Łukasz Jasina
Lubelska historia lęku
W drugiej połowie lat 90. temat pojednania Polaków z Żydami nie schodził z ust polityków i nie opuszczał telewizyjnych ramówek. Łapczywie oglądałem wówczas każdy film dokumentalny i właśnie wtedy zobaczyłem dokument Grzegorza Linkowskiego o księdzu Romualdzie Jakubie Wekslerze-Waszkinelu. Czy mógł istnieć lepszy przykład pokazujący nastolatkowi, którym wtedy byłem, złożoność ludzkich biografii? I co bardziej interesującego można było zaproponować tu młodej osobie niż życiorys człowieka, który był zarazem „dzieckiem Holokaustu” i „dzieckiem Sprawiedliwych”, profesorem najważniejszego katolickiego uniwersytetu w naszym kraju, a także katolickim księdzem, ale takim, jakiego nie widywano w małych miasteczkach. Po kilku latach obejrzałem inny film dokumentalny tego samego reżysera. Znów pojawił się w nim ks. Weksler-Waszkinel. Tym razem osią filmu było jego spotkanie z synem Martina Bormanna. I choć robota filmowa była dobrze wykonana, czułem fałsz przedstawionej sytuacji. Ukazane tam pojednanie było nieco na siłę.
Katolicki Uniwersytet Lubelski, uczelnia ks. Wekslera-Waszkinela, na której już wtedy studiowałem, także daleki był od ideałów. Niegdyś elitarny, niewielki, stał się molochem, zmuszony do tego przez swoją sytuację ekonomiczną. O ks. Wekslerze-Waszkinelu najpierw usłyszałem od studentów psychologii, opowiadających o jego wykładach z antropologii filozoficznej. Zobaczyłem go później, gdy przez przypadek mijaliśmy się w Alejach Racławickich. Widziałem go także mieszającego ziemię podczas widowiska-misterium, poświęconego pamięci nieistniejącej już lubelskiej dzielnicy żydowskiej. Niebawem zostałem słuchaczem jego wykładów. To, co przekazywał nam na zajęciach, w niczym nie odbiegało od uczelnianej ortodoksji, a więc tomizmu „lubelskiej szkoły filozoficznej”. To on zalecił mi przeczytanie książki „Ja – człowiek” o. prof. M. A. Krąpca, rektora uniwersytetu i jednej z najważniejszych twarzy KUL-u. W końcu ks. Weksler-Waszkinel był jego lojalnym uczniem.
Oczywiście, że na KUL słyszało się niesmaczne dowcipy o Żydach i „ludziach innych niż my”. Katolicka uczelnia z zasady przyciągała dużą liczbę osób o poglądach skrajnie prawicowych. Słyszało się więc tu i ówdzie nieprzyjazne uwagi o ks. Wekslerze-Waszkinelu, jednak znacznie częściej można było spotkać ludzi, dla których był on wyidealizowanym symbolem nieistniejącej już polsko-żydowskiej przeszłości.
W roku 2007 spotkałem innego ks. Wekslera-Waszkinela. Przygotowywałem wtedy panel o polskich Żydach-chrześcijanach, zainspirowany książką o konwertytach mieszkających w getcie warszawskim. Krystyna Kłoczowska, krajanka ks. Wekslera-Waszkinela (oboje pochodzą z Wileńszczyzny – on ze Święcian, ona z Postaw), powiedziała mi wówczas, że takie spotkanie nie może odbyć się bez „lubelskiego symbolu” łączności światów – chrześcijańskiego i żydowskiego. Ksiądz Weksler-Waszkinel był już jednak człowiekiem bardzo zgorzkniałym, mówił prawie wyłącznie o antysemityzmie i swojej traumie.
Teraz Dariusz Rosiak napisał o nim książkę. Dla mnie jej wydanie jest znaczące z dwóch powodów: po pierwsze, przez historię ks. Wekslera-Waszkinela opowiedziana została historia środowiska, w którym zostałem ukształtowany intelektualnie; po drugie, sześć lat po ostatnim spotkaniu z ks. Romualdem poznałem „prawie-zakończenie”.
