Zaczęło się gdy Ratusz wyszedł z inicjatywą stworzenia planu miejscowego dla terenu osi Saskiej. Debata szybko zeszła z tematu samej osi na to, co zrobić z dziurą po wysadzonym w grudniu 1944 roku pałacu. W pewnym momencie nabrała ona dodatkowej temperatury, gdy do kin wszedł długo oczekiwany film „Warszawa 1935”, w którym możemy zobaczyć przejazd przez zrekonstruowaną w technologii komputerowej stolicę Polski z tytułowego roku. Pałac nie występuje tam w głównej roli, miga tylko jego charakterystyczna kolumnada, zwraca jednak uwagę i pozostaje w pamięci. Ważny wpływ na toczącą się dyskusję mają również osoby skupione wokół stowarzyszenia „Saski2018” , które stara się odbudować pałac na 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości.
Jako miłośnik Warszawy i jej historii przyznam otwarcie – chciałbym odbudowy pałacu Saskiego. Jako aktywista miejski zdaję sobie sprawę, że dziś w mieście jest wiele poważniejszych kwestii (należy przy tym pamiętać, że każda kwestia miejska ma charakter relatywny). Jako realista wiem jednak, że jeszcze dużo czasu będzie musiało upłynąć, zanim coś w tym temacie się wydarzy. Kwestia pałacu Saskiego, jak każda trudna sprawa miejska, uległa już częściowemu upolitycznieniu. Od czasów, gdy prawica podjęła starania o jego odbudowę, wszelkie sympatie względem tego budynku są kojarzone jednoznacznie. To wielki błąd, jaki przydarzył się tej kwestii. Z kolei przeciwnicy odbudowy pałacu nigdy nie odpowiedzieli jednoznacznie na pytanie, co zrobić w zamian – czy po obu stronach Grobu Nieznanego Żołnierza postawić coś innego? Wrażenie pustki w tym miejscu również nie wydaje się czymś uniwersalnym, tylko niektórych bowiem satysfakcjonuje stan, w jakim obecnie znajduje się plac Piłsudskiego. Problem w tym, że nasze wojsko nie ma podobnego wrażenia, rojąc sobie różne wizje interwencji w obecny kształt placu.
Odbudowa pałacu Saskiego miałaby sens w świetle pomysłu stworzenia planu miejscowego dla rejonu osi Saskiej. Powinien on jednak w miarę możliwości chronić istniejący układ samej osi. To jedna z najważniejszych struktur urbanistycznych Warszawy, która miała fundamentalny wpływ na kształt Śródmieścia i której konsekwencje doświadczamy do dziś. Nie wchodząc w historyczne zawiłości, chciałbym nadmienić, iż ochrona powinna wiązać się z postulatem scalenia jej traktu – a ten, jak wiemy, w obecnym kształcie rozcięty jest przez dwa pasy przelotowe ulicy Marszałkowskiej. W tym miejscu chciałbym wesprzeć niekonwencjonalną koncepcję połączenia Ogrodu Saskiego z placem Za Żelazną Bramą.
Bardzo częstym głosem wśród przeciwników odbudowy pałacu Saskiego jest ten, który mówi o rzekomej „makietowości” takiej odbudowy – że nie byłby to budynek autentyczny, tylko makieta. Tego rodzaju argumenty są znane i nikt nie powinien osłabiać ich mocy, w gruncie rzeczy są bowiem prawdziwe. Pytanie brzmi: „Czy to źle?”, a odpowiedź nie jest już tak jednoznaczna. W odbudowanej Warszawie mamy wiele makiet udających budynki przedwojenne, a przecież nie mamy z tym żadnego problemu. Te rzekome makiety stanowią niekiedy doskonałe świadectwa swoich czasów, przykładem jest choćby warszawska Starówka. Ciekaw jestem, czy za jakiś czas nie spojrzymy nieco inaczej na flagowy przykład porażki rekonstrukcyjnej, czyli pałac Jabłonowskich, który jest biurowcem o kostiumie jedynie nawiązującym do przedwojennego budynku.
Zanim odbudujemy pałac Saski, musimy też jednoznacznie odpowiedzieć sobie na pytanie – po co w ogóle chcemy go mieć? Czy po to, by się przed nim fotografować, by przechodzić pod jego kolumnadą albo umieścić w nim jakieś ważne funkcje. To ostatnie pytanie wydaje się najistotniejsze – bo niepotrzebny nam przecież budynek tej rangi, jeśli nie znajdzie się w nim urząd o wystarczająco wysokiej wadze. Pomysł scentralizowania w nim stołecznego ratusza został już zapomniany, prawdopodobnie ze względu na to, że nie ujmował on konkretnie, jakimi zasobami dysponowałby odbudowany pałac, a jakie byłby potencjalne potrzeby Urzędu Miasta. Jeśli w tej kwestii nie dojdziemy do zgody – nie ma szans na zbudowanie w tym miejscu czegokolwiek.
Sam przychylam się do wizji Forum Rozwoju Warszawy. Zawiera się w niej bardzo trafna myśl, że nie sposób tworzyć nowoczesnego miasta bez uszanowania jego przeszłości. Dzisiejsza Warszawa dość surowo obchodzi się ze swoją historią, pod nowe inwestycje burząc pozostałości po II wojnie światowej. Staramy się utrzymać stan obecny, walcząc o istniejące bary mleczne, linie autobusowe, a nie szanujemy przeszłości. Zróbmy coś, aby w końcu z placu Piłsudskiego zniknęła fatamorgana zaginionego pałacu.