Magdalena M. Baran
Co się komu należy
W okolicy, w której mieszkam, sporo się buduje. Krajobraz robi się niemiły. Blok na bloku, ludzie zaglądają sobie do okien, a krakowska komunikacja (wywracana właśnie do góry nogami) wciąż kuleje. Gdzieniegdzie zostały jeszcze małe działeczki, na których da się upchnąć to czy owo. Jedna z nich, położona przy głównej, ruchliwej ulicy, zarośnięta do niedawna gęstymi krzakami (ulubione miejsce libacji dość podejrzanego towarzystewka), zaczęła się właśnie zmieniać. Wiele się mówiło, że posłuży do rozbudowania zbyt ciasnej wciąż drogi, prowadzącej do bodaj największej sypialni miasta. Coś jednak długo blokowało inwestycję, zmieniając piękną działkę w śmietnisko i imprezownię, koło której po zmroku strach było przejść. Chodziło o finanse, bo ziemia – odzyskana lata temu przez jeden z zakonów (odzyskana w zamian za działkę w innym miejscu) – czekała, by się „dobrze sprzedać”. Udało się w końcu, ale zamiast drogi będziemy mieli kolejny biurowiec i masę nikomu niepotrzebnych sklepów.
Przypadek owej działeczki nie jest odosobniony. W Krakowie, ale przecież i w większości polskich miast, samorządy przegrywają atrakcyjne lokalizacje, zwrócone niegdyś Kościołowi w okresie działania niesławnych Komisji Majątkowych. Jasne, sytuację trzeba było jakoś rozwiązać, a sprawę chciano jak najszybciej załatwić. Tyle że szybko wcale nie musi oznaczać dobrze. Na podobne rozstrzygnięcia i rekompensaty innym krajom V4 przyszło czekać jeszcze dłużej. I tak, po 21 latach, regulacji w tej sprawie doczekały się Czechy.
Rzecz nie była wcale łatwa, ale zarówno czeski rząd, jak i Rada Ekumeniczna, w której znaleźli się przedstawiciele poszkodowanych Kościołów i związków wyznaniowych, dokładali starań, by wypracować porozumienie zadowalające tak wierzących, jak i świeckich. Postanowiono więc zadośćuczynić jawnej niesprawiedliwości, jaka na mocy decyzji władz komunistycznych spotkała Kościoły i związki wyznaniowe, ale jednocześnie (w sposób niezwykle łagodny) przeprowadzono ostateczne rozdzielenie Kościoła i państwa. Oszacowano więc majątek – mowa jest o 2,5 tys. budynków, 175 tys. hektarów lasów i 25 tys. hektarów gruntów – przygotowując stosowną ustawę o restytucji mienia kościelnego, a także osobne dokumenty (w większości wewnętrzne dla poszczególnych Kościołów i związków wyznaniowych), regulujące zarządzanie odzyskanym na mocy ustawy majątkiem.
Jednak mimo przychylności Kościołów rządowe plany nie zyskały poparcia czeskiego społeczeństwa, które – jak w parlamentarnych debatach przypominali deputowani lewicy – aż w 80 proc. nie popiera samej restytucji. Większe poparcie zyskać mogą jednak inne elementy reformy, rozcinającej istniejącą dziś więź między Kościołem a państwem. Wedle ustawy przegłosowanej po raz pierwszy w lipcu tego roku (w sierpniu odrzuconej przez senat, ponownie przyjętej głowami centroprawicy i posłów niezależnych ledwie kilka dni temu), Kościoły i związki wyznaniowe mają odzyskać majątek, którego wartość szacuje się na 5,5 mld euro. Na mocy ustawy państwo zawróci 56 proc. majątku, a przez kolejne 30 lat będzie wypłacać odszkodowanie za obiekty, których odzyskanie (lub jak kto woli: przekazanie pierwotnym właścicielom) jest z różnych przyczyn niemożliwe. Co ważne, nowe prawo zakład również, iż majątki nie będą oddawane ot tak, a wszelkie roszczenia muszą znaleźć swoje uzasadnienie w „wiarygodnych dokumentach”.
Oznacza to wypłaty ponad 57 milionów koron rocznie (od roku 2013), przy czym od roku 2016 suma ta będzie (corocznie) obniżana o kolejne 5 proc. Jednocześnie – i właśnie temu zdolni są przyklasnąć Czesi – od roku 2013 państwo, małymi krokami, zacznie się wycofywać z finansowania instytucji kościelnych i wyznaniowych, co oznacza m.in. stopniowe obniżanie pensji duchownych i pracowników instytucji kościelnych (dziś wydatki na ten cel wynoszą 1,5 mld koron rocznie). Ostateczne rozdzielenie nastąpi w roku 2030, kiedy to państwo czeskie zaprzestanie współfinansowania jakichkolwiek Kościołów i związków wyznaniowych. I dobrze. Od tego czasu będą musiały troszczyć się o siebie same, a jak pokazuje historia, powinny sobie całkiem nieźle poradzić. Zadowolenie z nowego prawa wyraża czeski episkopat, który ustami prymasa, kardynała Dominika Duki, wyraził wdzięczność i przekonanie, że „uregulowanie kwestii majątkowych jest korzystne nie tylko dla Kościoła i wspólnot wyznaniowych, ale także dla całego społeczeństwa”. A że sprawę unormowano, to może i dziwnych, zarośniętych działeczek będzie u Czechów mniej. Bo gdzie nie ma „obiektu” do oddania, państwo nie zaproponuje w zamian innego (do wyboru, gdzie się podoba), ale najzwyczajniej zapłaci. Rzecz jasna o ile nową ustawę podpisze prezydent Václav Klaus, a tego czescy parlamentarzyści nie mogą dziś być pewni.
* Magdalena M. Baran, publicystka „Kultury Liberalnej”. Przygotowuje rozprawę doktorską z filozofii polityki.
„Kultura Liberalna” nr 201 (46/2012) z 13 listopada 2012 r.