Adam Majewski
Cicha zapowiedź końca
Świat Zachodu prawdopodobnie nigdy nie był lepszy, niż jest obecnie. Mimo wszelkich wad, bilans jest dodatni. Standardy wyznaczają kategorie demokracji, wolności słowa, poszanowania własności prywatnej, nieograniczonego przepływu ludzi, kapitału i wiedzy, a także sprawiedliwości społecznej. Niemniej w Polsce, która w 2004 r. wstąpiła do Unii Europejskiej, nadal dają znać o sobie problemy związane z równouprawnieniem płci czy poszanowaniem niektórych swobód, co z kolei znajduje swój wyraz w dyskursie politycznym, choćby na temat związków partnerskich. Wymienione wolności, jak dalej będę je nazywał, wypracowane przez cywilizację Zachodu, dały jej pewnego rodzaju przewagę, która utorowała drogę zachodnim wzorcom kultury duchowej oraz kultury materialnej na znacznych połaciach globu. O tych „wolnościach” – nie wprost, lecz w szerokim ujęciu eseistyki historycznej – rozpisuje się Niall Ferguson na kartach książki „Cywilizacja. Zachód i reszta świata”, swojej ostatniej, dość obszernej i wciągającej pracy.
Przewagi Zachodu
Ślady wszystkich wolności cywilizacji Zachodu czytelnik odnajdzie w rozdziałach zatytułowanych: „Rywalizacja”, „Nauka”, „Własność”, „Medycyna”, „Konsumpcja” i „Praca”. To w tych obszarach, zdaniem Fergusona, dokonywały się najistotniejsze przeobrażenia, które z zacofanej, peryferyjnej Europy (a następnie Zachodu) uczyniły centrum świata. Autor powołuje się na współczesnych historyków, dla których XVI wiek stanowi pewnego rodzaju cezurę, moment przełomowy w rozwoju zachodniej cywilizacji. Wówczas pojawił się sprzyjający klimat dla innowacji w Europie, niekorzystny zaś w wielkich, monolitycznych pod względem struktury imperiach Orientu. Zachodni kraniec Eurazji, w przeciwieństwie do scentralizowanych Chin, był rozdrobniony na dziesiątki małych organizmów państwowych: niewielkie królestwa, niezliczone księstwa i miasta-państwa. To rozdrobnienie wymusiło na gospodarzach Europy ciągłą rywalizację polityczną, ekonomiczną i militarną (kontynent wchodzi wówczas w okres wojen religijnych), a także ciągłe komunikowanie się z sąsiadami, zarówno wrogami, jak i przyjaciółmi. Brak monolitycznej struktury i scentralizowanej władzy, mimo pozornego chaosu, sprzyjał konkurencji między państewkami, a ta z kolei powodowała eksplozję kreatywności. Zapewne nie byłoby także przełomowych odkryć geograficznych, gdyby cała Europa była zarządzana przez jedno imperium. Niemniej sama kreatywność nie mogła okazać się wystarczającą trampoliną dla Zachodu.
Ferguson podaje przykład scentralizowanego imperium osmańskiego, którego upadek (po 1683 roku) nie był spowodowany problemami ekonomicznymi, jak zwykło się to tłumaczyć: „Stambuł nie był miastem biedniejszym niż najbliższe miasta w Europie Środkowej, a imperium osmańskie nie przystąpiło do globalnego handlu, a potem industrializacji później niż wiele krajów europejskich” (s. 90). Także czynnik konkurencji, pobudzający wspomnianą kreatywność, występował wewnątrz imperium, w którym Turkowie, Safawidzi i Mogołowie stale ze sobą rywalizowali. Kres ekspansji mocarstwa na północ (czyli na Zachód) położyły nie zwycięstwo króla Jana III Sobieskiego po Wiedniem (co zapewne nie spodoba się wielu polskim czytelnikom), lecz niezastosowanie zdobyczy nauki podczas planowania działań wojennych i nieracjonalne sprawowanie władzy. Zatem kolejną przewagę, według autora „Cywilizacji”, stanowił potencjał naukowy przy porównywalnym (lub nawet mniejszym) potencjale militarnym Zachodu. Zastosowania odkryć naukowych były możliwe na szeroką skalę w Europie (i Nowym Świecie) za sprawą podziału wiedzy podług kryteriów wiary i empirii. Orient nie zdobył się na takie rozróżnienie. W książce można znaleźć także przykłady ekspedycji tureckich wysłanników mających dowiedzieć się, z czego wynika przewaga militarna Zachodu mimo jego niezamożności i politycznego rozdrobnienia.
