KIEŻUN: Jerzy Stempowski „Notatnik niespiesznego przechodnia” (t. I i II)
Kiedy w 1937 roku Gustaw Herling-Grudziński przyjechał na studia do stolicy, jedną z pierwszych wizyt złożył Ludwikowi Frydemu, zaledwie dwudziestopięcioletniemu, lecz już legendarnemu wykładowcy warszawskiej polonistyki. „Nie pamiętam dobrze – pisał autor «Innego świata» – ale zapewne przyniosłem mu nieodzowny w takich wypadkach bilet wizytowy: kilkudziesięciostronicowy rękopis obmyślany i kaligrafowany przez ileż dni i wieczorów […]. I zapewne przyjrzawszy się uważnie temu literackiemu soliterowi, Ludwik – niezrównany diagnosta i lekarz dziecięcych chorób pisarskich! – znalazł natychmiast najlepszy, a przy tym bezbolesny i przyjemny sposób jego wypędzenia: «Musi pan czytać Stempowskiego. Jest tego niewiele, ale wystarczy»”.
Terapia Stempowskim zapewne i dziś dobrze zrobiłaby wielu adeptom trudnej sztuki czernienia papieru. Doskonałą okazją, żeby sięgnąć po owo remedium, jest wydany właśnie w Bibliotece WIĘZI „Notatnik niespiesznego przechodnia” – dwutomowy zbiór esejów, recenzji i zapisków z podróży, które Jerzy Stempowski publikował w paryskiej „Kulturze” od połowy lat 50. do swojej śmierci. Jeśli wierzyć Giedroyciowi, sam pomysł publikowania tekstów w formie notatnika pochodzi od niego. „Podsunąłem mu formułę notatek niespiesznego przechodnia – wspominał Giedroyc – gdyż skłoniły mnie do tego jego listy. Jego rozmaite pomysły rodziły się w ten sposób, że najpierw pisał o tym w listach. […] Widać z nich, że Stempowskiego drąży jakiś pomysł, z którego wyjdzie w przyszłości esej, i że listy są dla niego brulionami tego eseju. W sumie pisał bardzo trudno. Może dlatego, że był człowiekiem o fenomenalnym oczytaniu i równie fenomenalnej pamięci”.
Stempowski i trudne pisarstwo? Jest w tej ocenie zarazem prawda i fałsz. Z jednej strony „Notatki…” wymagają wyrobionego odbiorcy. Są bowiem popisem niewymuszonej erudycji i rezultatem długoletniego obcowania z gigantami literatury. Stempowski z łatwością przechodzi od Owidiusza do Rabelais’go i od Rabelais’go do Maupassanta, gładko wplątując w tok wypowiedzi uwagi o Cioranie, Huxleyu czy Alfredzie Jarrym. Jest przy tym ciekawy świata – nie gardzi literaturą PRL-u i z pasją, choć powściąganą, opisuje odwiedzane miasta Zachodniej Europy oraz spotkania z emigracyjnymi pisarzami. Z drugiej strony „Notatki…” odznaczają się tym, czego tak często brakuje współczesnej literaturze i co Francuzi zwykli nazywać clarté – przejrzystym, prostym i eleganckim stylem.
I choć czasami chciałoby się, by Stempowski pokazał pazur, przestał zacierać ślady osobistych emocji, porzucił choć na chwilę erudycję i obnażył się niczym Flaubert w swoich listach, pozostaje on jednym z nielicznych polskich pisarzy, którzy do perfekcji opanowali nie tak znowu łatwą sztukę eseju. Formy, którą w przypadku Stempowskiego należy zażywać zgodnie z tytułem „Notatek…” – nieśpiesznie, w małych, odmierzanych kolejnymi wątkami dawkach.
Książka:
Jerzy Stempowski, „Notatnik niespiesznego przechodnia”, t. I i II, Instytut Dokumentacji i Studiów nad Literatura Polską, Oddział Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza, Biblioteka „WIĘZI”, Warszawa 2012.
* Piotr Kieżun, szef działu „Czytając” w „Kulturze Liberalnej”, pracuje w Instytucie Książki.
