Marcin Dobrowolski

Bilateralne perturbacje

W jaki sposób uzdrowić „chorego człowieka Europy”, czyli Grecję, której zakażenie niczym gangrena rozlało się na pozostałe kraje Wspólnoty? Odpowiedzi do tej pory nie znaleźli ani politycy, ani ekonomiści. Jednak ci pierwsi wciąż wierzą w wyjście z kryzysu. Dowodem tego miała być wizyta Angeli Merkel w Atenach, spotkało ją jednak niezbyt ciepłe przyjęcie ze strony zwykłych mieszkańców greckiej stolicy. Można nawet było odnieść wrażenie, że wojskowa kompania witająca panią kanclerz pełni funkcje bardziej zabezpieczające niż honorowe. „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (z 10 października) zauważył, że pani Merkel nigdzie do tej pory nie została powitana swastykami i to przez demonstrantów przebranych w nazistowskie mundury. Dziennik dodaje, że ponieważ nie ma jeszcze raportu europejskiej Trójki o postępie we wdrażaniu reform w Grecji, wizyta Merkel ograniczyła się do deklaracji, słów uznania i apeli o większe wysiłki. Wszyscy jednak wiedzą, że państwo to wypełniło dotychczas tylko małą część swoich zobowiązań. Jak zauważa FAZ, światełko w tunelu, o którym mówiła Merkel Grecy ujrzą dopiero wtedy, kiedy zrozumieją, że to nie „Czwarta Rzesza”, ale wieloletnie życie na kredyt jest winne ich obecnej nędzy.

10 października doszło także do kolejnego incydentu turecko-syryjskiego. Tym razem jednak stroną był również wierny sojusznik Damaszku, Rosja. Na pokładzie lecącego z Moskwy syryjskiego samolotu pasażerskiego zmuszonego 10 października do lądowania w Ankarze, było 12 skrzyń z elementami stacji radiolokacyjnych systemu obrony przeciwlotniczej i dołączoną do nich dokumentacją techniczną. Poinformował o tym rosyjski dziennik „Kommiersant” (z 11 października), powołując się na własne źródła. Gazeta podała, że systemy, których elementy przewoził przechwycony przez tureckie siły powietrzne Airbus A320 i tak znajdują się już na uzbrojeniu syryjskiej armii. Turecki premier stwierdził z kolei, że na pokładzie przewożona była rosyjska amunicja. Rzecznik rosyjskiego MSZ Aleksandr Łukaszewicz oznajmił, że „narażono życie i bezpieczeństwo pasażerów, wśród których było 17 obywateli rosyjskich”. Wydaje się, że to jedynie drobny incydent, ale zdecydowana reakcja Rosji pokazała stopień zażyłości między Damaszkiem i Moskwą, a to wpłynie na politykę Ankary upoważnionej niedawno do interwencji na pograniczu z Syrią.

Najróżniejsze reakcje wywołało przyznanie Unii Europejskiej pokojowej nagrody Nobla. Decyzję ogłoszono w piątek (12 października) i zgodnie z przewidywaniami przez cały weekend trwała dyskusja czy Wspólnota na to wyróżnienie zasługuje. Opinie starał się zebrać „Sueddeutsche Zeitung”. Gazeta z jednej strony zauważa, że Europa jest obecnie skłócona jak nigdy na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat, a jednocześnie podkreśla, iż wbrew pozorom nagroda „ma jednak pewien sens”. „To, że od ponad 60 lat w Europie panuje pokój, choć przedtem europejskie narody przez stulecia rozszarpywały się w krwawych konfliktach, ma wiele wspólnego z pokojowym dziełem, które rozpoczęli wizjonerzy w rodzaju Roberta Schumana, Jeana Monneta i Konrada Adenauera” – czytamy w komentarzu. Autor pisze, że dzieło to zasługuje na uhonorowanie, a Europejczycy mogą być z tego powodu „przez kilka dni” dumni. Największym problemem współczesnej Europy są podziały, które istniały zawsze, ale które w biedzie nieomal eksplodowały: różnice w pojmowaniu roli państwa, wzajemne oskarżanie się o skąpstwo i rozrzutność, nieufność wobec nowoprzyjętych krajów. I choć Unia Europejska często przywoływana jest jako przykład dla krajów Ameryki Łacińskiej albo Afryki, to jednak po doświadczeniach Wspólnoty żadna z organizacji międzynarodowych jeszcze długo nie odważy się na wprowadzenie wspólnej waluty – konkluduje gazeta.

Obama już przegrał. Choć do wyborów prezydenckich pozostało kilka tygodni, to największą klęską prezydenta jest efekt jego polityki wobec Syrii – dowodzi czołowy komentator „Washington Post” Jackson Diehl (15 października), precyzyjnie punktując błędy amerykańskiej administracji. Wypomina Obamie, że na początku powstania w Syrii jego administracja nazwała syryjskiego prezydenta Baszara el-Assada reformatorem, a wcześniej odeszła od polityki izolacji jego reżimu przyjętej przez poprzednią administrację prezydenta George’a W. Busha. Prezydent grał na zwłokę ufając w powodzenie misji byłego sekretarza ONZ, Kofiego Annana, oraz Ligi Arabskiej. Wreszcie, wierzył w rozluźnienie sojuszu Moskwy z Damaszkiem, lecz paradoksalnie miękka polityka Waszyngtonu umocniła tylko współpracę między Putinem i Assadem. Dopiero w sierpniu 2011 roku, a więc prawie pół roku po wybuchu powstania w Syrii, Obama oświadczył, że Assad „powinien ustąpić”. Jego zdaniem polityka prezydenta wobec syryjskiego kryzysu „pokazuje wszystkie słabości jego polityki zagranicznej – od nadmiernej wiary we wciągnięcie do współpracy przywódców innych państw, poprzez multilateralizm jako cel sam w sobie, aż po samobójczą ostrożność w stosowaniu siły”.

* Marcin Dobrowolski, dziennikarz i producent radiowy. Pracuje w Radiu PiN.

„Kultura Liberalna” nr 197 (42/2012) z 16 października 2012 r.