Jacek Wakar
Uwaga na Borcucha
Najpierw był „Dług” Krzysztofa Krauzego. Jacek Borcuch zagrał w nim jedną z głównych ról, ale jego postać nie była tak mocna, jak te kreowane przez Roberta Gonerę i Andrzeja Chyrę, dlatego mówiono przede wszystkim o nich. I kiedy mógł iść w stronę aktorstwa, po kilku mniej znaczących zadaniach, stanął po drugiej stronie kamery. Budzący szacunek, ale też zrozumiały to krok, bowiem aktorów podobnych do Borcucha pewnie kilku by się znalazło. Natomiast gdy chodzi o charakter reżyserskiego pisma, wydaje się na polskim podwórku osobną wyspą. Jego filmy wciąż nie są doskonałe, a jednak znać w nich ujmującą świeżość. Jakby Borcuch wyraźnie oddzielał prace robione z wcale nie pejoratywnie pojmowanej kalkulacji (seriale „Mrok” oraz „Bez tajemnic”) od rzeczy na wskroś własnych, jakich nie nakręciłby prawdopodobnie nikt inny. Między bajki należy włożyć opinię mówiącą o tym, iż reżyser filmowy w Polsce utrzyma się z samej tylko sztuki, robiąc kolejne filmy, powiedzmy, co trzy lata. Dlatego podoba mi się podejście Borcucha, który zarabia na przyzwoitych serialach. Jeszcze bardziej przypadł mi do gustu ruch Wojciecha Smarzowskiego. Z początku jego „Drogówka” wydała mi się krokiem w tył. Potem spojrzałem na nią jak na „skok na kasę”. Jeżeli Smarzowski pragnie osiągnąć komercyjny sukces w ten sposób, a nie dorabiać się na planie „Na Wspólnej”, to wszystkiego najlepszego. Nawet jego słabszy film byłby najlepszym filmem zastępów innych, czasem uznanych twórców.
Wracam jednak do Borcucha. O jego „Tulipanach”, którym powrót do powszechnej świadomości zawdzięcza Małgorzata Braunek, myślałem bez zachwytu. Że sympatyczne, że nostalgiczne, że z empatią odnoszące się do bohaterów, jakich nieczęsto zdarza się widzieć na ekranie. To fakt. Cała reszta jednak była sentymentalną sztancą z gatunku tych pokazywanych wieczorami w telewizji.
„Wszystko, co kocham” miało już inną energię. Poza tym Borcuch, tym razem kierując kamerę na bardzo młodych bohaterów, zdjął odium z PRL-u, ale nie pozwolił o nim zapomnieć ani go nie rozgrzeszył. Z „WCK” był na festiwalu Sundance i odniósł tam sukces. W ogóle mnie to nie zdziwiło, bo jest to jeden z nielicznych reżyserów, którzy będąc tutaj, robią całkiem nietutejsze kino. Za grosz w nim chęci rozliczania, za grosz kompleksów. Bywa nie studziennie głęboko, ale przynajmniej bezpretensjonalnie. Mam pewność, że filmy Borcucha – jakkolwiek banalnie to zabrzmi – mogą być oglądane niemal pod każdą szerokością geograficzną. Liczą się w nich emocje, uczucia i kolory.
Piszę to wszystko po seansie „Nieulotnych” (w kinach od 8 lutego). Film pokazywano w Sundance. Chyba najlepszy dziś polski operator, Michał Englert, wrócił z nagrodą. Wieść gminna niosła, że się udało. I na szczęście tak jest. To najbardziej dojrzały z filmów Borcucha, choć podejmuje temat końca młodości, rozumianej jako niewinność, bezkrytyczne upajanie się światem. Drobiazg – jak u Kieślowskiego – burzy wszystko, niszczy idyllę. Później trzeba próbować na nowo skleić strzaskaną rzeczywistość. Tym, co odróżnia „Nieulotne” od stereotypu, jest jasność, która wdziera się i w filmowe obrazy, i w prozę życia młodych bohaterów. Zawadza mocno brak logiki w scenariuszu, ale i to nie przeszkadza, że kibicujemy im nawet wtedy, gdy zachowują się irracjonalnie. W dodatku Jakub Gierszał, aktor nie z własnej winy przereklamowany i przeceniony, tu wreszcie dostaje rolę skrojoną dla siebie, a niemal debiutantka – Magdalena Berus – ujmuje nieociosaną naturalnością.
Nie czuję w stosunku do „Nieulotnych” bezkrytycznego zachwytu, ale zwyczajnie cieszę się z tego filmu. Z tego, że jest bez obciążeń, że jest młody, a nie jest prostacki. I mieni się wieloma barwami jak pejzaż letniej Hiszpanii. Ten film jest przyjemnością, tyle że później na języku zostaje po nim gorzki smak. No i wskazuje na to, że Jacek Borcuch idzie do przodu. Jeszcze nie osiągnął artystycznego spełnienia, ale może kiedyś, niebawem? Warto czekać, zatem – uwaga na Borcucha!
* Jacek Wakar, szef Redakcji Publicystyki Kulturalnej w Polskim Radiu.
„Kultura Liberalna” nr 213 (6/2013) z 5 lutego 2013 r.