Paweł Masłowski
Melanż z Platonem
„Spolszczanie Platona to nie problem jakiejś elitarnej grupy specjalistów czy snobów – to być albo nie być polszczyzny i polskiej kultury. Bez ustawicznej pracy nad przekładaniem wybitnych autorów literatury klasycznej język polski traci źródło swojej witalności i skazany jest na skarlenie” – pisze Paweł Masłowski w omówieniu najnowszego przekładu „Uczty” Platona.
Nowy polski przekład z Platona! To i sensacja, i skandal, że filozofa tego tak rzadko u nas się przekłada. Pytanie, dlaczego tak się dzieje, nie jest wcale banalne. Zapotrzebowanie jest przecież ogromne, wszyscy zgodnym chórem narzekają na mocno przestarzały i miejscami zupełnie nieczytelny przekład Witwickiego. Opublikowane w latach dziewięćdziesiątych tłumaczenie Zwolskiego, pełne neologizmów i udziwnień, choć bardzo chwalone przez grono zainteresowanych specjalistów, też nie jest łatwe w lekturze. Proza Platona jest przecież klarowna i przystępna, w swojej prostocie niemal potoczna, i powinna być dla tłumaczy obiektem bardziej niż wdzięcznym. Nie ma nawet porównania z trudnościami, jakie nastręczają tłumaczom choćby pisma Arystotelesa. Czy tak trudno jest pożenić stylistyczny idiom platońskiej rozmowy z polszczyzną i dlatego nie pojawił się jeszcze literacki talent, który umiałby tego dokonać w sposób przekonujący? A może potencjalnych tłumaczy powstrzymuje strach przed rangą tekstu, jego wagą intelektualną? Chwała Andrzejowi Serafinowi, że nie zabrakło mu odwagi i luzu, by wziąć się za platońskie arcydzieło. Tę nową próbę wypada powitać z życzliwością i radością.
„Uczta-bis”
Formę edytorską, w jakiej nowy przekład się ukazuje, cechuje pewien brak umiarkowania, ale w wypadku „Uczty” trudno robić z tego zarzut. Ten dialog to zaiste sam w sobie zupełnie nieumiarkowany literacki bankiet, urządzony z taką wystawnością, fantazją i rozrzutnością, że czytelnikowi łatwo może zakręcić się w głowie od nadmiaru efektów i pomysłów. Nietrudno zatem zrozumieć redaktora tomu, który daje się ponieść nastrojowi platońskiego arcydzieła i przesadza z wystawną oprawą tekstu, powielając w niej strukturę dialogu, nawet jeśli efekt może się wydawać nieco kuriozalny. Tekst Platona opatrzony został bowiem w tej edycji nie tylko obowiązkowym poniekąd aparatem w postaci słowa wstępnego, przypisów i indeksu, lecz towarzyszy mu także obszerna antologia tekstów egzegetycznych zajmująca przeszło dwie trzecie objętości tomu.
Teksty te – mające bardzo rozmaity charakter i odnoszące się mniej lub bardziej ściśle do treści dialogu – budują wokół platońskiego arcydzieła swego rodzaju „Ucztę-bis”. Trudno oprzeć się wrażeniu, że uczeni komentatorzy są oto jak uczestnicy biesiady w domu Agatona. Tak jak Fajdros, Pauzaniasz, Arystofanes i inni wygłaszają u Platona mowy na zadany im temat („pochwała Erosa, boga erotycznego pożądania”), tak oto Gadamer, Benjamin i Nowak zdają się rywalizować, rozprawiając w tym tomie nad tekstem Platona. Niech czytelnik sam oceni, który z tych autorów najbliższy jest roli, jaką u Platona gra Sokrates, a który spośród nich jest Alkibiadesem.
Ten swego rodzaju agon krasomówczy rozpoczyna Piotr Nowak, dając obszerne i bardzo dokładne streszczenie dialogu objaśniające go w duchu Leo Straussa. Pomysł nieco ryzykowny z dwóch powodów. Po pierwsze czytelnik dopiero co streszczany szczegółowo dialog przeczytał, po drugie platońska opowieść brana jest w ten sposób w kolejne nawiasy (Apollodor cytuje Arystodemosa, który cytuje Sokratesa, który przywołuje słowa Diotymy, a teraz Nowak relacjonuje całość za Straussem). Przyznać jednak należy, że Nowakowi udaje się zrealizować swój zamysł nie bez wdzięku, dba o okraszenie swojego komentarza-relacji erudycyjnymi cytatami i kokietuje poczuciem humoru. Efektowne jest zwłaszcza kończące ten tekst streszczenie bosko absurdalnej i przecudnie złośliwej „Uczty” Lukiana z Samosat.
