Magdalena M. Baran
Pożegnalny wypad Klausa
Gdy pod koniec ubiegłego tygodnia do Polski przyjechał niedawny bohater „kulkowego zamachu”, prezydent Republiki Czeskiej Václav Klaus, o wizycie już mówiono jako o historycznej. Plany jednak wyglądały całkiem zwyczajnie – ot, spotkania z polskimi oficjelami (również w wersjach „z małżonką”), sprawy polityczne i gospodarcze w Warszawie, a później spacer po krakowskim Rynku i ukulturalnianie wizyty w tutejszym Międzynarodowym Centrum Kultury. Do całości dodać wypada spotkanie z lokalną mniejszością czeską i koncert. Plan jak marzenie. Ani się człowiek nie przemęczy, a i ochrona (po ostatniej wpadce postawiona w stan podwyższonej gotowości – a może tylko po prostu nieco bardziej uważna) może się odrobinę zrehabilitować.
A przecież nie tylko dla słuchania grającego na dzwonkach ręcznych zespołu muzycznego z Zelowa ani dla pościskania kilku politycznych łapek Václav Klaus zjechał do swych wyszehradzkich sąsiadów. Ktoś powie, że pomału żegna się z fotelem prezydenta i porządkuje czeskie sprawy przed przekazaniem tej (niezbyt wielkiej) prezydenckiej części władzy w ręce następcy, którego po raz pierwszy w historii wolnych Czech obywatele wybiorą w powszechnym głosowaniu. Przy okazji zgarnął w prawdzie doktorat honoris causa przyznany przez warszawski Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego. W laudacji podkreślano tak naukowe, jak i polityczne zasługi czeskiego prezydenta, szczególną wagę przywiązując do tego, że mimo licznych (zapewne) przeciwności udało mu się godzić te dwa, jakże odmienne światy i dwie, równie pasjonujące życiowe role. Wygłaszający laudację profesor Zenderowski mówił także o wartościach, w jego mniemaniu istotnych dla prezydenta Klausa. Mówił, iż są nimi „wolność, demokracja, suwerenność narodu i państwa, prawa człowieka i szacunek dla życia, rodzina, wreszcie – wolny rynek, gospodarka wolnorynkowa”, jednym tchem dodając, że w ujęciu Klausa „są to wartości nierozerwalnie ze sobą związane, wpisane w kod genetyczny Europy. Wartości, bez poszanowania których Europa nie może przetrwać i rozwijać się”.
W tym miejscu można wstrzymać oddech i zapytać, jak naprawdę czeski prezydent rozumiał owe wartości, gdy podczas urzędowania kładł swemu narodowi anytunijne kłody pod nogi, choćby wtedy, gdy mocno oprotestowywał ratyfikację przez Czechy Traktatu Lizbońskiego. Ba, nie chciał go podpisać nawet wtedy, gdy dokument ratyfikowała izba wyższa czeskiego parlamentu. Jak pamiętamy, w końcu podpisał dokument, podkreślając jednak zagrożenia, jakie niesie on dla suwerenności czeskiego państwa. Niezależnie jednak od tego, czy ktoś pała do Václava Klausa sympatią, czy wręcz przeciwnie (a nawet niezależnie od tego, że ogłoszoną dzień później Pokojowa Nagrodę Nobla dla UE oficjalnie skomentował jako żart), trzeba przyznać, iż w todze i birecie wyglądał on naprawdę imponująco.
Było już oficjalnie, było naukowo, przyszedł zatem czas na gospodarkę. Dla podsumowania współpracy naszych krajów na tym polu odbyła się konferencja „Forum Gospodarcze Czechy – Polska”. Miano dyskutować o tym, co Europie Środkowej (a w szczególności wymienianym w tytule krajom) wspólne w sferze bezpieczeństwa energetycznego, sektora inwestycyjnego, szeroko rozumianej gospodarki i wymiany handlowej. Obok polityków zaproszono przedstawicieli świata biznesu, starając się w ten sposób podnieść rangę debat, które zapowiadano jako najważniejsze od lat tego typu spotkanie polsko-czeskie. A czy będą z tego jakieś efekty? Zobaczymy.
Tyle Klausa w Polsce. Niebawem – tyle też Klausa w Czechach. Nie czas jeszcze na podsumowania jego prezydentury. Warto za to rzucić okiem na czeską przyszłość, która podczas piątkowo-sobotnich wyborów do władz krajów (po naszemu województw) i pierwszej tury wyborów do senatu zaczęła nabierać nowych kolorów. Bo choć frekwencja nie była specjalnie wysoka (37 proc.), to wybory te stanowią porażkę rządzącej dziś Czechami koalicji. Ze zwycięstwa cieszy się socjaldemokracja, a także partia komunistyczna. Premier Petr Nečas oficjalnie uznaje to niepowodzenie za efekt niepopularnych, miejscami wręcz bolesnych reform, jakie przyszło przeprowadzić jego rządowi. Jednak by odzyskać poparcie, potrzeba czegoś więcej niż takiego odganiania politycznie brzęczącej muchy. Odzyskać je trzeba, zwłaszcza że wojażujący niedawno po Polsce Václav Klaus odchodzi i to owi „niezadowoleni i przytłoczeni reformami obywatele” będą wybierali nowego prezydenta. Ten zaś może wspomóc rząd albo utrudniać mu sprawowanie mandatu. A Czechom niepotrzebne są kolejne polityczne przepychanki.
* Magdalena M. Baran, publicystka „Kultury Liberalnej”. Przygotowuje rozprawę doktorską z filozofii polityki.
„Kultura Liberalna” nr 195 (40/2012) z 2 października 2012 r.