Magdalena M. Baran 

Dzień świętego spokoju

Część Wyszehradu śpi jeszcze przysypana pierzyną śniegu. Przed końcem roku – co raczej nietypowe – zrobiło się tu jakby ciszej i spokojniej. Nie było wielkich fajerwerków, podobnych tym, jakie na progu A.D. 2012 zafundował Europie Viktor Orbán; obyło się też bez słowackich rozważań o braku europejskiej solidarności czy kolejnych wpadek czeskiego prezydenta. Nasi południowi sąsiedzi wspominają chwilę rozłączenia swego połączonego niegdyś kraju, popsioczyli nieco na Unię Europejską, podczas gdy ta (jakby na to nie patrzyć, łącząca kraje Starego Kontynentu) odbierała pokojowa Nagrodę Nobla. Słowacy troszczą się przy tym raczej o przygotowanie stoków narciarskich na rozpoczynający się sezon, a Węgrzy – po latach – ostatecznie dekomunizują swoją przestrzeń publiczną, delegalizując wszelkie nazwy nawiązujące do poprzedniego systemu. Polityka zdaje się nieco wlec, zwalniając przed wyzwaniami A.D. 2013.

Tymczasem według kalendarza wciąż jeszcze święta. Nie bacząc na takie czy inne zawirowania polityczne, budzimy się ziewając przeciągle. Bez większego pośpiechu ruszamy do kuchni, gdzie na pewno znajdzie się coś do jedzenia. Jest trochę leniwie w tym przedziwnym dniu, kiedy czas wydaje się nas do niczego nie zmuszać. Nie trzeba już krzątać się po kuchni, przedświątecznie omiatać wszystkich kątów, nie trzeba ubierać choinki ani (jakkolwiek to przyjemne) przy zimnej szybie wyczekiwać pierwszej gwiazdki. Z telewizji znikają reklamy dziesiątek mniej czy bardziej idiotycznych zabawek, które równym szeregiem pojawiały się w dziecięcych listach do Gwiazdki / Aniołka / Mikołaja / Gwiazdora (niepotrzebne skreślić zgodnie z lokalną tradycją). Uff… powie niejeden rodzic, gdy pociechy przestaną nagabywać go o przypominającą zombie lalkę albo zaczarowaną książkę przypominającą świat małych czarodziejów.

Zrobiło się jakby ciszej. Gonitwę po sklepach (na szczęście) uniemożliwia od kilku lat stosowna ustawa i najzwyczajniej trzeba coś zrobić z tym dziwnym, leniwym czasem. Odpadają prace domowe – bo przecież święto – odpada również tkwienie przed szklanym ekranem, bo telewizje postawiły raczej na powtarzalność niż na widza. Zostaje jeszcze stół, goście (z cichą nadzieją na wspólne kolędowanie). Niektórzy wybiorą się może na spacer z psem, a jeśli spełni się marzenie o białych świętach, ulepią bałwana albo wyjmą z piwnicy przykurzone sanki. Inni wyruszą szlakiem szopek ukrytych w nawach kościołów – będą wspominać własne dzieciństwo albo dzielić czas z rodziną i przyjaciółmi. Gdzieniegdzie na miejskim rynku odbędzie się koncert kolęd, a do śpiewających będą przyłączały się coraz to nowe głosy. Cokolwiek dziś wybierzemy, pewnie będzie spokojniej, leniwiej, choć przez jeden dzień.

Jutro znów będzie przerzucanie papierów, śledzenie wiadomości, końcoworoczne remanenty i postanowienia. I czekanie na kolejne fajerwerki, które z pewnością wcześniej czy później odpali któryś z wyszehradzkich braci. Wystarczy pomyśleć o zbliżających się wyborach prezydenckich w Czechach i… już robi się ciekawiej.

* Magdalena M. Baran, publicystka „Kultury Liberalnej”. Przygotowuje rozprawę doktorską z filozofii polityki.

„Kultura Liberalna” nr 207 (52/2012) z 25 grudnia 2012 r.