Szanowni Państwo,
„To nieodpowiedzialne!” – denerwował się były premier Francji, Alain Juppé, po publikacji w tygodniku satyrycznym karykatury Mahometa. Oczywiście wspomniał, iż pozostaje zwolennikiem wolności prasy. Już kilka dni później hiszpańska gazeta zdecydowała się powtórzyć ryzykowny krok „Charlie Hebdo”. Kto następny?
Zachód jest rozdarty. Gdy niedorzeczny film o Mahomecie wywołał falę zamieszek w krajach arabskich, Hillary Clinton cierpliwie tłumaczyła, co oznacza wolność słowa w Stanach Zjednoczonych. W Niemczech rozgorzał spór o słowa ministra spraw wewnętrznych, Hansa-Petera Friedricha, który wolał uniknąć kontrowersyjnych seansów. Wyżej stawiał zagwarantowanie bezpieczeństwa obywatelom. Czwarta władza miota się pomiędzy obawą sprowokowania ataków terrorystycznych a chęcią nadstawienia karku dla ochrony wartości Zachodu. W tle zaś unosi się rozczarowanie Arabską Wiosną.
„Washington Post” zadał pytanie podstawowe: dlaczego świat arabski można tak łatwo urazić? Fouad Ajami stwierdził, że głównym problemem jest ambiwalentny stosunek Arabów do nowoczesności. Nienawidzą cywilizacji Zachodu, nie potrafią się jednak oprzeć jej urokom. Dusza wyznawców islamu nie znajduje spokoju.
Po kilku dniach możemy zadać pytanie szerzej: dlaczego protesty wybuchają, gdy tylko pojawi się krytyczny film lub karykatura religii islamskiej, a nie wybuchają (albo są o wiele słabsze), kiedy wyśmiewa się chrześcijaństwo? Czy to świadczy o dominującej wciąż pozycji chrześcijaństwa? A może o poczuciu upokorzenia wśród muzułmanów?
Benjamin Barber w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim zarzuca ludziom Zachodu brak empatii. Jego zdaniem zupełnie nie potrafimy zrozumieć, że obrażanie Mahometa jest dla muzułmanów równie niedopuszczalne, jak dla Europejczyków… negowanie Holokaustu. Katarzyna Górak-Sosnowska wyjaśnia szczególnie zapalną sytuację na Bliskim Wschodzie rozczarowaniem jego mieszkańców Arabską Wiosną, ale także – silnie odczuwanym przez nich ze strony wyznawców chrześcijaństwa brakiem szacunku. Z kolei Renata Włoch, odwołując się do książki Dominika Moïsi „Geopolityka emocji”, tłumaczy, dlaczego dzisiejszy islam nazywany bywa kulturą upokorzenia.
Jednocześnie przypominamy dyskusję o śmiechu w demokracji, która odbyła się w „Kulturze Liberalnej” z udziałem Alaina Finkielkrauta . Jego wypowiedzi skomentowali między innymi Thomas Scheff i Quentin Skinner.
Zapraszamy do lektury!
Jarosław Kuisz
1. BENJAMIN BARBER: Wolność słowa ma chronić słabszych
2. KATARZYNA GÓRAK-SOSNOWSKA: Zachód prowokuje wyznawców islamu
3. RENATA WŁOCH: Kultura upokorzenia?
Z politologiem Benjaminem Barberem rozmawia Łukasz Pawłowski
Wolność słowa ma chronić słabszych
Całość wywiadu: czytaj TU
Łukasz Pawłowski: Dlaczego pana zdaniem publikacje nagrań lub filmów uderzających w islam lub naśmiewających się z Mahometa wywołują wśród muzułmanów tak gwałtowne reakcje? Czy protesty, jak te inspirowane amatorskim filmikiem „Niewinność muzułmanów”, mają wyłącznie podłoże religijne, czy też religia to jedynie pretekst do wyrażania buntu mającego inne przyczyny, choćby ekonomiczne i społeczne?