Nieprzyjemny posmak
Następujący dalej esej Andrzeja Serafina jest utrzymany w całkiem odmiennym nastroju. Poważny, gęsty, przenikliwy. To uparte, niemal agresywne badanie platońskiego tekstu, krytyczne i bez nabożeństwa, przy tym bez umizgów i popisów pod adresem czytelnika. Interesujące jest usłyszeć przy tej okazji własny głos autora przekładu, poznać jego temperament i styl, inny zgoła niż ten słyszalny w publikowanym obok polskim tekście „Uczty”. W tym miejscu powiedzmy kilka słów o tymże. Przekład Serafina jest jasny – zaleta nie do przecenienia – brakuje mu jednak naturalności i stylistycznej urody. Mniejsza o konkretne wybory polskich ekwiwalentów platońskich pojęć. Można się spierać w nieskończoność, czy demon to szczęśliwy odpowiednik greckiego daimona. Przymiotnik „jednoforemny”, mający być odpowiednikiem greckiego monoeides, wydaje mi się wręcz obcy polszczyźnie. Tłumacz w ogóle przejawia wyraźną skłonność do latynizmów, co w przekładzie klasycznych autorów greckich jest bardzo ryzykowne. Bardziej od problematycznych wyborów leksykalnych przeszkadza brak naturalnej melodii polskiego zdania (zbyt kurczowe trzymanie się oryginalnej składni?) i często źle dobrany rejestr stylistyczny, co sprawia, że Platon Serafina ma posmak filozoficznego eseju.
Wśród gości „Uczty-bis” zaproszonych na nią przez redaktora tomu, Piotra Nowaka, jest też poetka. Dziwnie to jednak niepoetycka poezja i, gdyby nie swoiste łamanie tekstu, wiersz Ann Carson można by uznać za suchą prozę naukowej rozprawki („Jedną z funkcji dramatycznych Sokratesa w Uczcie / jest odwrócenie / i zaburzenie tradycyjnej roli ukochanego i kochanka / na co narzeka Alkibiades, jak słyszymy / w końcowej partii dialogu”). Treść tego „wiersza” też dziwnie przypomina pewien gatunek humanistyki analizujący dzieła literackie z tak bliska, że dostrzega tylko detale i ukryte symetrie, zapominając o całości.
Amicus Plato
Bardzo dobry esej Alexandra Nehamasa, osnuty wokół słów Diotymy o kontemplacji piękna jako jedynym sensie życia (211d), może z kolei narazić czytelników na rozczarowanie – zwłaszcza tych, którzy od ucznia Gregory’ego Vlastosa oczekiwaliby bardziej otwartej dyskusji z Platonem oraz krytycznej polemiki z jego teorią miłosnego pożądania i scala amoris. Nehamas dyskutuje – być może to tylko retoryczny unik – nie z samym Platonem, lecz z jego nie dość przenikliwymi interpretatorami.
Szkoda, nawiasem mówiąc, że publikowani w tym tomie autorzy obchodzą się z Platonem z takim nabożeństwem i ostrożnością. W tym względzie są dużo bardziej powściągliwi od swoich odpowiedników z „Uczty”, którzy z wielką swobodą snują teologiczne fantazje na temat Erosa, nie licząc się z tradycją ani religijnym tabu. „Uczta-bis” smakowałaby lepiej, gdyby jej uczestnicy filozofowali, wzorem person platońskich dialogów, w dialektycznym starciu, nie wchodząc w rolę egzegetów autorytetu.
Ten zarzut nie dotyczy oczywiście Waltera Benjamina (najstarszy tekst w tej antologii) z jego cierpką przenikliwością i prawdziwie nietzscheańską ostrością sformułowań, choć intelektualną postawę Benjamina cechuje raczej pasja niż swoboda i dezynwoltura, z jaką wypada dyskutować na imprezie.
Perłą w tej antologii jest odczyt Hansa-Georga Gadamera zatytułowany „Platon jako portrecista”. Ten niezwykle elegancki od strony formalnej tekst jest w istocie doskonałym wstępem do Platona w ogóle. Jest to mowa okolicznościowa par excellence, można by rzec – sympotyczna. Gadamer wychodzi od materialnego rekwizytu, jakim jest rzeźba przedstawiająca Platona, by jak Sokrates porwać czytelnika w kołowrót coraz bardziej subtelnych rozważań nad kluczowymi zagadnieniami platońskiej filozofii i nad metafizyką w ogóle. Doskonały deser na zakończenie tej uczty, wcale nie ciężki, choć jakże treściwy.
Szczególnej uwadze wszystkich czytelników nowej „Uczty” polecam ostatnie akapity słowa wstępnego pióra Piotra Nowaka. Podpisuję się obiema rękami. Spolszczanie Platona to nie problem jakiejś elitarnej grupy specjalistów czy snobów – to być albo nie być polszczyzny i polskiej kultury. Bez ustawicznej pracy nad przekładaniem wybitnych autorów literatury światowej, zwłaszcza tych klasycznych, greckich i łacińskich, język nasz traci źródło swojej witalności i skazany jest na skarlenie.
Książka:
Platon, „Uczta”, przeł. Andrzej Serafin, Sic!, Warszawa 2012.
* Paweł Masłowski, filolog klasyczny, nauczyciel.
„Kultura Liberalna” nr 187 (32/2012) z 7 sierpnia 2012 r.