Marcin Dobrowolski

Państwa i rodzinna solidarność

Nie przemysł, nie infrastruktura, ani nawet turystyka nie są obecnie filarami hiszpańskiej gospodarki. Według piątkowego „Le Monde” silnym fundamentem, na którym opiera się niestabilny kraj są obecnie… dziadkowie. To oni w latach kryzysu zastępują drogie opiekunki do dzieci, wyczekując pod szkołami swych wnucząt, to oni pożyczają swym pociechom pieniądze, kiedy pensja nie starcza do końca miesiąca, wreszcie to oni w przeważającej mierze stanowią tłumy demonstrujące przeciwko kolejnym cięciom budżetowym.

W ponad 1,7 miliona hiszpańskich gospodarstw domowych wszyscy ich członkowie są bezrobotni, blisko 300 000 rodzin od początku kryzysu straciło mieszkanie. Dlaczego więc nie dochodzi w kraju do wybuchu? Przede wszystkim dzięki solidarności rodzinnej – komentują ekonomiści. W reportażu autorstwa Sandrine Morel znajdziemy opowieści o emerytach, którzy żywią i bronią. Utrzymują w czasie kryzysu i maszerują w demonstracjach broniąc interesów swoich wnucząt.

„Posłowie nie chcą już Strasburga”, stwierdza „Libération”. Dwudziestego trzeciego października, podczas dyskusji dotyczącej budżetu UE, Parlament Europejski miażdżącą różnicą głosów – 518 za, 149 przeciw i 33 wstrzymujących się – przegłosował poprawkę wzywającą do ustanowienia jednej siedziby, w Brukseli. Francja protestuje, ale gazeta uważa jednak, że „Paryż nie może bez końca blokować połączenia”. Zaś posłowie, którzy narzekają na Strasburg z powodu jego oddalenia i braku wystarczającej liczby obiektów hotelowych, podsuwają pomysły, aby znaleźć „alternatywy, które by zrekompensowały” tę zmianę, takie jak stworzenie tam elitarnego uniwersytetu europejskiego, przeniesienie ETS (obecnie w Luksemburgu) lub też Europolu (obecnie w Hadze). Ale co na to Luksemburg i Niderlandy?

Wyobraźmy sobie listę 2059 milionerów ukrywających dochody przed fiskusem, która trafia w ręce ministra finansów. Ten użycza jej komuś i… zapomina komu. Taka sytuacja miała miejsce w Grecji (zaskoczenie?). „Dimokratia” zadaje pytanie, jak lista mogła się zagubić. Ówczesny minister finansów Giorgos Papaconstantinou przekonuje, że zapomniał, komu ją przekazał, a jego następca Evangelos Venizelos oświadcza, że ją zgubił. „Skąd tyle tajemnic wokół tej sprawy i kto na tym skorzysta?”, zastanawia się gazeta. Rozpoczęła się nawet dyskusja o powołaniu komisji śledczej w tej sprawie. 

Dlaczego wstydzimy się Europy? – pyta Hans Hoyong w „Der Spiegel”. Przez pewien czas ambasada niemiecka w Londynie każdego ranka z dumą wywieszała flagę europejską, ponieważ jej pracownicy wiedzieli, że doprowadza to do szału urzędującą w biurze naprzeciwko Margaret Thatcher. Podziwiano wówczas projekt europejski, ponieważ biednym państwom – takim jak Irlandia czy Portugalia – umożliwiał on dogonienie reszty kontynentu. Autor felietonu krytykuje narodową małostkowość, która dochodzi do głosu w wielu państwach Wspólnoty. Ale mimo tych głosów oburzenia, niezgadzających się na „więcej zjednoczenia w Europie” konstatuje, że czas państw narodowych przeminął. Idzie mu zwłaszcza o ich wyidealizowane formy, istniejące jedynie w głowach eurosceptyków wychowanych na zjednoczonym już kontynencie. Żyjemy w świecie ponadnarodowym – dowodzi autor – i musimy się z tym pogodzić.

Na koniec, jakby w ramach komentarza do poprzedniego akapitu, „La Vanguardia”. Centroprawicowa nacjonalistyczna partia Convergencia i Unió wraz ze swym przywódcą, premierem Katalonii Arturem Masem, przed wyborami regionalnymi planowanymi na 25 listopada włączyli do swojego programu punkt dotyczący o referendum w sprawie niepodległości regionu i utworzenia niezależnego państwa.

* Marcin Dobrowolski, dziennikarz i producent radiowy. Pracuje w Radiu PiN.

„Kultura Liberalna” nr 199 (44/2012) z 30 października 2012 r.