opanowany, spokojny, powolny – nie od rzeczy przezywano go „żółw”. Stały punkt odniesienia także, gdy chodzi o wierność zasadom. Można było mieć do niego uzasadnione pretensje o „grubą kreskę”, ale nawet spór z Mazowieckim odbywa się zawsze na innym niż powszechny poziomie. Jest przykładem polityka chrześcijańskiego, który ma w sobie nietypową empatię i wrażliwość na innych. Pamiętam, jak na pogrzeb Jacka Kuronia przyjechał na wózku, z brodą. Był tuż po chorobie. Jego obecność przy trumnie przyjaciela zdawała się wówczas i wstrząsająca, i najzupełniej naturalna. Jednocześnie.

Mam dla Tadeusza Mazowieckiego największy szacunek i jakąś wdzięczność, bo przecież, choć go nie znam, stał się częścią mojego życia. Najbardziej zaś Mazowieckiemu dziękuję za to, że w skarlałym świecie polityki wciąż pozostaje gigantem. I udowadnia, że słowa polityka i powaga jednak nie muszą stać w sprzeczności.

* Jacek Wakar, szef działu Publicystyki Kulturalnej w Drugim Programie Polskiego Radia.

„Kultura Liberalna” nr 171 (16/2012) z 17 kwietnia 2012 r.