Józef Pinior
Demokracja dla urzędników
Prezydencki projekt nowelizacji prawa o zgromadzeniach jest kolejnym dowodem na niską w naszym kraju rangę wolności politycznych, praw człowieka i obywatela. Nowelizacja przyjmuje na uliczne manifestacje punkt widzenia urzędników miasta stołecznego Warszawy: wyrażanie opinii przez obywateli to nie tyle gwarancja i przejaw wolności, ale utarczki z chuliganami oraz kłopoty z protestującymi w dziwacznych sprawach. Argumenty ze strony Kancelarii Prezydenta i warszawskiego ratusza, które padały w Senacie w trakcie pracy w komisjach nad ustawą o zgromadzeniach, ograniczały się głównie do kwestii związanych z bezpieczeństwem na ulicach. Polska demokracja stała się zakładnikiem chuliganów i oryginałów ogłaszających na Placu Wilsona powstanie wolnego państwa Żoliborz. Ustawa o zgromadzeniach, która w teorii ma zapewniać konstytucyjne prawo do wyrażania opinii, przerzuca w istocie obowiązki państwa, samorządów i policji w zakresie zagwarantowania bezpieczeństwa w realizacji tej wolności na barki obywateli.
W praktyce, ustawa po znowelizowaniu może mieć fatalne skutki dla wolności zgromadzeń, przede wszystkim dla ludzi broniących swoich praw pracowniczych, czy po prostu godności w zakładach pracy, szczególnie w tzw. specjalnych strefach ekonomicznych. W tych fabrykach często nie ma związków zawodowych albo powstają dopiero nowe – poza Solidarnością czy OPZZ – i jedynym środkiem obrony przed poniżającym traktowaniem w niektórych sytuacjach pozostaje dla pracowników pikieta czy demonstracja. W fabryce Chung Hong Electronics Poland, w specjalnej strefie ekonomicznej pod Wrocławiem, pracodawca wyrzucił na bruk 25 pracowników, w tym członków Komitetu Strajkowego związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza. Wobec pozostałych pracowników, w większości kobiet z Nowej Rudy, Wałbrzycha i innych, mniejszych miejscowości z Dolnego Śląska, fabryka stosuje swoisty lokaut, wysyłając załogę na przymusowy urlop. Ogólnopolski Związek Zawodowy Inicjatywa Pracownicza nie ma pieniędzy na prawników czy fundusz strajkowy, więc pikieta i demonstracja pozostaje obecnie główną formą wyrażania woli przez załogę i związek.
Znowelizowana ustawa uderzy głównie w wolność osób biednych i mieszkających na prowincji, nieposiadających środków na adwokatów, procesy sądowe czy głośne akcje medialne. Tymczasem prawo w Polsce musi być równe dla wszystkich, nie może być tworzone z myślą o wygodzie urzędników, ludzi obracających kapitałem czy wielkich koncernów. Zaostrzenie prawa do wolności zgromadzeń ukazuje niepokojącą tendencję obniżania standardów polskiej liberalnej demokracji. Przypomnijmy raport Komisji Europejskiej wymieniający Polskę jako kraj, w którym w 2011 r. dziewięć różnych agencji rządowych, od policji po kontrolę skarbową, zwróciło się 1 856 888 razy – najwięcej w Unii Europejskiej – do operatorów telefonii komórkowej po informacje dotyczące rozmów telefonicznych obywateli. Dodajmy do tego obojętność klasy politycznej w stosunku do tajnych ośrodków śledczych CIA na polskim terytorium i stosowanych tam tortur czy nagminne przegrywanie przez Polskę skarg przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu.
Wymieniłem zjawiska należące do różnych sfer, wszystkie one jednak składają się na stan rządów prawa w Polsce. Za jakość państwa prawa odpowiadają zarówno rząd i prezydent, media i obywatele. W panowaniu nad prawodawstwem, ochronie Konstytucji, czyli fundamentów ustrojowych polityki polskiej, żadna instytucja nie może jednak zastąpić Parlamentu.
* Józef Pinior, polityk, prawnik, filozof. W PRL działacz Solidarności, aresztowany w 1983 roku i skazany na cztery lata więzienia. Od 1987 roku uczestniczył w próbach reaktywowania PPS. Od 2004 do 2009 poseł do Parlamentu Europejskiego. Od 2011 roku senator RP.
„Kultura Liberalna” nr 186 (31/2012) z 31 lipca 2012 r.