***
MARCZEWSKI: Emmanuel Carrère „Limonow”
„Poznałem go na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy zamieszkał w Paryżu, otoczony nimbem sukcesu swojej skandalizującej książki «To ja, Ediczka». Streszczał w niej nędzny, lecz wspaniały żywot, jaki wiódł w Nowym Jorku po emigracji ze Związku Radzieckiego” – pisze Emmanuel Carrère o bohaterze swojej ostatniej książki uhonorowanej prestiżową Nagrodą Renaudot. Carrère, syn wybitnej historyczki i sowietolożki Hélène Carrère d’Encausse, zapewne z domu wyniósł fascynację Rosją. Zamiłowanie do „nędznych, lecz wspaniałych żywotów” przyszło mu, jako francuskiemu burżujowi, całkowicie naturalnie.
Eduard Limonow, skandalizujący pisarz i przywódca rosyjskiej partii narodowo-bolszewickiej, wydawał się wymarzonym tematem pozwalającym połączyć obie pasje. Niewątpliwie Carrère jest swoim bohaterem zafascynowany. Choć próbuje to ukryć pod ironiczną maską, imponują mu podboje erotyczne Limonowa, straceńcza odwaga, niemal mnisia dyscyplina, z jaką pisze w więzieniu kolejne książki. „Limonow” nie jest jednak ani zapisem wrażeń sytego, zamożnego Francuza z lubością dającego się uwodzić i szokować „dzikiemu człowiekowi ze Wschodu”, ani satyryczną opowiastką, piętnującą z wyższością megalomanię „Ediczki”. A już na pewno nie jest to, jak głosi zdanie z recenzji „L’Express” przedrukowane na okładce polskiego wydania, „powieść przygodowa w stylu Aleksandra Dumasa”.
Najnowsza powieść Carrère’a o wiele więcej wspólnego ma z jego „Przeciwnikiem”, potretem Jean-Claude’a Romanda, który przez sporą część życia udawał lekarza i wysoko postawionego urzędnika ONZ, a kiedy skończyły mu się środki, by podtrzymywać te kłamstwa, zamordował całą swoją rodzinę. „Limonow” to również opowieść o człowieku, który postanowił wymyślić siebie, nie zważając na rzeczywistość – i udało mu się to w życiu kilka razy. Wymyślił siebie jako chuligana w Charkowie, wybrał sobie rolę skandalizującego pisarza (i przy okazji odkrył swój autentyczny talent literacki), wreszcie stworzył się jako przywódca zdyscyplinowanego, radykalnego ruchu politycznego skupiającego sfrustrowanych, pozbawionych perspektyw młodych z całej Rosji.
Carrère napisał portret Limonowa z pasją dokumentalisty, która kazała mu pytać, pytać i jeszcze raz pytać. To książka utkana ze spotkań z Limonowem, rozmów z ludźmi, którzy go znają, notatek z uważnych lektur książek „Ediczki”. Choć sam Carrère nie zawsze przekonująco analizuje jego wybory (pokazuje na przykład straceńczy sprzeciw wobec Putina jako wyniesiony z dzieciństwa uraz do cwaniaków i intrygantów), często oddaje głos tym, którzy naprawdę rozumieją Rosję i fenomen Limonowa, na przykład Zacharowi Prilepinowi (świetnemu pisarzowi, tłumaczonemu także na polski, który jako dwudziestolatek wstąpił w szeregi narodowych bolszewików): „Jesteś młody. Nie podoba ci się w tym gównianym kraju. Nie masz ochoty zostać ani zwykłym biedakiem, ani skurwielem, który myśli tylko o kasie, ani funkcjonariuszem KGB. Czujesz ducha rewolty. Twoimi bohaterami są Jim Morrison, Lenin, Mishima, Baader. No więc proszę: już jesteś nacbolem”. Nic dodać, nic ująć. I na szczęście Carrère niewiele dodaje i niczego nie ujmuje.
Książka:
Emmanuel Carrère, „Limonow”, tłum. Magdalena Kamińska-Maurugeon, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012.
* Paweł Marczewski, adiunkt w Instytucie Socjologii UW. Członek redakcji „Kultury Liberalnej” i „Przeglądu Politycznego”.
***
„Kultura Liberalna” nr 205 (50/2012) z 11 grudnia 2012 r.