Wytyczona częściowo na gruzach getta, w bezpośredniej bliskości Pawiaka i Umschlagplatzu, przez komunistów nazwana imieniem Marchlewskiego, prowadzi przez powojenne socrealistyczne osiedla, obok gomułkowskich bloków z wielkiej płyty. Po roku 1989 w szerokim pasie ulicy do zabudowy z lat pięćdziesiątych i mrówkowców osiedla Za Żelazną Bramą zaczęto doklejać plastikowe budy mieszczące sklepy, bary i sex shopy, a następnie szklane biurowce i najwyższe apartamentowce. Jeszcze za życia polskiego papieża radni Warszawy patronem ulicy uczynili, w miejsce Juliusza Marchlewskiego, Jana Pawła II, a ją samą przemianowując na „aleję”.
W kwietniu 2005 roku na wieść o śmierci papieża ludzie zaczęli tam spontanicznie przyjeżdżać i stawiać wzdłuż krawężników oraz torów tramwajowych znicze. Ulica szybko zamieniła się w deptak. Późnym wieczorem było tam mnóstwo spacerujących ludzi. Widząc tę dość niesamowitą przemianę przypomniałem sobie wcześniejszy o rok obrazek z Woli. W sześćdziesiątą rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego w sierpniu 2004 roku zorganizowano rekonstrukcję bitwy ulicznej, jaka miała miejsce w pierwszych dniach powstania. Gazeta Stołeczna pisała wówczas: „Około godz. 19.30 skrzyżowanie Wolskiej z Młynarską było już otoczone przez kilka tysięcy osób. Na środku wyrosła barykada z wagonów tramwajowych, a przebrani za powstańców statyści wypatrywali nacierających od zachodu Niemców”.
Początkowo wzruszyłem ramionami, nie jestem fanem rekonstrukcji historycznych, tymczasem skrzyżowanie, na co dzień odznaczające się jedynie stojącymi w korkach samochodami, paradoksalnie z barykadą z wagonów tramwajowych i tłumem ludzi nabrało wielkomiejskiego charakteru. Podobnie jak na Jana Pawła warszawiacy nagle spacerowali w miejscu, gdzie nigdy wcześniej sobie tego nie byłem w stanie wyobrazić. Zniszczone kamienice ożyły, tkanka miejska zabrana przez Niemców i komunistów na moment została przywrócona.
Kolejny obraz to niedawny Bieg Niepodległości 11 listopada, kiedy historia znowu stała się pretekstem do wyjścia na ulicę Jana Pawła. Osiem tysięcy biegaczy oraz kibicujący po obu stronach przechodnie ponownie, na krótko, przywrócili tej ulicy ludzki wymiar. Warszawa ze swoją historią i historią warszawiaków daje możliwość oglądania wielu paradoksów: Wolska staje się normalną miejską ulicą dopiero z barykadą i przewróconym tramwajem, w Święto Niepodległości do marszu – jednego z najlepiej zinstytucjonalizowanych repertuarów protestu – odwołuje się i idzie na jego czele urzędujący prezydent.
13 grudnia, w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, Prawo i Sprawiedliwość organizuje Marsz Wolności, Solidarności i Niepodległości, który z jednej strony ma upamiętniać ofiary stanu wojennego, z drugiej zaś jest sięgnięciem, oczywiście, po klasyczny repertuar protestu. Masy na ulicach mają wyrazić przekonanie, że w Polsce dzieje się źle. Parlamentarna partia polityczna sięga po obrazy, gdy w stanie wojennym 3 maja 1982 tłum wypełniał Plac Zamkowy, czy kiedy 31 sierpnia 1982 w największej demonstracji dekady lat osiemdziesiątych dziesiątki tysięcy ludzi demonstrowało za Solidarnością na Marszałkowskiej.
Podnoszone są zarzuty, że PiS zawłaszcza i instrumentalizuje rocznicę, że uprawia populistyczną politykę na ulicach. Ponieważ jest to część gry politycznej trudno się z tym nie zgodzić. Jednak pamiętać trzeba, że protest i mobilizacja na ulicach potrafi się ściśle łączyć z polityką parlamentarną. W Niemczech nowe ruchy ekologiczne i przeciwko zbrojeniom zinstytucjonalizowały się w pewnym momencie w formie partii politycznej obecnej w parlamencie. Ostatnie protesty przeciwko ogromnej inwestycji dworca kolejowego w centrum Stuttgartu wyniosły do władzy pierwszego premiera landu wywodzącego się z właśnie z partii Zielonych. Protest i mobilizacja na ulicach również w demokracji jest formą uczestnictwa w polityce.
Potraktujmy więc spokojnie i rzeczowo zarzuty o potencjalnym instrumentalizowaniu przez polityków historii, katastrofy w Smoleńsku etc., czy też, groźnie brzmiący, zarzut populizmu podnoszony przeciw każdemu kto próbuje wyprowadzić ludzi na ulice. Niech różne będą formy udziału ludzi w życiu publicznym i opowiadania się za ważnymi dla nich sprawami. Zwłaszcza w sytuacji, gdy niska pozostaje frekwencja w wyborach, a tylko niewielki procent Polaków angażuje się w inicjatywy społeczne – tym bardziej cenne jest, gdy jednak wyjdziemy z domu. Nie rozumiem też podejrzliwości, która często towarzyszy rocznicom historycznym. Cieszę się, gdy 12 grudnia ludzie przychodzą pokazać swoją dezaprobatę pod domem Generała. Ucieszę się gdy 16 grudnia przyjdą pod Zachętę, by przypomnieć zabójstwo prezydenta Narutowicza. Jedni przyjdą z flagami skandować hasła, inni jedynie jako widzowie, spacerowicze. Ważne jest, że wyszli na ulice.
Włosi kultywują zwykłe życie, więzi sąsiedzkie oraz rodzinne wybierając się na codzienną passegiattę. Ten rytuał wieczornego spaceru nadaje charakter centrom ich miast. Dobrze było, biegnąc Jana Pawła, zobaczyć ludzi nie w centrum handlowym „Arkadia”, ale na przechadzce. Dobrze, że rytuały, emocje, historia i wartości są w życiu miasta żywe i ponownie skłaniają do wyjścia na ulice: by uczcić, protestować, biegać lub spacerować.