Niewykluczone, że waga schwytania Brunona K. polega nie tylko na uratowaniu prezydenta. Wyraża także istnienie narodowej tożsamości, która wbrew pozorom trwa pod powierzchnią codziennego konfliktu pomiędzy dwiema (trzema, czterema?) Polskami. Pojawia się zatem pytanie, czy Brunon K. nie przypomniał nam o czymś, o czym na co dzień zapominamy i czy każdy kraj nie potrzebuje – na płaszczyźnie symbolicznej – swojej ETY, IRY, Teda Kaczyńskiego, tyle że oczywiście bez ofiar?

O samym zamachu i terroryście nie wiemy praktycznie nic. Przekazy medialne skupiają się na stworzeniu uogólnionego profilu zamachowca, tak samo jak to robiły w wypadku Andersa Breivika i wielu innych ataków terrorystycznych. W gazetach wyczytamy, co nieco o dzieciństwie Brunona K., jego wpisach w internecie, pracy na Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie i antysemickich, nacjonalistycznych, antyrządowych poglądach. Wszystko to jednak skrawki i niepełne fakty. Brak informacji jest poniekąd zrozumiały w obliczu trwającego śledztwa, warto jednak zapytać, czy gdyby to było możliwe, powinniśmy stworzyć pełen profil psychologiczny Brunona K., tak, by każdy mógłby się dowiedzieć, kim faktycznie jest „pierwszy terrorysta III RP”?

Na rzeczywistym poznanie życiorysu niedoszłego zamachowca nikomu tak naprawdę nie zależy. Dużo korzystniejsze z punktu widzenia władz – a także dużo bardziej nośne medialnie – jest stworzenie uogólnionego wyobrażenia kogoś, kto śmiertelnie zagraża naszemu ustrojowi państwowemu, a taki fantazmat łatwiej stworzyć raczej ze strzępów informacji niż z informacji pełnej. Paradoksalnie jednak, to medialne oszustwo jest poniekąd usprawiedliwione, może bowiem przynieść pozytywne skutki. Wizerunek tworzony obecnie w dyskursie publicznym to wizerunek ‘totalnego’ wroga polskiego państwa, dążącego do jego całkowitego unicestwienia. Brunon K. nie należy do żadnego ze znanych obozów wojny polsko-polskiej. Chciał przeprowadzić swój atak bez dokonywania rozróżnienia na rząd, opozycję, dobrych i złych polityków, swoich i obcych. Celem – powiadają media – byli wszyscy, czy raczej celem byliśmy wszyscy.

I tak w czasie, gdy borykamy się z problemem braku narodowej tożsamości, kryzysem patriotyzmu, nagle w sukurs przychodzi nam Brunon K. W jednym momencie wiemy, że wydarzyłoby się coś złego, gdyby rzeczywiście doszło do zamachu. Nawet prawicowi publicyści, choć lekceważą samego adiunkta z Karkowa, rozumieją, że mamy do czynienia z nowego rodzaju wrogiem państwa, takim, który całkowicie neguje naszą formę polityczności. Nie bez przyczyny pierwsze komunikaty w mediach mówiły o udaremnieniu zamachu na konstytucyjne organy Rzeczypospolitej Polski.

W kontekście kulturowym wydarzyło się zatem coś ważnego. Zanegowano jądro naszej tożsamości narodowe i paradoksalnie przez ową negację zostało ono wydobyte na wierzch, unaocznione. Dostrzegliśmy, że mamy coś, co nas łączy i co ktoś może nam odebrać. Obecność tej figury niebezpieczeństwa wewnętrznego ma ogromne znaczenie i mam nadzieję, że na głównych stronach gazet i portali informacyjnych zajmie miejsce Katarzyny W.