„Odsetek osób ufających szefowi państwa wynosi 24 proc. i jest najniższy w historii jego rządów”, pisał o Nicolasie Sarkozym w marcu 2011 r. „Le Point”. Miesiąc później tygodnik „L’Express” ogłosił, że zaufanie do prezydenta deklaruje już tylko 22 proc. Francuzów. Był to znak, że Sarkozy zmęczył i zirytował większość mieszkańców Heksagonu. Między innymi swoją arogancją, mniej lub bardziej prawdziwymi aferami, w których miał brać udział, obsadzaniem publicznych stanowisk swoimi ludźmi, sprzyjaniem bogatszej części społeczeństwa, niekonsekwencją. W obliczu pogłębiającego się bezrobocia i rosnącego długu publicznego, wielu Francuzów zobaczyło w nim uosobienie niesprawiedliwego systemu.

Jednak w pierwszej turze wyborów Sarkozy’emu udało się osiągnąć wynik, którego przed rokiem nikt by mu nie wróżył – ze swoim głównym rywalem Hollande’em przegrał o zaledwie 1,5 punktu procentowego. W przeddzień drugiej tury sondaże nie są już tak łaskawe. Ostatni z nich (Ifop) przewiduje, że Sarko zdobędzie 48 proc. głosów, o cztery mniej niż jego przeciwnik. Jest to jednak w przypadku urzędującego prezydenta oznaka tendencji wzrostowej i nie należy wykluczać, że zwycięzcą tych wyborów może okazać się lider centroprawicy.

Co czeka wówczas Francję i – w szerszej perspektywie – Europę? Jeśli wziąć pod uwagę fakt, że Francja jest drugą gospodarką na kontynencie i najważniejszym obok Niemiec gwarantem spójności Unii Europejskiej (zarówno gospodarczej, jak i politycznej), najbardziej istotne stają się trzy kwestie: przeciwdziałanie złej sytuacji ekonomicznej wewnątrz kraju, pomysł na zażegnanie kryzysu w strefie euro i wreszcie – wizja wspólnej Europy jako projektu politycznego.

 Gospodarka

Zacznijmy od francuskiej gospodarki. Liczby są tu nieubłagane. W ciągu dwudziestu ostatnich lat Francja podwoiła swój dług publiczny, który wynosi obecnie prawie 85 proc. PKB. Deficyt na koniec 2011 r. wyniósł 5,2 proc., a tempo wzrostu gospodarczego jest właściwie równe zeru (0,2 proc. PKB). Do tego wszystkiego dochodzi wysoka stopa bezrobocia, która w 2012 roku może osiągnąć 10 proc. Francja straciła również jedno ze swoich magicznych A. W styczniu agencja ratingowa Standard & Poor’s obniżyła długookresową ocenę wiarygodności kredytowej tego kraju do poziomu AA+. Zagraniczni inwestorzy, w których rękach znajduje się 67 proc. francuskiego długu, z pewnością bardzo uważnie będą patrzeć na ekonomiczne posunięcia nowego prezydenta.

Kampanijne zapowiedzi Sarkozy’ego są raczej po myśli rynków finansowych. Sarko ogłosił powrót do równowagi budżetowej (tzw. złota reguła) w roku 2016, a więc w ciągu trzech lat. Czy uda mu się tego dokonać? Problemem nie jest tylko i wyłącznie kryzys. Deficyt spowodowany kryzysem to we Francji zaledwie jedna trzecia manka w publicznej kasie. Oznacza to, że do remontu musi pójść cała polityka gospodarcza państwa. Trudno od Sarkozy’ego, który miał okazję wykazać się na tym polu przez ostatnie lata, oczekiwać fiskalnej rewolucji, jednak jego program jest zdecydowanie nastawiony na redukcję długu i wydatków. W przeciwieństwie do Hollande’a, Sarko nie przewiduje obniżania wieku emerytalnego (obecnie wynosi on 62 lata) czy podwyższania płacy minimalnej. Kładzie za to duży nacisk na obniżenie kosztów pracy, a przez to wzmocnienie konkurencyjności francuskich firm. Stąd pomysł podwyższenia podatku VAT oraz podatku od dochodów kapitałowych przy jednoczesnym obniżeniu kosztów składek na ubezpieczenia społeczne ponoszonych przez firmy. Sarkozy zamierza również negocjować wydłużenie 35-godzinnego tygodnia pracy.

