Marcin Barański

Pochwała nieufności

Ubiegłoroczne, polskie wydanie „Kontrdemokracji” Pierre’a Rosanvallona nie mogło ukazać się w naszym kraju w lepszym momencie. Zaledwie kilka miesięcy po tym, jak książka zagościła na półkach polskich bibliotek i księgarń, przyszło nam doświadczyć na własnym podwórku całej serii opisanych w niej procesów oraz problemów. Manifestacje z okazji 11 listopada, marsze polskich „Oburzonych”, a przede wszystkim masowe protesty przeciwko umowie ACTA nie mogły pozostać bez echa. I to zarówno ze względu na swój silny oddźwięk na szczeblu krajowym, jak na fakt, że wpisały się w wiele podobnych wydarzeń na całym globie. Pogłębiona refleksja nad „polityką w dobie nieufności”, by przytoczyć podtytuł książki Rosanvallona, stała się koniecznością.

„Kontrdemokracja” jest z pewnością dobrym punktem wyjścia do refleksji tego rodzaju, ta zaś raczej ustała po wspomnianych wydarzeniach. Na przekór dominującym we współczesnej politologii ujęciom, Rosanvallon każe na nowo przemyśleć i, co ważniejsze, do pewnego stopnia dowartościować rolę podejrzliwości oraz sprzeciwu wobec władzy w ustroju demokratyczno-liberalnym. Nie sposób tak łatwo sprowadzać ich do anomalii, nie powinno się też upatrywać w nich za każdym razem symptomów kryzysu czy chylenia się społeczeństwa ku upadkowi. Należy za to rozpoznać w nich nieodzowne dla demokracji przedstawicielskiej napięcie pomiędzy „obietnicą ustroju dostosowanego do potrzeb społeczeństwa” a „problemem rzeczywistości często dalekiej od szlachetnych ideałów” [1].

Rosanvallon wskazuje na dwie strategie radzenia sobie z tym napięciem. Pierwsza polega na lepszym dopracowaniu procedur wyborczych, tak aby niwelowały one ryzyko obrócenia się prawomocnej władzy przeciwko obywatelom. Z kolei strategia druga opiera się na kształtowaniu równoległych względem władzy sił społecznych, których celem jest „kompensowanie erozji zaufania poprzez organizację nieufności” [2]. Na tym ma właśnie polegać tytułowa kontrdemokracja, której Rosanvallon upatruje w kolejno omawianych praktykach nadzorowania rządzących, przeszkadzania im i stawiania przed sądem. Wraz z klasycznymi instytucjami wyborczymi wyrastają one z tego samego, demokratycznego doświadczenia i w ostatecznym rozrachunku wspierają demokratyczny ustrój. Pełnią w niej funkcję stabilizującą i korygującą, a także wystawiają skostniałe ośrodki władzy na ożywcze, oddolne działania ze strony obywateli.

W „Kontrdemokracji” odnajdujemy przekonującą krytykę historii rozwoju demokracji jako linearnego postępu, którego jedynym wykładnikiem jest powszechne prawo wyborcze. Opowieść taka abstrahuje od całego arsenału środków wpływania na rzeczywistość społeczną opierających się na przyzwoleniu i oporze, którymi rządzeni dysponowali na długo przed uzyskaniem prawa wyboru rządzących. Skupienie się wyłącznie na tym ostatnim przesłania inne aspekty suwerenności ludu, do jakich należą wspomniane nadzorowanie, przeszkadzanie i stawianie przed sądem. Ujmując w ten sposób problem suwerenności, Rosanvallon rzuca wyzwanie współczesnym teoriom demokracji, które poświęcają jego zdaniem niedostateczną uwagę nieco skrytym i rozproszonym w społeczeństwie władzom kontrolowania, moderowania i negowania. Te zaś niejednokrotnie okazują się jak najbardziej realnymi hamulcami dla zamierzeń rządzących.

Stąd „Kontrdemokrację” można również postrzegać jako swoisty podręcznik dla społecznych i politycznych aktywistów. Podręcznik ten nie dotyczy co prawda metod przejęcia steru rządów, lecz opisuje wiele praktyk, za pomocą których można wpływać na podejmowane przez rządzących działania oraz ich zaniechania. Szczególnie przydatny może się tu okazać trzeci dział książki, który traktuje o drodze sądowej (oczywiście konkretne zalecenia da się też wydobyć z wcześniejszych rozdziałów o nadzorze i stawianiu przeszkód). Wychodząc od cech samego aktu osądu, a także umiejscowienia sądownictwa w systemie trójpodziału władz, Rosanvallon opisuje zakończone sukcesem dążenia do uzyskania w procesie sądowym rezultatów, jakich nie można by osiągnąć w drodze wyborów. Mimo iż przytoczone w książce przykłady wiążą się z różnymi systemami instytucjonalnymi, to część zarysowanych taktyk z powodzeniem dałoby się zastosować w Polsce.