Nowy Świat
Książka obfituje w cały szereg podobnych zestawień rozmaitych czynników, które zadecydowały o powodzeniu Zachodu. Jednym z kolejnych, o kluczowym znaczeniu, było rozumienie (a właściwie sposób używania) własności prywatnej. Ferguson ogranicza się w tym przypadku do omówienia sytuacji w obu Amerykach, w których wykształciły się dwa odrębne modele własności, a jeden z nich później stał się dominujący dla cywilizacji Zachodu. Na południu złoto i srebro występowały w gigantycznych ilościach – z punktu widzenia ówczesnych Hiszpanów i Portugalczyków – zarówno jako zasoby „peruwiańskich kopalni”, jak i majątek podbijanych ludów. Autor nie boi się nazwać kruszców grabionych Inkom „tanim złotem”, najeźdźcom grabież opłacała się bardziej od poszukiwań złóż i wydobycia. Bogactwo Ameryki Południowej stanowiło przede wszystkim źródło finansowania monarchii absolutnych w europejskich metropoliach, a kontrolę nad nim sprawowała relatywnie nieliczna grupa osób.
Z kolei na kontynencie północnoamerykańskim jedynym „naturalnym” bogactwem była ziemia; kolonizatorzy „musieli sadzić kukurydzę, żeby mieć co jeść, i tytoń, żeby mieć czym handlować” (s. 139). Notorycznie także brakowało rąk do pracy, co wymusiło dążenie do zwiększania jej efektywności nie tylko poprzez działania racjonalizatorskie, lecz także rozwiązania podatkowe wobec angielskiej metropolii. Rozwój myśli politycznej w Anglii, będący skutkiem ustanowienia republiki (Commonwealth) i tyranii Oliviera Cromwella, otworzył przed obywatelami zupełnie nowe perspektywy postrzegania swojej roli w państwie, co nie pozostawało bez wpływu na koncepcję „legalności opodatkowania” (nie występującą w Hiszpanii) czy samo prawo własności. Kwestie eliminacji rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej oraz niewolnictwa także są w książce omówione w kontekście poszczególnych „wolności”. Nie zabrakło porównania z Ameryką Południową, gdzie podział ze względu na pochodzenie etniczne, nie mający aż tak dużego znaczenia (niewolnicy częściej stawali się wyzwoleńcami), zastąpił podział klasowy – większość bogactw znajdowała się w rękach arystokracji. Odmienne podejście do własności zapewniło mieszkańcom angielskich kolonii na północy niezbędny impuls, aby dążyć do konkurencyjności w sferze gospodarki oraz wybić się na niepodległość – skutkiem tych działań było pojawienie się na mapie kolejnego imperium, Stanów Zjednoczonych.
Zachód czy Wschód?
Obecnie wyraźnie dostrzega się postępujące zniechęcenie zarówno obywateli, jak i polityków w Stanach Zjednoczonych do militarnego angażowania się w konflikty poza granicami kraju. Być może wynika ono z przeprowadzonego rachunku zysków i strat w związku z aktualnie prowadzonymi wojnami. Dlatego ewentualna zbrojna odpowiedź wobec prowokacyjnych działań reżimu w Korei Północnej ma służyć jedynie, zgodnie z deklaracjami, obronie sojuszniczej Korei Południowej lub amerykańskich baz wojskowych w Japonii i na Oceanie Spokojnym. Stany Zjednoczone za prezydentury Baracka Obamy zaczęły się stopniowo wycofywać z pełnionej funkcji globalnego żandarma czy nawet gwaranta bezpieczeństwa zachodniej cywilizacji. Zachód i resztę świata dzieli wyraźna granica, przykład kolejnych interwencji militarnych (Afganistan, Irak, Mali) dowiódł, że przebiega ona głęboko w sferze kulturowych i religijnych wyobrażeń o świecie. Nasuwa się pytanie, w jaki sposób należy tę granicę przekraczać, aby nie powodować nieporozumień?
Naszkicowany przez Fergusona model rozkwitu cywilizacji Zachodu pokazuje momenty krytyczne w jego dziejach, kiedy na pograniczu cywilizacji dochodziło miedzy nimi do konfliktu. Czy możliwe jest jednak, prognozując przyszłość Zachodu, uczciwe wkalkulowanie ryzyka takich konfliktów, skoro, o czym można się przekonać podczas lektury „Cywilizacji”, ludzkość rozwija się dość chaotycznie, przeważnie będąc nieświadomą długofalowych skutków swoich działań?
Ferguson podnosi fakt wycofania się z pewnego pogranicza – np. Hindukuszu czy równiny dawnej Mezopotamii – do rangi uniwersalnego symbolu schyłku dominującej cywilizacji. Taki odwrót jego zdaniem: „od dawna zwiastuje zmierzch i upadek [cywilizacji – przyp. AM]” (s. 391). Autor książki rysuje pewną analogię miedzy wycofaniem się wojsk Związku Radzieckiego w 1989 roku z Afganistanu (imperium rozpadło się dwa lata później) a interwencją Stanów Zjednoczonych w Afganistanie i Iraku, które nie przyniosły oczywistego rezultatu. Jest to dość atrakcyjna figura retoryczna, która w połączeniu z modelem rozwoju cywilizacji Fergusona daje do myślenia. W kontekście wzrostu potęgi ekonomicznej i militarnej Chin „kwestią jest nie to, czy [cywilizacje zachodnia i chińska] się zderzą, ale czy osłabienie tej słabszej doprowadzi do jej upadku” (s. 391). Pojawienie się izolacjonistycznych tendencji w Stanach Zjednoczonych po doświadczeniach związanych z zaangażowaniem militarnym w Zatoce Perskiej czy Afganistanie może sygnalizować kierunek przyszłych zmian.