Benjamin Barber: Nie ma jednej przyczyny. Motywacja religijna jest niewątpliwe prawdziwa – islam zabrania portretowania nie tylko Mahometa, ale także innych proroków oraz samego Allaha. Film pogwałcił fundamentalne nakazy tej wiary, a zatem motywacje religijne bez wątpienia odegrały w tym wypadku poważną rolę i nie powinniśmy odrzucać tego wyjaśnienia. Tym bardziej, że tłumaczy nam ono, dlaczego protestowali muzułmanie nie tylko w biednych krajach arabskich, ale również ci, relatywnie zamożni, w krajach zachodnich.
Rzecz w tym, że pogwałcenia zasady religijnej dokonali nie muzułmanie, ale inni ludzie, których nakazy tej religii nie obowiązują. Ponadto prawo do wolności wypowiedzi – stanowiące przecież fundament demokracji – daje im możliwość wyrażania swoich poglądów, nawet jeśli nie wszyscy się z nimi zgadzają.
Proszę jednak spojrzeć na tę sprawę z perspektywy muzułmanów. Bronimy autorów filmu, powołując się na zasadę wolności wypowiedzi, ale sami nie stosujemy jej konsekwentnie. W Niemczech na przykład za negowanie Holokaustu można trafić do więzienia.
Nie tylko w Niemczech. W Polsce również.
No i gdzie w tym wypadku jest wolność słowa? Nie wolno podważać Holokaustu, ale wolno naśmiewać się z Mahometa? Dla pana te dwa przypadki są być może nieporównywalne, ale z perspektywy muzułmanów to jawna sprzeczność, dowodząca wybiórczego stosowania zasady wolności słowa. Poza tym, wbrew temu, co nam się wydaje, wolność słowa nie dla wszystkich jest wartością uniwersalną – w wielu społecznościach arabskich nie ma żadnej tradycji wolności wypowiedzi, a wartością uniwersalną są nauki Mahometa.
Powiedział pan na początku, że obraza uczuć religijnych jest tylko jedną z przyczyn oburzenia muzułmanów. Jakie są inne?
Większość państw islamskich to państwa teokratyczne, w których Kościół i państwo działają ramię w ramię, skutkiem czego wielu muzułmanów nie rozumie panującej na Zachodzie zasady rozdziału Kościoła od państwa. Trudno im pojąć, że ludzie mogą robić i mówić rzeczy, których państwo nie akceptuje, ale jednocześnie nic nie może w zrobić, by je ukrócić. Władze państw zachodnich mają przecież odpowiednią władzę i środki, by interweniować. Dlaczego więc tego nie robią? Nie robią tego, ponieważ albo popierają to, co zostało powiedziane, lub uznają tę sprawę za zbyt trywialną, by wymagała interwencji. Oto więc drugi powód, podobnie jak pierwszy wynikający w znacznej mierze z różnić kulturowych.
Jaki jest powód trzeci?
Działalność pewnych środowisk, którym wybuch przemocy jest na rękę i które starają się gniewem muzułmanów manipulować. Mam tu na myśli grupy działające po obu stronach konfliktu. Po co pana zdaniem powstał film „Niewinność muzułmanów”? Czy jego twórcy chcieli promować wolność słowa? Nie, powstał dokładnie po to, by sprowokować gwałtowne reakcje. Jego autorzy wiedzieli, że jeśli pokażą Mahometa jako pedofila i gwałciciela, druga strona zareaguje w ten sam sposób. Jak zresztą inaczej miałaby zareagować? W Stanach Zjednoczonych panuje wolność słowa, ale gdy w dowolnym barze w Ameryce nazwie pan kogoś „skurwysynem”, tamten przywali panu w nos i żadne tłumaczenie się prawem do wolności wypowiedzi nie pomoże. Proszę pamiętać, że wielu muzułmanów pokojowo protestowało przeciw filmowi, ale były też grupy ekstremistów, które wykorzystały okazję do wywołania zamieszek, na co z kolei agresywnie odpowiedzieli radykałowie po drugiej stronie. Z radykałami tak już jest, że obie strony konfliktu są sobie wzajemnie potrzebne i wzajemnie się napędzają, miażdżąc przy okazji polityczne centrum.
Czytaj dalej: TUTAJ
* Benjamin Barber, profesor politologii City University of New York, autor kilkunastu książek, m.in. „Strong Democracy”, „Dżihad kontra Mcświat” oraz „Skonsumowani”. Jego najnowsza książka „If Mayors Ruled the World” zostanie wydana w 2013 roku nakładem Yale University Press.
