Jarosław Kuisz

„Czy myślicie, że jesteśmy aż tak głupi?”

Szef firmy „Titan Tire Corporation”, niejaki Maurice M. Taylor Jr., publicznie podzielił się swoim zdaniem na temat pracowników fabryki opon we Francji. Językiem dalekim od używanego w dyplomacji stwierdził ni mniej, ni więcej, tylko że pracownicy pracują dziennie co najwyżej 3 godziny, a resztę czasu spędzają na jedzeniu i pogawędkach. Zasygnalizował ten problem w rozmowie z przedstawicielami związków zawodowych. W odpowiedzi miał rzekomo usłyszeć: „…bo tak właśnie jest we Francji”. Taylor w otwartym liście oświadczył prosto z mostu: „Czy myślicie, że jesteśmy aż tak głupi?”.

Do kogo skierowana została ta korespondencja? Otóż we Francji istnieje osobliwe ministerstwo. Na jego czele stoi korzystnie wyglądający minister. Może dlatego, iż ciągle o nim głośno, dość trudno powiedzieć, jakie ma zasługi dla kraju. Nie inaczej było tym razem. W tym tygodniu minister ds. reindustrializacji Francji, Arnaud Montebourg, bo o nim mowa, znalazł się znów w centrum zainteresowania. To polityk, który jakiś czas temu przebrał się w tradycyjną biało-niebieską koszulkę i, z sokowirówką w dłoni, zachęcał do kupowania produktów „Made in France”. A ostatnio, jak to określiła prasa, „w amerykańskim stylu” zaprezentował z estrady trzy francuskie innowacje. Być może usiłował w ten sposób odciągnąć uwagę od siebie.

A serio – „Titan Tire Corporation” to ogromne przedsiębiorstwo, do którego należy także dobrze znana marka „Goodyear”. Taylor ogłosił, że fabryka opon w Amiens-Nord zostanie zamknięta. Oznacza to likwidację 1173 miejsc pracy. W oświadczeniu dorzucono, że zamknięcie zakładu stało się „jedyną możliwością po 5 latach negocjacji”.

Tymczasem można po kolei wymieniać nazwy zamykanych fabryk czy przedsiębiorstw, które znalazły się w tarapatach czy planują zwolnienia. Po gigantycznej awanturze z hutą Solange, gdzie odpowiednikiem „Titan Tire Corporation” w starciu ze związkowcami i rządem  był koncern „Mittal” (ku przerażeniu premiera Montebourg chciał nacjonalizować upadające przedsiębiorstwo), masowych zwolnieniach w przemyśle motoryzacyjnym (w zeszłym roku PSA Peugeot Citroën znienacka ogłosił konieczność zlikwidowania 8 000 miejsc pracy), wyraźnym zmniejszeniu obrotów France Telecom – Orange, w tym tygodniu do feralnej listy dołączyło imperium Danone. Pomimo niezłych wyników finansowych zapowiedziano zwolnienia aż 10 proc. kadry kierowniczej w Europie. Nie można mieć wątpliwości, iż skutki podejmowanych nad Sekwaną decyzji sięgną fal Wisły.

Zatem sprawa jest poważna – także z naszego punktu widzenia. Francuskie firmy dokonały zbyt wielu inwestycji w Polsce, byśmy nie odczuli efektu korporacyjnego domina. Tymczasem kasandryczne wieści z przedsiębiorstw docierają tuż po tym, jak premier Jean-Marc Ayrault w końcu przyznał, że deficyt budżetowy nie zostanie zmniejszony do poziomu 3 proc. PKB. François Hollande zaś ogłosił, iż nie uda się osiągnąć wzrostu gospodarczego na poziomie 0,8 procent. Dodajmy dla porządku, iż poziom bezrobocia zmierza do historycznego rekordu [według l’Observatoire français des conjonctures économiques (OFCE)].

We Francji obywatele tradycyjnie oczekują, że państwo zapewni pokój społeczny.

Tymczasem najbogatsi nadal „głosują” nogami. Sprawa Depardieu to historia. Tylko w tym tygodniu ujawniono, iż niezwykle popularny we Francji komik Arthur nie potraktował poważnie słów innego ministra Jérôme Cahuzaca, który zapowiedział, iż żadnych więcej uchodźców fiskalnych nie będzie. Prześmiewca wyniósł swój biznes do Luxemburga.

W każdym razie amerykański przedsiębiorca Maurice Taylor stał się nad Sekwaną sławny. Dziennikarka radiowa poszukując wyjaśnień, ucięła wywody stwierdzając: „To persona, jakich wiele w środowisku neoliberałów”. Dzięki trafnie dobranym słowom można, jak widać, w mig opisać istotę z kryzysu (a nawet ją zrozumieć). Lewica wygraża kapitalistom, a prawica – rzekomo odbierającym miejsca pracy imigrantom. Tradycyjne szablony myślowe przynoszą ulgę ludziom obawiającym się o obniżenie poziomu życia.

Nic zatem dziwnego, że politycy „głównego nurtu” często rozchodzą się w opiniach z „suwerenem”. Może dzięki temu jeszcze w ogóle istnieje Unia Europejska. Podczas wizyty w Atenach przerwy pomiędzy słowami wskazywały na to, że francuski prezydent prowadzi prawdziwą walkę wewnętrzną, by dobrać właściwe sformułowania. Z wysiłkiem mówił o konieczności pobudzania wzrostu gospodarczego w Europie oraz o wsparciu, jakiego w trudnych czasach Heksagon udziela Grecji. Zaapelował nawet do przedsiębiorców francuskich o inwestowanie w kolebce demokracji.

Nawet, jeśli ktoś jest zwolennikiem politycznej poprawności, musi przyznać, iż to już była ze strony prezydenta V Republiki pewna przesada. W każdym razie Hollande w Atenach ważył słowa, czego nie można powiedzieć o pewnym związkowcu z „Credit Agricole”. To kolejny bank, który liże rany po poważnych stratach w zeszłym roku. Wczoraj na falach „France Info” mężczyzna prewencyjnie ostrzegał właścicieli przed zwolnieniami oraz zarzucał, że poprzednie władze banku popełniły kardynalne błędy, w szczególności niedorzeczne było inwestowanie poza Francją. Jako przykład podał… Grecję. Aż chciałoby się powiedzieć: „Niech żyje Unia Europejska!”.

* Jarosław Kuisz, redaktor naczelny „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 215 (8/2013) z 19 lutego 2013 r.