Jarosław Kuisz

Obyczajowa rewolucyjka

To była bomba z opóźnionym zapłonem. Wybuchła spektakularnie w miniony weekend. Ponad 100 000 manifestantów zaprotestowało przeciwko wprowadzeniu małżeństw dla par homoseksualnych wraz z prawem do adopcji dzieci. Happeningi, spektakle uliczne, pokazywanie do kamer nieporęcznego kodeksu cywilnego… Zrobiono wszystko, co tylko mogło ożywić protesty odbywające się różnych miastach. Nie wyglądały one na posępny marsze konserwatystów. Ponowoczesne czasy „mas bez masowych zgromadzeń” filozof Peter Sloterdijk ogłosił chyba przedwcześnie. W Tuluzie doszło nawet do zamieszek.

A przecież w programie wyborczym François Hollande znalazł się cały pakiet reform obyczajowych. Jeśli to nienawiść do Sarko wygrała wybory, jasne staje się, dlaczego nie przyglądano się zbyt uważnie propozycjom socjalistów. Co więcej, wierzono w cynizm polityczny. „Programów się przecież nie realizuje” – przypominali „rzeczowi” komentatorzy. Tymczasem Hollande swój program realizować… zaczął. Wbrew radom ekonomistów przeforsował nawet najsłynniejszy swój postulat – 75 % podatek dla najbogatszych. W efekcie najbogatszy Francuz już został Belgiem. A kraj balansuje na skraju recesji.

Gerhard Schröder, przecież także socjaldemokrata, ostrzegł, że prezydent Hollande w końcu zderzy się z rzeczywistością. „Bild” zapytał, czy Francja to nowa Grecja. Wreszcie „The Economist” poświęcił cały numer tykającej bombie w sercu Europy. Na okładce zapalony lont i, symbolizujące Francję bagietki, które za moment eksplodują.

Hollande zdaje sobie sprawę z kłopotów. Zaczyna zmieniać politykę wobec przedsiębiorców. Jakkolwiek podatki idą w górę (w szczególności), to francuskim przedsiębiorcom obiecano ulgi podatkowe na okres trzech lat. Dalszy zwrot w stronę programu wcześniej proponowanego przez Sarkozy`ego – a skądinąd krytykowany przez lewicę w trakcie kampanii wyborczej – wydaje się nieunikniony.

Jak zatem zachować twarz lewicowego prezydenta, gdy gospodarka ledwo zipie, pesymizm obywateli rośnie, a w najbliższych latach wypadnie zaciskać pasa? Najlepiej przeprowadzając drugą rewolucję obyczajową.

Pierwszą rewolucję obyczajową przeżyli Francuzi w latach 60. Niemniej jednak postępowe postulaty wprowadzano stopniowo. Pigułkę antykoncepcyjną dopuszczono na rynek w 1967 roku. Legalizacja aborcji miała miejsce w 1975 roku (po uprzednim opublikowaniu słynnego „Manifestu 343”*). Na realizację niektórych rozwiązań musiano poczekać aż do zwycięstwa w wyborach prezydenckich François Mitterranda 1981 roku. Dopiero wtedy mogły znaleźć swoje miejsce w ustawodawstwie kolejne istotne zmiany: od zniesienia kary śmierci aż po wykreślenie ostatnich przepisów dyskryminujących homoseksualizm. W 1983 roku w kodeksie cywilnym głową rodziny przestał być „dobry ojciec” («bon père de famille»). Nie są to zatem aż tak dawne zdobycze V Republiki, jak współcześnie może się nam wydawać.

Z uwagi na wcześniejsze sukcesy, rewolucja obyczajowa w XXI wieku nie może zatem nabrać dawnego rozmachu. Te dotychczasowe zdobycze – których nad Sekwaną raczej się nie kwestionuje – stały się zresztą podstawą do odrzucania dzisiejszych takich propozycji Partii Socjalistycznej. W debacie publicznej powraca wątpliwość: „po co małżeństwa dla par homoseksualnych, skoro od 1999 roku mamy związki partnerskie (PACS)?”. To pytanie retoryczne. Wszyscy doskonale wiedzą, że stawką w grze jest prawo do adopcji przez małżonków jednej płci. Tu jednak sondaże rozcinają społeczeństwo na dwie połowy.

