Katarzyna Sarek
Korupcja w chińskim wydaniu
Producenci luksusowych zegarków mają się czym martwić. Zapoczątkowana po 18. Zjeździe KPCh polityka walki z korupcją już dała im się we znaki, a przyszłość rysuje się w jeszcze czarniejszych barwach. Płakać mogą też jubilerzy, rynek luksusowych nieruchomości czy producenci markowych ubrań i toreb – nadchodzi annus horribilis. W Roku Węża nie będzie premii za rewelacyjne wzrosty sprzedaży.
Chińscy urzędnicy, w zdecydowanej większości panowie w średnim i starszym wieku, kochają ekskluzywne zegarki. Łatwe do przechowywania, małe, kosztujące krocie doskonale spełniały rolę lokaty kapitału czy łatwej do wręczenia łapówki. Częsty to widok w chińskich luksusowych sklepach: na zakupy przychodzą dwaj panowie, jeden kupuje, a drugi płaci (i bynajmniej nie są w związku partnerskim). Rok 2011 był rokiem rekordowego skoku sprzedaży zegarków – o 45 proc.! Każdy szanujący się oficjel pysznił się nadgarstkiem ozdobionym najlepiej szwajcarskim czasomierzem. Co rzecz jasna irytowało zawistny plebs, który posuwał się do tak niegodnych czynów, jak publikowanie w internecie zdjęć urzędników z podaniem marki i ceny zegarka na ręce. Okazało się, że rekordziści mieli po kilkanaście sztuk Roleksów czy Vacheron Constantin, co przy wysokości oficjalnych zarobków wskazywało dobitnie na intensywne czerpanie z nieoficjalnych źródeł dochodów. Pojedyncze wpadki konkretnych urzędników dawniej nie psuły humoru reszcie – ot, ryzyko zawodowe, łapówki brali wszyscy, ale wpadało co najwyżej parę procent. Blady strach padł na towarzystwo dopiero wtedy, gdy ściganie korupcji i łapanie nieuczciwych urzędników nie ominęło najwyższych kręgów. W zeszłym roku z hukiem stracili pozycje i wolność: minister kolei Liu Zhijun, były prezydent miasta Shenzhen Liang Daoxing, dyrektor Banku Pocztowego Tao Liming i wielu, wielu innych. Głowy zaczęły spadać też na niższych szczeblach, od kilku miesięcy nie ma tygodnia, by chińskie media, ku dużemu zadowoleniu czytelników, nie donosiły o kolejnych aresztowanych za korupcję i przestępstwa urzędnikach. Ogólnochińską sławę bohaterki na froncie walki z korupcją zdobyła pani Zhao Hongxia, która nagrała swoje gorące tête-à-tête z ponad dziesiątką panów na wysokich stanowiskach w mieście Chongqing, dzięki czemu jej szef, właściciel firmy deweloperskiej za pomocą szantażu zdobywał atrakcyjne działki i błyskawiczne pozwolenia na budowę. Nagrania z intensywnych hotelowych spotkań jakimś sposobem znalazły się w sieci i panowie jeden po drugim tracili stołki i wolność, najpierw za „niewłaściwy styl życia”, a potem dokładano kolejne zarzuty, każdy z nich bowiem korzystał co sił ze swojej pozycji i gromadził mieszkania, zegarki czy stosy gotówki.
Namaszczony na prezydenta Xi Jinping co rusz przypomina, że walka z korupcją jest obecnie priorytetem państwa i grozi, że trzeba „bić nie tylko tygrysy, ale i muchy”, czyli tępić korupcję na każdym szczeblu. Zapowiedziano, że zostanie wprowadzone nowe prawo, w myśl którego urzędnicy będą musieli składać oświadczenia majątkowe i tłumaczyć się z posiadanych aktywów. Wtedy wybuchła panika i nagle na rynku pojawiły się tysiące luksusowych mieszkań i willi. Nieruchomości są w Chinach uważane za wyjątkowo dobrą lokatę kapitału, co widać na przykładzie niedawnej afery z szefem policji z małego miasta Lufeng na południu Chin, któremu zarzuca się posiadanie aż 192 mieszkań i nieruchomości. Podczas gdy przeciętny Chińczyk musi zadłużyć się na całe życie, aby kupić niewielkie mieszkanie, urzędnicy i ich krewni kupują domy na tuziny, często za wyłudzone pożyczki z państwowych banków czy na podstawie sfałszowanych dokumentów. Szalone pomysły Pekinu budzą uzasadniony sprzeciw pracujących w pocie czoła kadr. Ye Pengzhi, członek Ludowego Zgromadzenia Prowincji Guangdong (jednego odpowiedników polskich sejmików wojewódzkich), wyraził swoje głębokie niezadowolenie: „Pracownicy administracji są urzędnikami państwowymi, a nie niewolnikami ludu. Potrzebują prywatności tak samo jak chory w szpitalu chroniący swoją historię choroby”.
Łapówki w Chinach stały się tak powszechne i zwyczajne jak oddychanie. W każdym momencie życia trzeba wręczać czerwone koperty: przy urodzeniu dziecka w szpitalu, przy zapisywaniu go do przedszkola, szkoły podstawowej i średniej, przy leczeniu, załatwianiu spraw urzędowych czy prowadzeniu firmy. Stały się tak oczywiste, że gdy pewien niski rangą urzędnik został złapany z ponad trzema milionami dolarów na koncie, tłumaczył się, że musiał brać łapówki, bo inaczej obraziłby zbyt wielu ludzi.
Xi Jinping na początku kariery wygląda jak Attyla, bicz boży smagający tłustych urzędników – sroży się, grzmi i karze ku uciesze ludu. Problem w tym, że ani słowem nie zająknął się o wprowadzeniu skutecznych narzędzi do wyeliminowania jej przyczyn, a nie jedynie objawów – transparentnego państwa, rządów prawa, wolnej prasy i niezależnego sądownictwa.
Bez tego, czyli dogłębnej reformy systemu politycznego kraju, walka z korupcją w chińskim wydaniu to bicie packą much. Nieliczne zginą, większość schowa się po kątach i gdy machanie packą zmęczy i znudzi, wyjdzie cała, zdrowa i z jeszcze większym apetytem.
* Katarzyna Sarek, doktorantka w Zakładzie Sinologii Uniwersytetu Warszawskiego, tłumaczka, publicystka, współprowadzi blog www.skosnymokiem.wordpress.com.
„Kultura Liberalna” nr 214 (7/2013) z 12 lutego 2013 r.