Katarzyna Sarek

Mjanmańska śmiałość i chińska rozwaga

Gdy pod koniec sierpnia władze Mjanmy, czyli dawnej Birmy, ogłosiły, że znoszą panującą w tym kraju od dekad cenzurę prasy drukowanej, chińskie media wykazały się dużą roztropnością.

Informacje o rozluźnieniu cenzury w sąsiednim kraju pojawiły się co prawda w większości chińskich mediów, ale przeważnie jako sucha wzmianka, pozbawiona jakiegokolwiek komentarza dziennikarskiego. Biznesowy tygodnik Caixin, którego redaktorem naczelnym jest Hu Shuli, ikona chińskiego dziennikarstwa od lat testująca granice cierpliwości wydziału propagandy, poświęcił wydarzeniu krótki tekst, komentując, że „droga do wolnej prasy nie jest gładka”, ale „zrobiono pierwszy krok”. Na dłuższe teksty poważyli się jedynie najsilniejsi gracze. „Dziennik Ludowy”, naczelny organ prasowy partii, zrelacjonował wydarzenie w zaskakująco obiektywny sposób, szczegółowo opisał zmiany w sposobie funkcjonowania mjanmańskiej prasy, a nawet poważył się na przytoczenie wypowiedzi lokalnego dziennikarza, który określił dzień ogłoszenia zmian „wielkim dla wszystkich mjanmańskich dziennikarzy”. Wyjątkową postawę docenili czytelnicy chwaląc dziennik za odważny tekst. Odważny? Biorąc pod uwagę jak inny liczący się prasowy organ potraktował tego gorącego ziemniaka, sam brak krytycznego komentarza można uznać za akt odwagi.

Jak zawsze czujna gazeta „Global Times” dostrzegła pokusę intelektualną, jaką informacja o zniesieniu cenzury w bratnim kraju, może wywołać w umysłach chińskich obywateli. Jako bodajże jedyna stawiła czoła narzucającemu się pytaniu o kwestię cenzury w Chinach i zręcznie się z nim rozprawiła dając odpór „głosom krytykującym nasze reformy” i domagających się pójścia w ślady sąsiada. Otóż, reformy w Mjanmie jak na razie charakteryzuje głównie „śmiałość” i dopiero poddane próbie czasu udowodnią swoją przydatność, ponadto rząd wprowadza je w celu zdobycia przychylności Zachodu, by ten zniósł uwierające sankcje. Jedna reforma wiosny nie czyni, a głównym miernikiem wartości zmian powinny być korzyści, jakie z nich czerpią zwykli ludzie. Chiny od dawna kroczą drogą zmierzającą do wolności mediów i będą dalej nią kroczyć. Ostatni zaś akapit przestrzega, że Chiny nie powinny dać sobie mieszać w głowie i pozwolić tak „zacofanym krajom jak Mjanma i Wietnam zostać naszymi idolami”.

Opinia „Global Times”, jak można było się spodziewać, nie spotkała się z przychylnością internautów. Na Weibo, chińskim twitterze, pojawiły się złośliwe riposty, że chińskie media najwidoczniej kroczą w złym kierunku, i że nazywanie sąsiada „zacofanym krajem” przypomina zachowanie nuworysza, który z pogardą patrzy na biednego sąsiada.

Frustracja Chińczyków bierze się z faktu, że cenzura zamiast słabnąć, przybiera na sile. Po krótkiej olimpijskiej odwilży w 2008 roku, władze systematycznie przykręcają śrubę wszystkim oficjalnym mediom, utrudniają życie zagranicznym dziennikarzom i robią co mogą, aby kontrolować internet, przede wszystkim blogi i portale społecznościowe. Sytuacja pogorszyła się do tego stopnia, że Klub Korespondentów Zagranicznych w Szanghaju, Pekinie i Hongkongu wydał rzadkie oświadczenie skierowane do chińskich władz apelując o „zagwarantowanie, że dziennikarze będą chronieni przed przemocą i zastraszaniem”. Niestety, ze względu na nadchodzącą zmianę warty w Zhongnanhai i październikowy zjazd, można się spodziewać jedynie pogorszenia, i tak już niezbyt różowych, warunków pracy.

Chińskie media tkwią w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Muszą przestrzegać oficjalnych zaleceń Ministerstwa Prawdy (popularna nazwa pewnego wydziału, który niedawno zmienił angielską nazwę z Propaganda Department na Publicity Department), dbać, choćby trochę, o odbiorcę, bo oglądalność generuje dochody z reklam, i rozpaczliwie manewrować, aby powiedzieć jak najwięcej, ale nie za dużo, bo przekroczenie pewnej niewidocznej granicy sporo kosztuje, o czym przekonują się, często gęsto dymisjonowani, naczelni krnąbrnych pism.

Chińczycy za grosz nie wierzą swoim mediom. Czy upadek na bieżni Liu Xianga był zaplanowany? Czy osądzono Gu Kailai czy jej sobowtóra? Ile osób naprawdę zginęło podczas powodzi w Pekinie? Znana pisarka Zhang Yihe napisała na Weibo, że po sześćdziesięciu latach kłamstw mediów, ludzie nie wierzą ich żadnemu słowu. Cenzura doprowadziła do tego, że każdy news wywołuje falę najdzikszych plotek, a usuwanie ich z internetu i kary za rozpowszechnianie, jedynie potęgują podejrzliwość i mnożą teorie spiskowe.

Od 29 sierpnia do 4 września w Chinach gościła mjanmańska delegacja przedstawicieli propagandy i oficjalnej organizacji tamtejszych dziennikarzy. Cele wizyty były standardowe – pogłębianie wymiany kulturalnej i wymiana doświadczeń. Według lakonicznych notek prasowych, goście interesowali się jak funkcjonuje chiński rynek medialny, a gospodarze tym, jak wygląda zniesienie cenzury w praktyce. Ciekawe co tak naprawdę powiedziały sobie dwie grupy ludzi pióra – pierwsza, która właśnie zaczyna przygodę z wolnością wypowiedzi i zmagania z wolnym rynkiem, i druga, która spodziewa się, a może i obawia (?), że w przyszłości także ją czeka podobny los.

* Katarzyna Sarek, doktorantka w Zakładzie Sinologii Uniwersytetu Warszawskiego, tłumaczka, publicystka, współprowadzi blog www.skosnymokiem.wordpress.com.

„Kultura Liberalna” nr 191 (36/2012) z 4 września 2012 r.