Pożyteczny nadmiar symboli

Pierwszym i najważniejszym symbolem jest miejsce, z którego wywodzi się nowy papież. Po konklawe sprzed ponad siedmiu lat zaczęto chyba tracić nadzieję na wybór papieża z Ameryki Południowej. Tymczasem ten symbol – papież z największego katolickiego kontynentu – był może Kościołowi równie niezbędny jak ten sprzed trzydziestu pięciu lat: wybór Jana Pawła II, nie-Włocha.

Wybrano jednak papieża pochodzącego z Argentyny. Kraju zupełnie innego niż pełna lewicowych księży Brazylia, nazbyt konserwatywna Kolumbia czy Peru i Boliwia z ich indiańską populacją. Argentyna, a zwłaszcza jej stolica Buenos Aires, jest miejscem kosmopolitycznym. Jedną z jej podpór jest instytucjonalnie zdominowany przez włoskich emigrantów Kościół. Poprzednik obecnego papieża na arcybiskupim tronie w stolicy Argentyny urodził się pod Salerno. On sam jest potomkiem biednych robotników kolejowych. Mówi po włosku jak Włoch i jest z tą kulturą związany. Pierwszy papież z Ameryki Południowej jest zatem w jakimś sensie Europejczykiem. Ale, jak widać, czas na papieża innej rasy niż biała jeszcze nie nadszedł.

Symbol drugi jest związany z zakonem kardynała Bergoglio. To pierwszy papież jezuita, a jednocześnie papież z kraju, w którym jezuici zbudowali podstawy organizacji kościelnej, lecz w którym potem ten zakon niszczono. Należy się cieszyć, że dzielni następcy św. Ignacego Loyoli doczekali się uznania – zwłaszcza po głębokim kryzysie zakonu sprzed trzydziestu lat. Notabene, w Kościele liczy się pozycja zakonów. Mieliśmy już dominikanów i franciszkanów. Rzeczywiście, pora na jezuitę.

Symbol trzeci, od razu podchwycony przed komentatorów, to papieskie imię. Ironiści zdziwią się, że to imię wybrał jezuita i stwierdzą, że być może nie miał innego wyjścia. Jest to bowiem jedyne wolne spośród „wielkich imion Kościoła” jakie papieżom pozostało (nie licząc, oczywiście, Piotra). Imię „Franciszek” to dziedzictwo „biedaczyny z Asyżu”. Może oznaczać reformę, ale bez przewracania instytucji do góry nogami, lojalność wobec Boga i jego Kościoła, a jednocześnie podtrzymanie piotrowej katedry, walącej się jak na jednym z fresków w Asyżu przedstawiającym sen papieża Innocentego. Choć pojawia się i inna hipoteza – może chodzi nie o Franciszka z Asyżu, ale o św. Franciszka Ksawerego – największego obok Loyoli jezuitę? Byłby to wtedy symbol zupełnie inny. Przekonamy się wkrótce.

Papież Franciszek z twarzą Piusa XII

Choć nowy papież będzie nosił imię Franciszek, z wyglądu przypomina nieco pewnego papieża z przeszłości – Piusa XII. I tak jak za tamtym ciągnął się bagaż niedomówień, tak i kardynał Bergoglio miał zachować się niezbyt chlubnie w czasach dyktatury wojskowej w Argentynie. Istnieją publikacje stygmatyzujące go i to dość mocno (jak choćby książka Horatia Verbitsky’ego: „The Silence: from Paulo VI to Bergoglio: secret relations of the Church with the ESMA”) Kościół w Argentynie, podobnie jak reszta kraju, nie rozliczył się ze swoich dawnych grzechów. Należy mieć nadzieję, że Franciszkowi I nie zabraknie w tej mierze odwagi.

Nowy Papież ma siedemdziesiąt sześć lat, jest więc zbliżony wiekiem do Benedykta XVI i Jana XXIII w chwili ich wyboru. I choć wszyscy życzą mu długiego życia, należy liczyć się z tym, że jego pontyfikat nie będzie tak długi jak panowanie w Stolicy Piotrowej Jana Pawła II. Ile można zdziałać podczas relatywnie krótkiego pontyfikatu? Przykład Jana XXIII dowodzi, że niemało. Zaś nowe papieskie imię to rodzaj przesłania, że nowy pontyfikat będzie czymś więcej niż tylko symbolem.

Jednak to tylko przewidywania, oparte na wiedzy w równy sposób jak nazwiska licznych papabile wymienianych przez watykanistów przed konklawe.