Jednak po książkę Natashy Walter „Żywe lalki. Nowa fala seksizmu” powinien sięgnąć każdy, choć okładka odpycha różową lalką Barbie. Dziś w warszawskim Pałacu Staszica odbędzie się dyskusja poświęcona książce Walter. „Żywe lalki” omawiają – ogólnie rzecz biorąc – kwestię nowej fali seksizmu, który szafując pojęciami wolnego wyboru, swobody seksualnej, sprowadza kobiety do towaru seksualnego. Tak wiele osiągnęłyśmy – pisze Walter – mamy prawa polityczne, zdobywamy najwyższe stanowiska na rynku pracy, wchodzimy do polityki, a ciągle ocenia się nas przez pryzmat wyglądu i tego, czy jesteśmy seksualnie atrakcyjne, czy nie.
Gdy obserwuję powstające jak grzyby po deszczu programy rozrywkowe, przeglądam prasę kobiecą oraz portale – od informacyjnych po plotkarskie – mam wrażenie, że tym, czym najbardziej żyją media, tym, co „się klika”, są kobiece piersi i pośladki. To one budują publikę w Polsce. Mają taką siłę przyciągania, że nawet zawieszenie gigantycznego, wiele mówiącego billboardu z reklamą treści porno Showup.tv, przy ulicy Hynka i Łopuszańskiej, nie wzbudziło protestów opinii publicznej. Wiadomo, seks się klika, piersi również. Do tego stopnia, że reklamodawcy chętnie wykorzystują kobiece atrybuty, by reklamować każdy możliwy produkt – od butów i napojów po dachówkę i sprzęt elektroniczny. Działający do niedawna blog „szczucie cycem” z uporem maniaka zbierał takie reklamowe „kwiatki”, zwracając uwagę do jakich absurdów może doprowadzić zdanie, że „sex sells”.
Na to uwagę zwraca również Natasha Walter, pokazując, w jaki sposób pop kultura umniejsza znaczenie intelektu, ciężkiej pracy, planów zawodowych, a punktuje wygląd, chęć eksponowania swoich „kobiecych atutów” według standardów rodem z „Hustlera” i mówi, że sukces może osiągnąć każda lub każdy, bardzo szybko, wystarczy, że ściągnie bluzkę. A to wszystko obudowane jest pseudofeministyczną ideologią, zgodnie z którą kobiety mogą dziś wszystko, mają największe narzędzie w ręku – wolny wybór i prawo decydowania o sobie. I ten wolny wybór powinny wykorzystać w najlepszy sposób – negując wszelkie ograniczenia w swobodzie obyczajowej i folgując swoim (czytaj męskim) fantazjom, także seksualnym. Innymi słowy, wykorzystując feministyczne „prawo do”, które dotąd oznaczało prawo do pracy, do studiów, do godnych zarobków, do decydowania o sobie, popkulturowy przemysł, zamienia wyzwolone kobiety w towary seksualne, które – w myśl wyzwolenia – zaspokajają męskie fantazje. Walter pokazuje, że społeczeństwo i przemysł pop kultury „wychowują” w ten sposób kolejne pokolenia kobiet, zaczynając od momentu, kiedy dziewczynki bawią się jeszcze lalkami. Bo zamiast lalek dostają symbole seksu – Barbie i Bratz.
Ta seksualizacja kobiet, patrzenia na nie jedynie przez pryzmat ich wyglądu i płci, zaczyna się tak wcześnie, że potem mowa o wolnym wyborze jest kolejnym rubasznym żartem. Jak, w felietonie dla „Wysokich obcasów”, napisała psycholog Hanna Samson: „Oto oferta dla małych dziewczynek. Nasza kultura wmawia już nie tylko kobietom, ale i dziewczynkom, że najważniejsza jest atrakcyjność seksualna. Jeśli dziewczynki jakimś cudem czy nadludzkim wysiłkiem rodziców jeszcze nie wiedzą, co to znaczy, to wkrótce się tego dowiedzą. (…) Gdy dziewczynki staną się dziewczynami, ich energia zostanie skierowana na upiększanie siebie. Będą przekonane, że wygląd decyduje o ich wartości, a najlepszą drogą do sukcesu jest rozebranie się w piśmie dla mężczyzn albo w nocnym klubie. Sponsoring? Filmik porno? Czemu nie? I tylko feministki nie są zachwycone. Nic dziwnego. Pewnie im zazdroszczą”. Według Naomi Wolf, autorki pamiętnego „The Beauty Myth”, mit piękna polega na strachu. Jeśli nie będziesz taka jak inne dziewczynki, taka jak Barbie, nikt cię nie będzie lubił, nie dostaniesz pracy, męża etc. To tępienie indywidualności i – niczym w społeczeństwach totalitarnych – podążanie ze strachu za jednym wytyczonym celem.
Na plotkarskich portalach typu „Pudelek” czy „Kozaczek” polskie celebrytki starają się doścignąć te zagraniczne, a jednocześnie wygrać konkurs między sobą. Niemal tak, jakby brały udział w zabawie typu, która więcej odsłoni, która założy bardziej wyzywającą kreację, bardziej powiększy sobie usta lub biust. Aktorki i piosenkarki zachwalają botoks, waginoplastykę i rozjaśnianie skóry. Tak jakby bez końca powtarzały, że zawsze mogą być piękniejsze, doskonalsze, mieć lepszy telefon i wyżej piersi lub bardziej rybie usta, a najwspanialszy jest photoshop, bo on właśnie czyni kobiety takie, jakimi zawsze chciały być – odrealnionymi. Taka kobieta to ideał pod każdym względem, raz że spełnia męskie fantazje, a dwa – gdy już ma te piersi, kosmetyki i ciuchy dla siebie, bynajmniej nie w głowie jej takie trudne słowa jak emancypacja, szklany sufit czy równe płace. Po co być obecną w liczącej się sferze politycznej czy ekonomicznej, kiedy można być po prostu piękną? Te kobiety stają się wzorem, do którego chcą dorosnąć wszystkie nastolatki. W Polsce co druga nastolatka uważa, że jest za gruba. Ciekawe, czemu nie uważa, że nie jest za mądra.
Polecam dzisiejszą debatę i zachęcam do przeczytania książki Natashy Walter. Może po jej lekturze niektórzy tatusie z listy życzeń swych córek wyrzucą lalkę Barbie.