Katarzyna Kazimierowska

Madonna pokazuje język

1 sierpnia, na wybudowanym ku chwale narodu i piłki nożnej Stadionie Narodowym, wystąpi ladacznica Madonna. Będzie bezcześcić krzyż i skakać po powstańczych grobach. Ale to nie jedyna batalia, jaką w najbliższym czasie będzie musiał stoczyć naród katolicki wraz ze swym Kościołem na czele. Oto bowiem od Kościoła właśnie wymaga się odpowiedzi na pytanie: bić czy nie bić dzieci i żony. Walka o czystość dusz i sumień Polaków trwa.

Z tego, co słychać w radiu i telewizji oraz można przeczytać w prasie i Internecie, można wnioskować, że nikt, a zwłaszcza: politycy, kombatanci, IPN, środowiska katolickie i harcerstwo, nie chcą występu Madonny. Kontrowersyjna piosenkarka, która mimo 50 lat z hakiem śmie wyczyniać lubieżności na scenie, a do tego ma wystąpić w Warszawie – 1 sierpnia. Dla przypomnienia: to dzień wybuchu powstania warszawskiego. Larum podniosło się kilka tygodni temu i narasta. Co bardziej postępowi proponują – zgodnie z metodą: Bogu świeczkę, a diabłu ogarek – uciszyć skandujących obrońców krzyża i pamięci narodowej, proponując, by przed koncertem żądni taniej muzycznej prowokacji Polacy obejrzeli kroniki wojenne. Co więcej, kroniki miałaby obejrzeć także sama Madonna, która pewnie o Polsce wie tyle, że nie leży w Ameryce. No i zna (mniej więcej) słowo „przepraszam”. Larum nie cichnie, bo utarło się, że do końca świata 1 sierpnia nie wolno robić rzeczy radosnych ani tym bardziej w nich uczestniczyć. Zbolałej wizją koncertu gawiedzi (bo ci, co na koncert wydali zaskórniaki, nie myślą o posypywaniu głowy popiołem) próbował przemówić do rozumu Kuba Wojewódzki, nazywając naród ciemnogrodem, tłumacząc, że wspomnienie o największym warszawskim zrywie narodowym nie wyklucza wieczornej radości. Jego głos już jednak nie jest słyszalny – odebrał mu go żart o Ukrainkach.

Ale koncert Madonny nie uśmiecha się pewnej części opinii publicznej nie tylko ze względu na „kolizję czasową” z historią. Madonna, znana ze swoich prowokacji na scenie i w repertuarze, obok biczów i tańców z półnagimi mężczyznami, na koncie ma także kalanie – pod różnymi postaciami – krzyża. Piosenkarka na krzyż wchodzi, krzyż podpala, na krzyżu siada. Profanuje zatem najświętszy dla katolików znak. Gdy jeszcze dodamy, że nie ma ona dobrego zdania o instytucji Kościoła (a sama wychowała się w tradycyjnej rodzinie katolickiej), to będziemy mieli pełen obraz.

Występ Madonny w Warszawie to jak pokazanie języka sługom bożym. A ci ostatnio są na cenzurowanym – za konwencję przeciwko przemocy i mocne słowa o roli kobiet w społeczeństwie. Gdy posłuchać wypowiedzi niektórych przedstawicieli Kościoła, ma się wrażenie, że nadal tkwimy z naszą moralnością w Starym Testamencie. Cytuję z portalu natemat.pl: „«Tygodnik Powszechny» cytuje podobnych opinii wiele. Jak rozmowę dziennikarki «Idź pod prąd» z pastorem Pawłem Chojeckim, gdzie duchowny radzi, w jaki sposób zmienić styl bicia w zależności od wieku dziecka. «W stosunku do niemowląt wystarczy lekkie uderzenie w pupę. W starszym wieku pas porównywalny jest z rózgą. Lanie ma zostawić co najwyżej pręgi, a nie siniaki. Jestem też przeciwnikiem przysłowiowych klapsów, które należy stosować w ostateczności. Lepiej, by ręka ojca czy matki kojarzyła się dziecku z czymś miłym i dobrym, np. z przytuleniem» – stwierdza” [http://natemat.pl/24195,kosciol-toleruje-przemoc-w-rodzinie-tygodnik-powszechny-przypomina-duchownym-ze-dzieci-bic-nie-wolno). Zatem bijmy dzieci, nie żałujmy rózgi, bo rodzic jak bije, to kocha. Podobne propozycje można złożyć kobietom – ofiarom przemocy domowej. Tu znowu cytat z natemat.pl: „Mylą się różni, którzy uważają, że chrześcijaństwo przyczyniło się do pomniejszenia roli kobiety, a nawet do tworzenia podglebia dla aktów przemocy względem niej. Sugeruje to również absurdalny projekt konwencji o zapobieganiu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, forsowany ostatnio przez lewacką ideologię” – mówił arcybiskup Skworc [http://natemat.pl/24235,lewackie-ideologie-umniejszaja-role-kobiety-lewica-odpowiada-takie-poglady-petaja-psychike]. Zatem o co chodzi? Nikt, a już na pewno nie chrześcijaństwo, nie umniejsza roli kobiety. To kto to zrobił? Czy można powiedzieć, że dzięki chrześcijaństwu kobieta jest równa mężczyźnie, więc nikt nie ośmieli się jej bić?