** Łukasz Pawłowski, doktorant w Instytucie Socjologii UW, obecnie visiting scholar na Wydziale Politologii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Oksfordzkiego.
***
Zachód prowokuje wyznawców islamu
Mówiąc o islamie, Zachód pozwala sobie na o wiele więcej niż w kontekście jakiejkolwiek innej religii. Na przykład kilka miesięcy temu w mediach pojawiła się fałszywa informacja, że wśród muzułmanów dozwolona jest nekrofilia. W tym przypadku nie doszło do protestów. Ale plotka obeszła cały świat!
Protesty muzułmanów wcale nie wybuchają zawsze, gdy dojdzie do obrazy islamu. Sytuacji obrażenia uczuć religijnych jest znacznie więcej, niż myślimy. Jednak albo nie wywołują żadnej reakcji, albo sprzeciw ma charakter lokalny. Istnieje na przykład gra komputerowa „Muslim Massacre”, w której zabija się muzułmanów, potem Mahometa, a na sam koniec Allaha. Protesty przeciw niej były, ale niewielkie i miały miejsce głównie na Zachodzie. Nikt nawet pewnie o tym nie słyszał. Wiele obraźliwych dla islamu treści znajdziemy także, gdy wpiszemy hasło „islam” na portalu You Tube lub w wyszukiwarce Google.
A jednak film „Innocence of Muslims” stał się katalizatorem negatywnych emocji. Było tak z kilku powodów. Po pierwsze, niecałe dwa lata temu miała miejsce Arabska Wiosna. Protesty, z którymi wiązano wielkie nadzieje, do niczego dobrego na razie nie doprowadziły. Wręcz przeciwnie: ludziom żyje się gorzej, a reformy mają wciąż charakter polityczny, a nie gospodarczy. W takiej sytuacji wiadomo, że niezadowoleni i rozczarowani klęską transformacji ludzie są bardziej chętni, by wyjść i dać upust negatywnym emocjom. Taka możliwość pojawiła się właśnie w związku z filmem.
Po drugie, większość społeczeństw Bliskiego Wschodu to społeczeństwa konserwatywne, tradycyjne, słabo wykształcone. Różnią się od świata zachodniego stopniem rozwoju ekonomicznego, świadomością społeczną, dochodem per capita czy chociażby dostępem do internetu. Podatność na podburzenie jest tam więc większa, niż u nas. Wystarczy, że ktoś krzyknie „znowu ci Amerykanie obrażają naszego proroka Mahometa, znowu szkalują islam” – i może dojść do manifestacji na ulicach.
Po trzecie, na Bliskim Wschodzie miała ostatnio miejsce rewitalizacja ruchów religijnych, co przyczynia się do gwałtowności reakcji na obrazę islamu. Wiadomo, że jeżeli w Maroku, Tunezji i Egipcie wygrała opcja religijna (błędnie nazywana islamistyczną), chętnie będzie ona budować swój kapitał polityczny na tego rodzaju reakcjach.
Każda kultura ma czuły punkt
Zachód bawi się trochę z muzułmanami w grę „Ciekawe, czy się obrazicie”. Wyznawcy islamu raczej nie tworzą filmów, których ewidentnym celem jest obrażanie uczuć religijnych chrześcijan. Nie ma też takich prób w mediach. Łatwo odpowiedzieć: „ale przecież chrześcijanie tak nie obrażają się tak gwałtownie”. Przypomnijmy sobie jednak sytuację, gdy parę lat temu prezydent Iranu Mahmud Ahmadineżad zanegował publicznie Holocaust. Było to w naszym świecie odbierane jako bolesny cios. Albo sięgnijmy pamięcią zaledwie kilka miesięcy wstecz, do czasu po katastrofie smoleńskiej. Część Polaków była boleśnie dotknięta usunięciem krzyża spod Pałacu Prezydenckiego, doszło do wielotygodniowych demonstracji. Nie chodzi tu zatem o islam jako taki. Po prostu każda kultura ma jakiś czuły punkt.
