Dziś uznajemy go za oczywistość, ale wciąż przyciąga wzrok. Gdy tylko pojawia się na ekranie, czekamy, jaką nową informację przyniesie. A gdy samą informację już znamy, czekamy na dalsze szczegóły. Zawsze wyrazisty, jasnożółty lub czerwony, zapisany pogrubionymi kapitalikami – pasek z napisem „Breaking news”, „Pilne”, „Z ostatniej chwili”, itp. Choć trudno w to uwierzyć, kiedyś go nie było – podobnie jak telewizji informacyjnych.

Z drugiej strony, pęd do jak najszybszego przekazywania informacji odbiorcy nie jest czymś aż tak nowym. 3 listopada 1948 roku zrobiono zdjęcie do dziś będące symbolem kompromitacji, do jakich prowadzi media nadmierne umiłowanie prędkości. Oto ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych, Harry Truman, uśmiechnięty trzyma w rękach gazetę „Chicago Tribune” informującą o jego przegranej w walce o reelekcję. Następnego dnia Truman wrócił do Białego Domu na kolejne cztery lata.

Dziś media są nowocześniejsze, szybsze i mylą się jeszcze częściej. Kilka dni temu nowe standardy w tej niechlubnej dyscyplinie wyznaczyła stacja CNN. Podczas specjalnej relacji nadawanej na żywo z Bostonu dwa dni po ataku bombowym jeden z dziennikarzy powiedział, że według jego wiedzy policja właśnie schwytała osobę podejrzaną o dokonanie zamachu. W wyniku dalszej „pracy reporterskiej” – polegającej na wysyłaniu przed kamerą kolejnych maili i/lub sms-ów – dziennikarz już wkrótce był gotów podać następne informacje – aresztowanym jest mężczyzna o ciemnym kolorze skóry. Godzinę później wszystkie rewelacje odwołał, a o podawanie niesprawdzonych informacji obwinił… swoje źródła. Najwyraźniej te same źródła zawiodły również stację Fox News, agencję Associated Press oraz gazetę „Boston Globe”.

Przez następne godziny pozostali dziennikarze CNN przebywający w Bostonie debatowali o cienkiej granicy między uzasadnionym wyciąganiem wniosków w oparciu o dane a nieuprawnionymi spekulacjami, oraz o innych wyzwaniach stojących przed współczesnym dziennikarstwem. Satyryk Jon Stewart nie zostawił na CNN suchej nitki. Oto telewizja doskonała – najpierw powtarza niesprawdzoną informację przez kilkadziesiąt minut, a następnie zapycha kolejne godziny czasu antenowego debatą o upadku standardów dziennikarstwa!

Trudno się dziwić, że w tej sytuacji dziennikarską i śledczą robotę biorą na siebie zwykli ludzie. Natychmiast po wybuchach w Bostonie na amerykańskich portalach społecznościowych [http://www.reddit.com/r/findbostonbombers] powstały grupy, które w oparciu o zdjęcia i filmy z ostatnich chwil maratonu, próbują zidentyfikować sprawców zamachu – niestety z równie marnym skutkiem. Bardzo szybko wskazano na dwóch podejrzanych: „faceta w niebieskiej kurtce” oraz „faceta w białej bejsbolówce”. Obaj mieli czarne plecaki podobne do tego, w którym umieszczono ładunek wybuchowy. Na podstawie stopnia napięcia pasków plecaka „faceta w niebieskiej kurtce” jeden z internautów doszedł do wniosku, że plecak był ciężki. Wniosek – zawierał ładunek wybuchowy. Znalezienie facebookowego profilu niebieskokurtkiego nie było problemem. Tłumaczył, że jest niewinny. Zapewne jest, ale kto mu tam teraz uwierzy.

Do zaprzestania poszukiwań sprawców na własną rękę i wyciągania nieuprawnionych wniosków na podstawie niepełnych danych wezwały zagorzałych internautów… amerykańskie media. Nie wiem, czy była wśród nich stacja CNN. Ale powiem, że była – tak będzie lepiej brzmiało.