Prowadząc do nakładania się i przejmowania stref wpływu w obrębie trzech władz, judycjalizacja polityki stanowi istotny problem prawny, z którym jurysprudencja kontynentalna wydaje się nie do końca sobie radzić. Tymczasem praktyczne skutki wykorzystania drogi sądowej dla osiągnięcia celów politycznych mogliśmy obserwować niedawno, kiedy to opolski sąd okręgowy potwierdził legalność rejestracji Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej. „To, że nie ma narodowości śląskiej w ustawie, to nie oznacza, że jej w ogóle nie ma” [3] – uznała sędzia rozstrzygająca sprawę, prezentując pogląd zgoła odmienny od większości parlamentarnej, która uchwaliła przed kilkoma laty stosowny akt prawny w tej materii. Nie przesądzając o możliwych konsekwencjach orzeczenia, należy odnotować fakt swoistej konkurencji między władzą sądowniczą i ustawodawczą, do której doprowadziły działania jednostek zainteresowanych zmianą danego stanu prawnego.

Istotne znaczenie kontrdemokracji oraz jej potencjalnie pozytywny wpływ na politykę nie oznacza, iż jest ona zjawiskiem bezproblemowym. Doceniając ją, Rosanvallon wyraźnie przestrzega przed ignorowaniem związanych z nią zagrożeń. Pierwszy błąd może wyniknąć z pokusy szybkiej i prostej instytucjonalizacji opisanych praktyk kontrdemokratycznych, która w mniejszym lub większym stopniu staje się udziałem czytelnika w toku lektury książki. Zadanie to jest jednak niezwykle trudne i należy się przy nim wykazać sporą ostrożnością. Przekonują o tym doświadczenia Rewolucji Francuskiej, do których chętnie sięga w swoim wywodzie Rosanvallon. Podsumowujące fragmenty książki zachęcają niemniej do przemyśleń na tym polu, aczkolwiek nie sposób nie podejść ze sceptycyzmem wobec niektórych wyrażonych w nich propozycji.

Inne zagrożenia wiążą się już z cieniami kontrdemokracji jako takiej. Odrzucenie i odmowa, które znajdują się w jej centrum, jakkolwiek są często konieczne, to nadużywane muszą prowadzić do osłabiania demokracji. Pierwszym obliczem tego osłabienia jest paraliż władzy. Nieustannie denuncjowana, blokowana i niesprawiedliwie osądzana staje się niezdolna do podjęcia jakichkolwiek skutecznych działań, których wymagają problemy politycznej wspólnoty. Drugie ryzyko polega na niechęci do samodzielnego uczestnictwa w życiu publicznym i zamknięciu się w sferze prywatnej. Prowadzi to do stopniowego zaniku polityczności czyli, przywołując Rosanvallona, zdolności stanowienia społeczeństwa.

Właśnie ocalenie społeczeństwa przed rozpadem i rozdrobnieniem zdaje się jego największą troską, a zarazem podstawowym powodem, dla którego zajmuje się on wpływem form politycznych na kwestie nieufności i zaufania. Przekonują o tym końcowe, niepozbawione bynajmniej warstwy analitycznej, fragmenty książki, w których nawołuje on do „pracy społeczeństwa nad samym sobą” [4]. Życie publiczne musi być ożywiane obywatelskim zaangażowaniem, ukierunkowanym przede wszystkim na „wypracowanie reguł, jakimi powinien się kierować wspólny świat” [5]. Tego bowiem nie są w stanie wykonać za nas najlepsze procedury ani instytucje – czy to demokratyczne, czy kontrdemokratyczne.

Przypisy:

[1] Pierre Rosanvallon, „Kontrdemokracja. Polityka w dobie nieufności”, s. 7-8.
[2] Tamże, s. 9.
[3] Por. „Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej jest legalne”, gazeta.pl, 7 września 2012″
[4] P. Rosanvallon, dz. cyt., s. 215.
[5] Tamże, s. 205.

Książka:

Pierre Rosanvallon, „Kontrdemokracja. Polityka w dobie nieufności”, przeł. A. Czarnacka, Wydawnictwo Naukowe Dolnośląskiej Szkoły Wyższej, Wrocław 2011.

* Marcin Barański, student artes liberales i prawa w ramach Kolegium MISH UW.

„Kultura Liberalna” nr 201 (46/2012) z 13 listopada 2012 r.