Przyjrzyjmy się co jeszcze – poza małżeństwami osób jednej płci – składa się na ów prezydencki pakiet. Na pierwszym miejscu należałoby wymienić prawo do eutanazji. Sondaż IFOP wykazał, że aż 94 % Francuzów popiera to rozwiązanie. W grę wchodzą tu wartości tak cenione, jak wolność dysponowania swoim ciałem, wolność wyboru oraz ludzka godność. Już w czasie kampanii wyborczej Hollande zapowiedział, że stanowisko rodziny wsparte opiniami czterech niezależnych lekarzy powinno być dostateczną podstawą do podjęcia decyzji. Dalej usunięcie faktycznych trudności w korzystaniu z prawa do aborcji, w szczególności przeszkód natury finansowej. Prezydent obiecał całkowitą refundację kosztów aborcji – przy jednoczesnym zapewnieniu bezpłatnego dostępu do środków antykoncepcyjnych osobom niepełnoletnim. W ostatnich latach skok cen za dokonanie zabiegu okazał się spektakularny [z 257 do 450 euro za zabieg]. Skonstatowano, iż młodych Francuzów pozbawia to możliwości skorzystania z teoretycznie przysługującego im prawa. Współcześnie przemiany obyczajowości wiązane są także z prawami własności intelektualnej. Partia Socjalistyczna od dawna rozważa wprowadzenie takich zmian w prawie autorskim, które doprowadzą do dekryminalizacji popularnych zachowań ludzi młodych. Pomysły krążą dokoła jakiejś wersji „licencji globalnej”. Dawno temu amerykańscy teoretycy zauważali, że rośnie całe pokolenie wychowane w poczuciu, iż można być na bakier z prawem. Nad Wisłą z pewnością wybrzmiewa to zdanie nieco inaczej niż nad Potomkiem czy Loarą. Niemniej jednak wiemy, że Hollande jest przeciwnikiem restrykcyjnego „La Loi Hadopi” [2009], stanowiącego dziedzictwo poprzedniego prezydenta. Wreszcie, co ciekawe, popularny u nas spór o marihuanę nad Sekwaną przez socjalistów nie jest brany pod uwagę. Hollande i premier Ayrault zadeklarowali, iż są przeciwnikami karania użytkowników, ale nie stali się przez to zwolennikami legalizacji. Uważają, że dotychczasowe badania świadczą o fatalnym wpływie miękkiego narkotyku na francuską młodzież. Niemal 40 % przynajmniej raz zapaliło „jointa”. Gdy Vincent Peillon, minister oświaty(sic!), wyrwał się w telewizji z uwagami na temat pewnej anachroniczności myślenia o miękkich narkotykach, został bez ceregieli upomniany przez premiera.

Konfrontacja na planie obyczajowym politycznie wydaje się dla lewicy zbawienna. Nie ma to nic do słuszności czy niesłuszności zgłaszanych postulatów. Utrzymanie lewicowej tożsamości oraz jedności Partii Socjalistycznej jest dziś bowiem namacalnym problemem. W czasach kryzysu, sięganie do konfliktów obyczajowych, będzie dla bezsilnej wobec kryzysu lewicy wielką pokusą. Już dawno temu Alain Touraine stwierdził: „Nie żyjemy już w świecie rewolucyjnym, a koncept rewolucji należy do tych, które nam najbardziej przeszkadzają zrozumieć współczesną rzeczywistość”**. Nic dziwnego, że gorliwość ekipy Hollande w dokonywaniu zmian także ma swoje granice. To radykalizm kulturalnych urzędników. Być może lepiej byłoby zatem mówić o obyczajowej „rewolucyjce”.

* * *

Na temat wizyty F. Hollande`a w Polsce – podcast: 

http://www.polskieradio.pl/7/1996/Artykul/725963,Hollande-w-Polsce

Przypisy:

* W Manifeście 343 powszechnie znane we Francji kobiety oświadczyły, iż poddały się zabiegowi aborcji.
** Cyt. za: J. Baszkiewicz, Francja nowożytna, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2002, s. 341.

*** Jarosław Kuisz, redaktor naczelny „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 202 (47/2012) z 20 listopada 2012 r.