Kościół nie potwierdza ani nie zaprzecza istnieniu przemocy wobec kobiet. Ale nie zgadza się na jakiekolwiek stwierdzenia, by przemoc mogła być w jakikolwiek sposób powiązana z jakimikolwiek kalkami kulturowymi związanymi z religią katolicką. Spór toczy się tu także wokół roli kobiety. Przepraszam – wokół naturalnej roli kobiety. Jeśli ktoś nie wie, co nią jest, pozwolę sobie przytoczyć słowa mojego ulubionego redaktora, pana Terlikowskiego. Otóż mówi on tak: „Prawdziwa rola kobiety to nie rola zawodowa, nie wykonywana praca czy samorealizacja, jak nazywają to lewicowi publicyści, ale dar bycia dla siebie w rodzinie, w małżeństwie. To liczy się najbardziej. Pomniejszają (lewackie ideologie) życie w zgodzie z naturą, według której kobieta jest matką i żoną, a mężczyzna mężem i ojcem. Jeszcze raz zaznaczę, że w tej kwestii samorealizacja zawodowa, kariera to kwestie drugo- lub trzeciorzędne” – podsumowuje Terlikowski [http://natemat.pl/24235,lewackie-ideologie-umniejszaja-role-kobiety-lewica-odpowiada-takie-poglady-petaja-psychike].

Zatem siedź kobieto w domu, daj się bić mężowi, podtykaj mu pod rękę i rózgę twoje rodzone w bólu dzieci i cierp ku chwale Chrystusa i narodu katolickiego.

Dlaczego o tym piszę? Bo po raz kolejny politycy i Kościół zajmują się tym, co lubią najbardziej – kobietami. I głośno zastanawiają się: bić czy nie bić; wolno czy nie wolno. No niby nie wolno, choć zawsze można iść potem do spowiedzi i mieć czyste sumienie. Kuszące. Niby nie wolno, ale jak podpiszemy konwencję, to tak jakbyśmy się przyznawali, że problem istnieje. A przecież nie istnieje. Wreszcie jak podpiszemy, to wpuścimy europejskie ideologie lewackie do naszej katolickiej Polski. To lepiej nie. Lepiej złóżmy kobietę na ołtarzu: Bóg, Honor, Ojczyzna. Dorzućmy też dzieci, żeby wyrosły na porządnych obywateli. A Madonnę spalmy na stosie, nie będzie ladacznica pluć nam w twarz.

Trudno nie być sarkastycznym, gdy czyta się takie poglądy w sieci. Cały czas uczymy się demokracji. Nasze dzieci uczymy szacunku do innego człowieka i wykreślamy przemoc z naszego języka i zachowania. Staramy się je wychować na wielojęzycznych, wykształconych, mądrych ludzi, same pracując, dokształcając się i w domu spełniając naturalną rolę kobiety. Jako kobiety wykonujemy ciężką pracę. Ale to wszystko idzie na marne, gdy w Polsce-wciąż-ciemnogrodzie jedyne autorytety, które mają głos, czyli politycy i Kościół, głośno spierają się, czy jest sens bronić kobiet i dzieci przed przemocą. I dochodzą do wniosku, że nie ma.

 * Katarzyna Kazimierowska, redaktorka portalu Zwierciadlo.pl i rp.pl, współpracuje z kwartalnikiem „Cwiszn”, absolwentka podyplomowych Gender Studies. Stale współpracuje z „Kulturą Liberalną”.

„Kultura Liberalna” nr 185 (30/2012) z 24 lipca 2012 r.