Historia lęku
Książka Rosiaka jest przede wszystkim historią lęku. Najpierw obaw biologicznych rodziców księdza – małżeństwa Wekslerów – o los ich dziecka, później jego rodziców przybranych – rodziny Waszkinelów. Jest to także opowieść o strachu przed ujawnieniem prawdy, i to bez względu na to, czy mamy do czynienia z czasem przed czy po wojnie. „Człowiek o twardym karku” to wreszcie kronika irracjonalności i traum głównego bohatera. Nie koi ich ani otwarte przyznanie się ks. Wekslera-Waszkinela do żydowskiego pochodzenia, ani uznanie zdobyte w Lublinie w latach 90., kiedy to stał się symbolem polsko-żydowskiego zbliżenia, ani też jego wyjazd do Izraela kilka lat temu. Zarówno w Polsce, jak i w Izraelu otwartość ks. Wekslera-Waszkinela zderza się ze społecznymi schematami, w których ktoś taki jak on się po prostu nie mieści. Trzeba opowiedzieć się po jednej ze stron: albo jesteś Polakiem, albo Żydem – na formy pośrednie nie ma miejsca. Nie można być księdzem, wychowankiem tradycyjnej polskiej rodziny i profesorem najważniejszego w Polsce uniwersytetu katolickiego, a zarazem „ocalonym dzieckiem Holokaustu”, które dokonuje alii i wyjeżdża do Izraela. Większości ludzi żyjących w obu tych krajach po prostu nie mieści się to w głowach. Ksiądz Weksler-Waszkinel z książki Rosiaka, a zwłaszcza z jej ostatniego rozdziału, pozostaje ze swoimi problemami na zawsze sam.
Wiele już było wspomnień o Kresach i ludziach, którzy znaleźli się w wielonarodowej pułapce mordu i lęku, jaką podczas ostatniej wojny stały się te ziemie. Uważny czytelnik popularnej niegdyś prozy Józefa Mackiewicza dostrzeże, jak bliskie prawdy były zawarte w niej opisy napięć pomiędzy narodami na Wileńszczyźnie: Żydów, czyli „najważniejszych” ofiar, Polaków, którzy mieli się od nich nieco lepiej, i Litwinów. W książce Rosiaka poznajemy dwie Wileńszczyzny: tę sprzed siedemdziesięciu lat i jej współczesną następczynię, wciąż pełną niezagojonych ran, lęków i pozostałości polsko-litewskich konfliktów.
Rosiak i ks. Weksler-Waszkinel opowiadają nam także historię wysiedlenia z Kresów rodziny Waszkinelów. Wileńszczyznę zastąpiła Warmia, która nie stała się jednak dla nich nowym światem, ale kontynuacją starego. Dawne sprawy nie wygasły po przeniesieniu mieszkańców Święcian w okolice Pasłęka. Lęki przed odkryciem pochodzenia syna nękały Waszkinelów nawet po zakończeniu wojny. W nowej społeczności także nie można się było przyznać do tego, co spotkało rodzinę Waszkinelów. Owszem, nikt by młodego Romka nikomu nie wydał, a najgorszym, co mogłoby go spotkać, byłoby wytykanie palcami w szkole. Tradycyjna społeczność Wilniuków z Warmii pilnie kontynuowała nie tylko cudowne, kresowe tradycje – dawne niechęci również.
Kolejnym istotnym wątkiem książki Rosiaka jest próba pogodzenia tożsamości żydowskiej i katolickiej. Czy się to ks. Wekslerowi-Waszkinelowi udało? Jeden z rozmówców Rosiaka, izraelski rabin, mówi: „Skleić judaizm i chrześcijaństwo? To niemożliwe. To dwie różne rzeczy. To jakby chcieć jednocześnie iść na wschód i na zachód. Nie da się” (Rosiak, s. 87). Nie inaczej rzecz wygląda, jeśli spojrzymy na sferę publiczną. Dwa tysiące lat uprzedzeń wybudowało mur, którego wciąż nie zdołaliśmy zburzyć. Przypadek ks. Wekslera-Waszkinela jest w tym kontekście szczególnie interesujący. Z jednej strony osoba księdza stała się pomostem między społecznościami żydowską a chrześcijańską. Z drugiej – jak pokazują to jego lubelskie i jerozolimskie losy – taka postawa jest nie do zaakceptowania przez wielu Żydów, którzy uznają tylko jeden sposób powrotu do wspólnoty żydowskiej, ani przez wielu katolików, o czym świadczy powyższy cytat.
Zrozumieć bohatera: Uniwersytet i Kościół.
