Jacek Wakar
Dwie wiadomości
Obie złe. W niedzielę przerwano tygodniową „Lożę prasową” w TVN 24 tylko po to, aby na żywo transmitować konferencję detektywa Krzysztofa Rutkowskiego, poświęconą zarzutom stawianym przez prokuraturę Katarzynie W., matce Magdy z Sosnowca, której tragiczną śmiercią żyła i niestety wciąż żyje cała Polska. Okazało się, jak to najczęściej bywa, że Rutkowski nie miał nic do powiedzenia, za to prowadzącej „Lożę” Małgorzacie Łaszcz trudno było wrócić do normalnego toku programu. Wszystko przez to, że zaproszeni dziennikarze nie zamierzali przechodzić do porządku dziennego nad sytuacją, w jakiej zostali postawieni przez ponoć poważną, opiniotwórczą stację.
Przyznam, że zaimponował mi Igor Janke, który jeszcze ze studia telewizyjnego twittował o końcu dziennikarstwa. Chwilę później zmianę zawodu, w związku z niezgodą na panujące w dziennikarskim rzemiośle standardy, zaproponowała mu Małgorzata Łaszcz. Publicysta stwierdził potem, że to była całkiem rozsądna propozycja. „Misja ma dzisiaj twarz detektywa Rutkowskiego” – podsumowywał gorzko.
Wszystko to prawda. Istotny wydał mi się również gest Jacka Żakowskiego, który kilka miesięcy temu, w apogeum medialnej ekstazy związanej ze śmiercią dziecka z Sosnowca ogłosił, że w prowadzonych przez siebie przeglądach prasy nie będzie uwzględniał gazet na pierwszej stronie zamieszczających informacje na ten temat. Jednak protest Jankego, Pawła Lisickiego, Sławomira Sierakowskiego oraz Bartosza Węglarczyka zmieni niewiele. Nie ma nikogo, kto zmieniłby usankcjonowany nie wiedzieć czemu układ, nakazujący śledzić każdy krok Rutkowskiego. Niby świat dziennikarski wie, kim jest ów człowiek, ma świadomość, że ciążą na nim zarzuty, że nagina prawo, że nadużywa zaufania osób, które ma reprezentować. Niby wie, że sprawa niejakiej Katarzyny W. posłużyła mu do bezprecedensowego lansowania się w mediach, bo ilekroć padało choćby słowo o Magdzie i jej rodzinie, pan w ciemnych okularach już rozgrzewał się w blokach startowych. Później prowadził swój medialny tour – pojawiał się niemal w każdej stacji, bywał gościem opiniotwórczego wieczornego programu, a nawet i telewizji śniadaniowej. Gdy pojawił się u Tomasza Lisa, a w roli jego antagonistki obsadzono Kazimierę Szczukę, czuł się tam jak ryba w wodzie, a już najlepiej wówczas, gdy polemika przerodziła się w ordynarną pyskówkę. Nie pamiętam szczegółów, ale zdaje się, że Szczuka mówiła detektywowi, że jest nienaturalnie nakręcony, a ten odbijał piłeczkę, stwierdzając, że jego rozmówczyni jest pijana. Urocze, prawda? W sam raz do misyjnego programu telewizji publicznej. Szczuka miała wówczas wyjątkowo nieszczególną minę, ale w ogóle nie było mi jej żal. Jej pojawienie się w sprawie Rutkowskiego można tłumaczyć bowiem jedynie parciem na szkło.
Mogło się wydawać, że wszyscy przejrzeli grę Rutkowskiego. Dostrzegli, że ze swą patologiczną próżnością pragnie on paść się na tragedii z Sosnowca. Że w gruncie rzeczy mniej interesuje go cała sprawa, a bardziej medialny zgiełk, show, w którym samego siebie obsadził w głównej roli. Show, który musi trwać. Nie trzeba też było wyjątkowej przenikliwości, by odkryć, że najlepszą karą dla Rutkowskiego będzie zignorowanie go. Jedna konferencja ze śladowym udziałem mediów, druga bez dziennikarzy. Kolejna już w ogóle by się nie odbyła. Tyle tylko, że w tej rozgrywce to Krzysztof Rutkowski jest górą. Wystrychnął wszystkich na dudka, a dziennikarze mogli tylko robić dobrą, czyli zafrasowaną, minę do wyjątkowo fatalnej gry.
Rację ma zatem Igor Janke, skoro nie udaje, że nic się nie stało, gdy TVN 24 najpierw zdejmuje go z anteny, a później prosi o komentarz. Sprawa Madzi, Katarzyny pozostaje drastyczną, ale pospolitą rodzinną tragedią. W normalnie funkcjonującym medialnym ładzie emocjonowałyby się nią tabloidy, bo do świata brukowców przynależy. Tymczasem w Polsce z okazji konferencji Rutkowskiego program przerywa poważna ponoć telewizja informacyjna. Ma rację Igor Janke – oto coś się na naszych oczach kończy.
Wiadomość numer dwa przeczytałem przed chwilą. Podobno Józef Wojciechowski sprzedał Polonię Warszawa wraz z licencją. W efekcie tej transakcji w przyszłym sezonie w piłkarskiej ekstraklasie wystąpi KP GKS Katowice, zaś Czarne Koszule, jeśli przetrwają, tułać się będą w czwartej lidze albo B klasie. Właściciel J.W. Construction dał się poznać jako najbardziej kontrowersyjny właściciel klubu piłkarskiego w Polsce. Zmienił kilkunastu trenerów, kupował i sprzedawał graczy, powstawał zamęt absolutny. A kiedy nie udało się zrealizować snu o potędze, postanowił zwinąć interes, niszcząc przy tym najstarszy klub w Warszawie, obrosły ponad stuletnią patriotyczną i inteligencką legendą. Transakcja przeprowadzona przez Wojciechowskiego oznacza zabicie Polonii. I pokazuje, że gdy idzie o pieniądze, nie ma dziś w futbolu żadnych reguł. Dlatego pozostanie nam zasadzić kwiatek na grobie Polonii Warszawa. I nazwać to, co zrobiono z Polonią, czystym barbarzyństwem.
* Jacek Wakar, szef Publicystyki Kulturalnej w Radiowej Dwójce.
„Kultura Liberalna” nr 184 (29/2012) z 17 lipca 2012 r.