Era Wschodu?
Niestety w książce pojawia się wiele uproszczeń dotyczących roli religii chrześcijańskiej, dzięki której, według autora, cywilizacja Zachodu uzyskała przewagę nad innymi cywilizacjami. W książce nie brakuje też wywodów na temat rosnącej roli chrześcijaństwa w dzisiejszych Chinach, co miałoby mieć znaczenie dla przyszłego tempa rozwoju tego imperium. Na potwierdzenie swojej tezy Ferguson cytuje nawet przedstawiciela Chińskiej Akademii Nauk Społecznych: „Poproszono nas o zbadanie przyczyn […] przewagi Zachodu na całym świecie […]. Początkowo sądziliśmy, że to dlatego, iż macie potężniejsze od nas armaty. Potem uznaliśmy, że macie najlepszy system polityczny. Następnie skupiliśmy się na waszym systemie gospodarczym. Ale w ostatnich dwudziestu latach zrozumieliśmy, że jądrem waszej kultury jest wasza religia – chrześcijaństwo. Dlatego właśnie Zachód jest taki silny” (s. 348–349). Autor „Cywilizacji” twierdzi, że kult może okazać się czynnikiem motywującym jednostkę, nadającym głębszy sens jej działaniom dzięki wyznaczanym przez religię zadaniom moralnym. (To pewne uproszczenie, ponieważ radykalne ugrupowania islamskie, uprawiające terroryzm, także czerpią siłę z religii i stosują się do własnych, niekoniecznie uniwersalnych zasad moralnych). Cywilizację Zachodu ocenia Ferguson głównie z perspektywy judeochrześcijańskiej i stąd jego wizja wydaje się jednostronna. „Nie chodzi tylko o puste kościoły” – pisze. „Od aromaterapii po Zen i Sztukę Eksploatacji Motocykla – dzisiejszy Zachód jest w istocie zalany ponowoczesnymi kultami, z których żaden nie dostarcza niczego, co byłoby choć w niewielkim stopniu równie ożywcze gospodarczo i spójne społecznie co stara etyka protestancka. Co gorsza, ta duchowa próżnia powoduje, że społeczeństwa zachodnioeuropejskie obawiają się ambicji mniejszości, które cechuje zarówno wiara religijna, jak i ambicja polityczna […]” (s. 350–351). Z tak zawężoną oceną nie można się po prostu zgodzić.
Mimo pewnych wad książka Fergusona to publikacja wartościowa. Nie jest ona przecież pracą naukową, lecz czymś w rodzaju rozbudowanego eseju historycznego. Na uwagę zasługuje też uczciwość autora wymieniającego zarówno pozytywne, jak i negatywne czynniki, które wpłynęły na rozwój (i odpowiadają za swoisty sukces) cywilizacji Zachodu, głównie zaś to, że zauważa rolę nierówności społecznych w budowaniu przez Zachód poszczególnych przewag. Przy czym ważne jest, aby posiadać świadomość kosztów towarzyszących cywilizacyjnemu rozkwitowi.
Niezależnie od tego, o czym można przeczytać w książce, warto – jako swoistą glossę – dodać, że opisane przez Fergusona „wolności” mogą uchodzić za rodzaj uniwersalnych „czynników sukcesu” różnych cywilizacji. Nie jest to jednak obraz kompletny. Mimo oczywistych niedociągnięć oraz niesprawiedliwości w zakresie swobód osobistych i gospodarczych chełpimy się w Polsce tymi „wolnościami” i odzyskaną po roku 1989 demokracją. Podobna retoryka dominuje w Stanach Zjednoczonych, gdzie rokrocznie dokonuje się kilkudziesięciu wyroków kary śmierci, oraz w Unii Europejskiej, która toleruje ksenofobiczne i homofobiczne ekscesy w polskim, słowackim, węgierskim czy greckim parlamencie. Czy jest to cicha zapowiedź regresu zachodniej cywilizacji?
Pytanie zasadnicze pada jednak na końcu książki. Czy Chiny będą kiedyś wiodły prym na naszym globie, jak to zapowiada Ferguson? Wewnętrznie zdyscyplinowane i odważnie modernizowane (także poprzez stopniową liberalizację różnych sfer życia) mogą tego dokonać.
Niall Ferguson, „Cywilizacja. Zachód i reszta świata”, przeł. Piotr Szymor, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013.
* Adam Majewski, konsultant public relations, nauczyciel akademicki.
„Kultura Liberalna” nr 223 (16/2013) z 16 kwietnia 2013 r.