Można też oczywiście argumentować, że autor filmu o Mahomecie nie reprezentował żadnego zachodniego państwa. Władze Stanów Zjednoczonych stanowczo się od niego odcięły. Ja jednak uważam, iż komuś zależało na tym, by sprowokować reakcję na „Innocence of Muslims”. Dlaczego bowiem ten film wywołał falę protestów, a masa innych nie?
Dziwna chęć Zachodu do prowokowania muzułmanów może wynikać z narastania od 11 września 2001 roku wzajemnej niechęci między światem chrześcijańskim a islamskim. Nie twierdzę oczywiście, że konflikt istnieje między wszystkimi chrześcijanami i muzułmanami. Czasami po prostu znajdzie się ktoś, kto wykona obraźliwy gest. Pojawiają się również spiskowe teorie: naraz ktoś twierdzi, iż tego rodzaju filmy robione są specjalnie, by zdestabilizować sytuację polityczną i wywołać zamieszki. Warto pamiętać, że nie jesteśmy w stanie nigdy takich stwierdzeń dowieść. Jednak nie można też powiedzieć, że nic się nie dzieje. Animozje istnieją – to fakt. Gdyby mieszkańcy państw muzułmańskich mieli przekonanie, że Zachód traktuje ich z odpowiednim szacunkiem, może trudniej byłoby ich przeciwko niemu podburzyć.
Zaznaczmy, że zdarza się też czasem przemyślana i zabawna krytyka islamu. Nie tak dawno w telewizji, także polskiej, emitowano film „Cztery Lwy” (Four Lions, reż Ch. Morris, 2010). Opowiadał o czterech brytyjskich muzułmanach, z których jeden zdecydował, że chce zginąć w dżihadzie – zupełnie jednak mu to nie wychodzi. Film był odbierany jako zabawny zarówno przez muzułmanów, jak i chrześcijan.
Natomiast „Innocence of Muslims”, o którym rozmawiamy w kontekście ostatnich protestów, był zwyczajnie prymitywny i niesmaczny. Zarzucał islamowi akceptowanie pedofilii i zoofilii. Na Zachodzie nie rozmawia się o nich w kontekście żadnej religii, chyba że wtedy, gdy całkowicie poważnie dyskutujemy o wykorzystywaniu nieletnich przez duchownych katolickich. Widać wyraźnie, że mówiąc o islamie, Zachód pozwala sobie na o wiele więcej niż w kontekście jakiejkolwiek innej religii. Kilka miesięcy temu w mediach pojawiła się fałszywa informacja, że wśród muzułmanów dozwolona jest nekrofilia. W tym przypadku nie doszło do protestów. Ale plotka obeszła cały świat!
Niełatwo jest być muzułmaninem
Pamiętajmy na koniec, że choć istnieje symboliczna jedność religijna świata islamu – umma – to nie ona doprowadziła do protestów. Powodem, dla którego w protestach łączą się zarówno świeccy Arabowie, jak i gorliwi wyznawcy, muzułmanie z Zachodu i z krajów zdominowanych przez islam, jest wspólna tożsamość a przede wszystkim poczucie lekceważenia przez Zachód. Z badań Gallupa (2009) wynika, że mieszkańcy państw muzułmańskich wiele o nas wiedzą i wiele rzeczy w naszej kulturze podziwiają: demokrację, równouprawnienie obywateli, wolność słowa, dobrobyt, zdobycze technologiczne. Gdy analogiczne rzeczy mają wskazać np. Amerykanie w kontekście Bliskiego Wschodu czy szerzej – świata islamu – , padają dwie odpowiedzi: „nic” i „nie wiem”.
Muzułmanie czują się też urażeni, gdy słyszą, jak Stany Zjednoczone decydują na przykład, czy Iran ma prawo do programu nuklearnego, czy nie. Wyobraźmy sobie, jak byśmy się czuli, gdyby to Iran narzucał taką decyzję Polsce. Albo przedstawmy sobie, że to nie wojska NATO i izraelskie ostrzeliwują Liban, ale armia Arabii Saudyjskiej robi w Grecji porządek, bo doszło tam do zamieszek. To wszystko sprawia, że niełatwo jest być muzułmaninem, czy to na Bliskim Wschodzie, czy żyjąc na Zachodzie.