Nie można zrozumieć traumy bohatera bez pobieżnej choćby analizy tego, co było jego dorosłym wyborem: przejścia z grona ludzi świeckich do grona ludzi Kościoła – święceń kapłańskich i pracy naukowej na katolickim uniwersytecie.
Kapłaństwo Romualda Wekslera-Waszkinela było zjawiskiem wyjątkowym. Po krótkiej służbie parafialnej trafia do kościelnej elity. Nigdy nie będzie zwykłym proboszczem, zajmującym się remontami kościoła i chodzeniem po kolędzie. Studiuje, a następnie zostaje pracownikiem naukowym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Pracuje tam przez trzydzieści kilka lat. Nie jest więc przykładem zwykłego „polskiego” księdza.
Na KUL-u ks. Weksler-Waszkinel był współpracownikiem o. Krąpca. Dziś jest on tam uznawany za mitycznego odnowiciela uczelni. W książce jednak ks. Weksler-Waszkinel przedstawia tego duchownego oraz jego najbliższych współpracowników w czarnych barwach. Schematyczni przedstawiciele „ciemnego” katolicyzmu, wychowankowie przedwojennej endecji, antysemici, do tego ludzie blokujący jego naukową karierę. Odchodząc na chwilę od książki Rosiaka, można powiedzieć, że prawda zapewne leży gdzieś pośrodku i że perspektywy czasu bohater dokonuje projekcji swoich późniejszych doświadczeń na to, co zdarzyło się czterdzieści lat wcześniej. Jego rozliczenie z uniwersytetem jest przede wszystkim obrachunkiem wewnętrznym – obrachunkiem człowieka, który przez kilkanaście lat był częścią uniwersyteckiej machiny i nie został w niej odpowiednio doceniony. Ludzie zgromadzeni wokół niego nie dzielili jego traum, rozumiał je tylko on sam. Dla nich liczyła się prosta statystyka: liczba napisanych artykułów i zdobywanie kolejnych stopni naukowych. Ksiądz Weksler-Waszkinel nigdy nie doczekał się tytułu profesora. „No cóż, pomagaliśmy mu, ale on nie podołał”, jak komentowała s. prof. Zofia Zdybicka, inna ikona Instytutu Filozofii KUL.
Po raz kolejny muszę oddać głos świadkowi, czyli samemu sobie. Rzeczywistość KUL-u pokazana przez ks. Wekslera-Waszkinela jest może nazbyt czarna. To prawda, uczelnia ta po roku 1989 przeszła na pozycje bardziej prawicowe, ale nic w tym dziwnego. Wcześniej, w czasach komunistycznych, KUL znajdował się w sytuacji wyjątkowej. Natomiast po odzyskaniu niepodległości nie był już miejscem, które musiało być otwarte na wszystkich. Jednak krytycznie o uczelni i mistrzach, na których się zawiedli, piszą nawet ci, którzy przez lata byli z KUL-em i owymi mistrzami związani.
Wnioski, jakie płyną z lektury książki Dariusza Rosiaka, nie są i nie mogą być radosne. Po pierwsze, Polacy i Żydzi ciągle nie odrobili lekcji historii, po drugie, nie ma miejsc, w których ludzie tacy jak bohater książki mogliby odnaleźć bezwarunkową akceptację (ks. Weksler-Waszkinel chciał wierzyć, że takie miejsca istnieją), po trzecie, ludzie o symbolicznych życiorysach są trudni do zaakceptowania przez „milczącą większość”, która woli wygodne schematy od wywracającej ich pojmowanie świata komplikacji. Dziś toniemy w powodzi pompatycznych historyjek, w których wszystko kończy się dobrze, a między narodami szybko dochodzi do pojednania. Obraz ten jest wyidealizowany, a przez to przedwcześnie zapewnia nam dobre samopoczucie. W tym kontekście warto więc zajrzeć do relacji Rosiaka. Dzięki niej przypomnimy sobie, że trudna historia nadal ma ogromny wpływ na nas i że wciąż jesteśmy jej ofiarami. Nawet wtedy, gdy sobie tego nie uświadamiamy.
Książka:
Dariusz Rosiak, „Człowiek o twardym karku. Historia księdza Romualda Jakuba Wekslera-Waszkinela”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013.
* dr Łukasz Jasina, członek zespołu „Kultury Liberalnej”, pracownik naukowy KUL, visiting professor w Trinity College, University of Toronto.
„Kultura Liberalna” nr 222 (15/2013) z 9 kwietnia 2013 r.