Pakt fiskalny i rola Europejskiego Banku Centralnego

Wszystko to przypomina niemiecką politykę dyscypliny budżetowej. Istotnie, z dwóch kandydatów to Sarkozy’emu bliższe są niemieckie rozwiązania. Jest on zwolennikiem paktu fiskalnego. Ponadto zdecydowanie odrzuca rozpisywanie referendum w sprawie „złotej reguły”, która zgodnie z zapisami paktu powinna zostać wpisana do francuskiej konstytucji. Jednak duet „Merkozy” nie we wszystkich kwestiach mówi jednym głosem. Sarkozy, podobnie jak Hollande, zapowiedział, że będzie się starał zmienić sposób funkcjonowania Europejskiego Banku Centralnego. Obecnie EBC, jako niezależna i apolityczna instytucja, ma za zadanie kontrolować poziom inflacji oraz nadzorować inne instytucje finansowe w Europie. Sarkozy uważa, że bank powinien aktywnie włączyć się w ratowanie zadłużonych krajów strefy euro i być nie tylko strażnikiem wspólnej waluty, ale również pożyczkodawcą. Stanowczo sprzeciwiają się temu Niemcy.

Rewizja porozumień z Schengen

Ostatni istotny punkt w programie Sarkozy’ego to rewizja porozumień z Schengen o swobodnym przepływie osób w granicach UE. Propozycja ta może dziwić u kandydata, który jako jedyny w debacie prezydenckiej powoływał się na dziedzictwo europejskich ojców założycieli. Sarkozy liczy się jednak z elektoratem Marine Le Pen. W marcu na wiecu w Villepinte zapowiedział odstąpienie od ustaleń z Schengen oraz wznowienie kontroli na granicach, w przypadku gdy członkowie UE w ciągu dwunastu miesięcy nie zajmą się kwestią ochrony Europy przed nielegalną imigracją. „Trzeba wspólnej dyscypliny w kwestii kontroli granic – stwierdził Sarkozy. – Trzeba stworzyć możliwość ukarania, zawieszenia w prawach lub wykluczenia ze strefy Schengen państw, które nie wykonują swoich obowiązków” („Le Monde”).

Czy Sarkozy rzeczywiście zamierza spełnić swoją groźbę? Rewizja porozumień z Schengen nie będzie końcem świata, jednak chyba w najpoważniejszy sposób stawia pod znakiem zapytania kształt przyszłej Europy. I nie chodzi tu tylko o to, że polski obywatel, który zapragnie zwiedzić Paryż, będzie musiał znowu pokazywać paszport na francusko-niemieckiej granicy. Podobne propozycje coraz wyraźniej pokazują, że w niedługiej perspektywie możemy mieć do czynienia z Europą już nie tylko dwóch, ale trzech prędkości, z liderami w postaci Niemiec i Francji, zdegradowanymi politycznie i gospodarczo krajami południa (Grecja, Hiszpania, Włochy, Portugalia) oraz Europą Środkowo-Wschodnią.

Pozostaje tylko mieć nadzieję, że tego typu zapowiedzi rządzą się kampanijną logiką i że po wygranych wyborach prezydenckich (a później czerwcowych wyborach do Zgromadzenia Narodowego) Sarkozy złagodzi ton swoich wypowiedzi. Francuscy wyborcy mogą go oczywiście posądzić o niekonsekwencję, ale on już nie raz zmieniał zdanie. Przecież jak stwierdziła podczas poprzedniej kampanii wyborczej jego doradczyni Catherine Pégard: „Nie ma innej prawdy niż dzisiejsza”.