Pytanie o granice prowokacji wydaje się przedawnione. Te granice zostały dawno przekroczone i zniwelowane. Prowokacja artystyczna – pojmowana przez surrealistów, czy sytuacjonistów jako gest wolności, wywrotowy, wyraźny, szokujący – została sprzedana do reklamy. Stała się normą, podobnie jak słowo „zszokowany”.
Już Pasolini i Bunuel, wielcy artyści prowokatorzy XX wieku, uważali, że wszystko, co przekracza normy, staje się zwyczajne („Widmo wolności”), nawet seks „przestał być obszarem wolności, stał się społecznym obowiązkiem” (komentarz do „Salo”). Kurczą się też inne obszary działania prowokacji artystycznej. Nie jest nim religia, ani historia, ponieważ zanikają powszechnie uznawane wiary i wykładnie.
Rzeźba Cattelana przedstawiająca Hitlera, klęczącego niewinnie, przepraszająco, na dawnym terenie getta, wobec mijających go przechodniów – to akt prowokacji w stanie czystym. Obraz jak ze snu. Jednak jego przewrotność wydaje się mieć ograniczony zasięg. Czy ta kompozycja działa dość prowokująco w sytuacji, gdy Hitler przestaje straszyć? Zaś samo pojęcie zła, którego był wcieleniem, staje się względne, czy wręcz niepoprawne politycznie?