* Katarzyna Górak-Sosnowska, doktor nauk ekonomicznych, specjalistka w dziedzinie międzynarodowych stosunków gospodarczych i politycznych. Prodziekan i adiunkt w Szkole Głównej Handlowej.
***
Kultura upokorzenia?
W swojej ostatniej książce „Geopolityka emocji” francuski politolog Dominique Moïsi twierdzi, że mamy obecnie do czynienia z trzema światowymi kulturami. Każda z nich zdominowana jest przez inne namiętności. Są to: kultura nadziei (zasadniczo Azja), kultura strachu (Zachód) i kultura upokorzenia, rozpowszechniona jego zdaniem w krajach muzułmańskich.
To aż nadto proste wyjaśnienie można odnieść do obecnej sytuacji związanej z zamieszkami wywołanymi przez obrazoburczy film o Mahomecie. Poczucie upokorzenia w stosunku do dominującego Zachodu w większości społeczeństw muzułmańskich jest na tyle duże, że każdy rzeczywisty lub wyimaginowany afront jest tam odczuwany ze zwiększoną siłą i wybucha nieproporcjonalnie agresywnie. Atak na proroka Mahometa, który jest uważany za człowieka stanowiącego wzór cnót i sprawiedliwego życia, muzułmanie postrzegają jako brak elementarnego szacunku nie tylko dla islamu jako religii, sposobu organizacji społeczeństw muzułmańskich, ich historii i tradycji. Także dla uczuć każdego muzułmanina, nawet takiego, który nie przestrzega w codziennym życiu wszystkich nakazów religijnych – nazwijmy go „muzułmaninem kulturowym”.
Wyjaśnienia protestów należy szukać także w o wiele niższym, w porównaniu z Zachodem, poziomie sekularyzacji społeczeństw muzułmańskich. W społeczeństwach tych religia, polityka, życie społeczne i gospodarcze przenikają się zazwyczaj o wiele ściślej niż w społeczeństwach zachodnich, gdzie religia uległa prywatyzacji i została w dużej mierze zepchnięta na margines. Często trudno określić, w jakim stopniu dany protest w kraju muzułmańskim ma charakter religijny, a w jakim polityczny, gdyż kwestie te nie muszą być rozłączne.
Jeszcze inną kwestią jest to, że zsekularyzowane społeczeństwa zachodnie często negują istotność tożsamości religijnej, a tym samym odmawiają uznania dyskryminacji czy obrazy na tle religijnym za równoważną dyskryminacji czy obrazie na tle etnicznym, rasowym czy płciowym, co z kolei jest niezrozumiałe dla osób religijnych, bez względu na wyznanie.
Wreszcie, społeczeństwa o rozwiniętej kulturze demokratycznej posiadają rozmaite wentyle prawne i instytucjonalne, które pozwalają w jakimś stopniu kanalizować niezadowolenie społeczne, również to dotyczące obrazy uczuć religijnych (wystarczy przypomnieć proces Doroty Nieznalskiej). Obecnie wiele krajów muzułmańskich boryka się z ogromnymi problemami gospodarczymi i politycznymi, a nawet znajduje się na granicy rozkładu, co powoduje, że protesty społeczne przyjmują bezpośredni, często agresywny wymiar.
I na koniec. Warto przypomnieć, że w 1988 roku grupa francuskich fundamentalistów katolickich obrzuciła koktajlami Mołotowa kino, w którym wyświetlano kontrowersyjny film Martina Scorsese „Ostatnie kuszenie Chrystusa”. Tak więc agresywna reakcja na obrazę uczuć religijnych bynajmniej nie jest charakterystyczna wyłącznie dla islamu.
* Renata Włoch, socjolożka. Adiunktka w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, Specjalizuje się w tematyce Bliskiego Wschodu i socjologii stosunków międzynarodowych
***
* Autorzy koncepcji Tematu tygodnia: Paweł Marczewski, Łukasz Pawłowski.
** Współpraca: Jakub Krzeski, Tomasz Sawczuk, Anna Piekarska, Ewa Serzysko.
*** Autor ilustracji: Antek Sieczkowski.
„Kultura Liberalna” nr 195 (40/2012) z 2 października 2012 r.