Nie jestem prawnikiem, ale minister sprawiedliwości prawnikiem również nie jest, a ponadto nie pokazał żadnej ekspertyzy w tej sprawie. Po prostu autorytarnie stwierdził, że zachodzi sprzeczność z konstytucją. Uzasadnienia zabrakło.
Z kolei uzasadnienia wygłaszane przez innych posłów przeciwnych związkom partnerskim sugerowały, że małżeństwo traci swój wyróżniony status albo, że przywileje dla par niemałżeńskich nie są właściwe z powodów moralnych i obyczajowych. Dyskusja szybko zeszła jednak na tory emocjonalno-ideologiczne, a konserwatywno-katolicki światopogląd przeważył.
Proponowane projekty ustaw nie dublowały jednak formuły związku małżeńskiego, choć oczywiście zawierały (w zależności od projektu) pewne rozwiązania prawne przypisane do instytucji małżeństwa takie jak obowiązek alimentacyjny (np. w projekcie Ruchu Palikota). Ustawy te nie naruszały praw osób trzecich, ani podstawowych wolności konstytucyjnych obywateli. A nawet jeśli naruszałyby – potencjalnie przecież mogły otwierać furtkę do niepożądanych społecznie albo zakazanych prawnie konsekwencji – to powinno się w ramach dyskusji parlamentarnej takie zagrożenia ujawnić, podać podstawę naruszenia, a następnie w ramach prac komisji sejmowych i senackich wyeliminować odpowiednimi prawnymi regulacjami. Nic takiego nie miało miejsca, ponieważ nie odbyła się merytoryczna dyskusja na forum sejmu!
Sejm zaś to miejsce specjalne. Tam właśnie zapadają najważniejsze decyzje polityczne i ustrojowe. Szczególny namysł i argumenty, jakie są wypowiadane w sejmie, stają się częścią instytucjonalnej opinii publicznej. Wpływają na dyskurs polityczny i kształtują myślenie obywateli. W demokratycznym państwie prawa jest to miejsce, gdzie władza pełni funkcje ustawodawcze i kontrolne. Sejm nie mógłby pełnić swojej roli, gdyby nie było w nim miejsca na debatę. Bez niej nie mamy do czynienia z demokracją tylko z systemem autokratycznym.
Celem debaty jest zaś przedyskutowanie projektów ustaw, tak aby posłowie i społeczeństwo zrozumiało ewentualne konsekwencje, zarówno pozytywne jak i negatywne, wprowadzenia nowego prawa. Nie mieliśmy jednak ani debaty publicznej, ani debaty parlamentarnej. Zamiast tego otrzymaliśmy spektakl polityczny, w którym kwestie merytorycznie istotne zeszły na plan drugi. Nie rozmawiano o zasadności prawa do informowania osób będących w nieformalnych związkach o stanie zdrowia partnera, nie zastanawiano się nad koniecznością i konsekwencjami wspólnego opodatkowani partnerów. Przeciwnicy starali się zdyskredytować samą ideę takich legalnych związków niemałżeńskich. Podnoszono więc argumenty „z porządku naturalnego”, tak jak posłanka PiS, Pawłowicz, choć debata dotyczyła ekonomicznej i prawnej regulacji związków partnerskich, a nie kwestii pożycia intymnego hetero- czy homoseksualistów. Mówiono o adopcji dzieci, o której przedłożone sejmowi projekty w ogóle nie wspominały! Wskazywano na naruszenie zasady równości czy prawa do intymności, nie pokazując jak takie naruszenie mogłoby nastąpić. Wypowiedzi te jasno wskazują, że chodziło przede wszystkim o obronę konserwatywno-tradycjonalistycznej wizji społeczeństwa.
Skupiając się na walce ideologicznej nie dostarczono obywatelom żadnej sensownej wiedzy o projektach oraz ich ewentualnych negatywnych i pozytywnych skutkach. A problemów do rozwiązania jest kilka i powinniśmy o nich dyskutować. Kwestia par homoseksualnych jest ważna, ale nie najważniejsza. Wiele tysięcy par żyje w konkubinatach, tworząc odrębne gospodarstwa domowe, wychowując dzieci, ale nie mogąc po sobie dziedziczyć czy wspólnie rozliczać się z fiskusem. Społeczna debata powinna dotyczyć tego, czy parom będącym w związkach nieformalnych należą się jakieś przywileje finansowe tak jak parom małżeńskim. Jakie argumenty społeczne, prawne, etyczne stoją za przyjęciem lub odrzuceniem takiego rozwiązania? Zamiast tego słyszeliśmy głównie o niebezpieczeństwie zawierania związków przez pary homoseksualne. Jeśli jednak w spluralizowanym społeczeństwie dwoje dorosłych ludzi tej samej płci chce stworzyć trwały związek, dlaczego im tego nie ułatwić prawnie? Przyczyniłoby się to przecież do ekonomicznego dobra całej wspólnoty.
Powody protestów i brak zgody na jakiekolwiek procedowanie ustawy o związkach partnerskich są oczywiste. Chodzi o pokazanie twardej moralnej postawy wyborcom, którzy w większości również są konserwatywni obyczajowo, nawet jeśli popierają Platformę. To, że ten typ cynicznej gry politycznej wylewa przysłowiowe dziecko z kąpielą, jest dla większości posłów mało ważne. Zwłaszcza PiS (ale również PO), dbając o swoje elektoraty i nie patrząc przyszłościowo na rolę państwa w harmonizacji społecznej, przyczyniły się do moralnego napiętnowania części obywateli, którzy wybrali inny niż tradycyjny rodzaj związku. Języczkiem u wagi stała się adopcja dzieci przez pary homoseksualne, podparta argumentem o niekonstytucyjności. W rezultacie licznym, nieformalnym rodzinom w Polsce skutecznie odebrano – przynajmniej na jakiś czas – nadzieję na eliminację wielu nieadekwatnych przepisów i rozwiązań prawnych.
Odrzucenie jakiejkolwiek ustawy o związkach partnerskich nie rozwiązuje problemu i może mieć poważne konsekwencje polityczne przede wszystkim dla Platformy, która składała wyborcom obietnice w tej sprawie. Miejmy nadzieję, że nasi parlamentarzyści w końcu się opamiętają i przestaną ignorować zmiany zachodzące w naszym społeczeństwie.